Blisko 20 tys. hala wypełniła się po brzegi, ale chętnych na bilety byłoby pewnie z kilkaset razy więcej. Kanadyjczycy od kilku miesięcy ostrzą zęby na hokejową rywalizację i nawet nie dopuszczają myśli, by ich reprezentacja na swoim lodzie nie zdobyła złota. Fani do wtorkowego meczu ekipy "Klonowego Liścia" przygotowywali się podczas wcześniejszego spotkania Rosja - Łotwa, gdy zdzierali gardła dopingując rywali "Sbornej". Szybko jednak przestali wierzyć w powodzenie, bo Rosjanie wygrali 8:2 i potwierdzili, że łatwo złota nie odpuszczą.
Kanadyjczycy doping swojego zespołu zaczęli od głośnych okrzyków i tupania, ale po pierwszej tercji mieli kiepskie humory, bo ich zespół sensacyjnie remisował z przeciętnymi Norwegami.
- Gramy u siebie, więc pewnie stąd tak duże zdenerwowanie. Chcieliśmy pokazać jak dobrzy jesteśmy, ale ciągle mamy nad czym pracować - przyznał Mike Babcock, trener Kanadyjczyków.
Po przerwie ekipa "Klonowego Liścia" zaczęła jednak przypominać faworytów do złota.
"Niektóre bramki zdobywali tak szybko, że nawet nie zdążyliśmy zapisywać strzelców" - przyznali dziennikarze dziennika The Vancouver Sun.
Po każdym golu halę wypełniało głośne "ole", ale eksplozję radości wywołało pojawienie się na ogromnej tablicy twarzy Wayne'a Gretzky'ego, legendy kanadyjskiego
hokeja.
Z kolei w hali ok. 80 proc. kibiców - według agencji AP - miało założone
koszulki Sidney'a Crosby'ego, 23-letniego lidera Pittsburgh Penguins. Bohaterem meczu został jednak Jarome Iginla, strzelec trzech bramek.
- Na trybunach było bardziej biało-czerwono niż mogłem sobie wyobrazić - przyznał Iginla.
Z kolei inne zespoły wspominają, że lepszego miejsca na turnieju olimpijski niż Kanada nie można było sobie wyobrazić.
- W tym kraju ludzie mają obsesję na punkcie hokeja. Nawet w
lipcu wszyscy pasjonują się rozgrywkami NHL i dlatego presja na zdobycie złotego medalu przez gospodarzy jest bardzo duża - podkreśla Brian Burke, menedżer drużyny USA, która we wtorek pokonała Szwajcarię 3:1.