Vancouver 2010. Adam Małysz zdobył srebrny medal na dużej skoczni

Adam Małysz oddał dwa fenomenalne skoki (137 m i 133,5 m) i zdobył srebrny medal na dużej skoczni podczas igrzysk olimpijskich w Vancouver. Poza zasięgiem był po raz kolejny Szwajcar Simon Ammann (144 m i 138 m). Korespondencja z Vancouver wysłanników Sport.pl.

Relacja Z Czuba i na żywo z konkursu skoków  ?

Po swoim skoku drugim skoku, gdy okazało się, że wystarczył on do srebra, Adam Małysz padł na kolana i pocałował kanadyjski śnieg. To był jeden z najbardziej wzruszających momentów igrzysk. Podobny gest wykonał w styczniu 2002 roku, kiedy wygrał konkurs PŚ w Zakopanem - wtedy też klęknął na i ucałował ziemię na zeskoku Wielkiej Krokwi.

- Dziękujemy, dziękujemy! Adam, jesteś wielki! - krzyczało kilkudziesięciu polskich kibiców, którzy przyjechali do Kanady podziwiać wielkiego skoczka z Wisły. Małysz jest w Vancouver w formie, która normalnie dałaby mu olimpijskie złoto. Ale Szwajcar Ammann fruwał w Kanadzie jak superman! 29-latek przeszedł do historii - czterech złotych medali w indywidualnych konkursach olimpijskich nie zdobył nikt. Małysz skończy karierę z trzema srebrnymi i jednym brązowym. Obaj stawali na olimpijskim podium także osiem lat temu w Salt Lake City.

Sobotni konkurs był pasjonujący. Seria próbna tylko potwierdziła to, czego wszyscy się spodziewali. Kwestia złota jest przesądzona. Ammann siedział już na belce startowej numer 15, kiedy jego trener Martin Kuentzle zaczął rozpaczliwie machać rękami i trzymaną w nich szwajcarską chorągiewką. Zakazał swojemu zawodnikowi skoku i poprosił sędziów o obniżenie belki startowej. Skoczył z 13. platformy, a i tak pofrunął najdalej ze wszystkich. 142,5 metra to był nokaut - żaden z rywali nawet się do niego nie zbliżył.

Na konkurs obniżono najazd o jeszcze jedną belkę i wielu słabszych skoczków nie poradziło sobie, skakało bardzo blisko, nie dolatywało nawet do 120 metra. Ale emocje w końcu nadeszły. Liderem przez długi czas był Fin Matti Hautamaeki, który w bardzo korzystnych warunkach uzyskał 134 m. Długo nikt nie mógł się do niego zbliżyć. Wiało z tyłu i skoczkowie, którzy - przy sprzyjających warunkach - potrafią daleko odlecieć lądowali przed 130 metrem.

Przed skokiem Małysza wydawało nam się, że wiatr się zmienił. Ale sędziowie na moment wstrzymali Polaka, nie pozwolili usiąść na belce i jechać. Nerwy trwały jakąś minutę, aż wreszcie trener Hannu Lepistoe machnął Małyszowi biało-czerwoną flagą.

I Adam pofrunął - wiatr go zaniósł aż na 137 metr. To był nokaut, jasnym było że pokonać go może już tylko jedna osoba.

Tak jak kwestia złotego medalu była rozstrzygnięta właściwie przed pierwszą serią, tak sprawa srebrnego była jasna po niej. Małysz miał ponad sześć punktów przewagi nad Hautamaekim i prawie o 13 więcej od Schlierenzauera.

Dzięki fantastycznemu drugiemu skokowi (136 m) na podium dostał się Austriak Gregor Schlierenzauer. Pierwsza trójka zawodników jest więc taka sama jak na małej skoczni tydzień wcześniej.

Pozostali Polacy dobrze. Stefan Hula skoczył 122,5 m i 124 m (19 miejsce), Kamil Stoch, 126 m i 123,5 m (14. miejsce). Krzysztof Miętus uzyskał 111,5 m i nie zakwalifikował się do drugiej serii.

Wielki Ammann przeszedł do historii skoków narciarskich. Wielki Małysz również, choć złota po które przyjechał do Kanady i którego brakuje mu w kolekcji medali nie zdobył. Ze Szwajcarem nie miał szans. Nikt by nie miał

Specjalny serwis - Adam Małysz w Vancouver ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.