Paszczyk rozżalony, bo bezradny

Nie mamy żadnego wpływu na wyniki. Zatwierdzamy skład. Mieliśmy 430 zawodników w kadrze, 200 wyjechało. Czy to jest konkurencja? Występ polskich sportowców w letnich igrzyskach olimpijskich w Atenach należy uznać za nieudany - mówi prezes PKOl Stanisław Stefan Paszczyk.

Start w Atenach był nieudany. Liczba medali jest najmniejsza od czasów igrzysk rzymskich. Nawet gdyby kilka czwartych miejsc przy odrobinie szczęścia zamieniło się na brązowe medale, nic by to nie dało. Dziesięć medali to stan sportu polskiego. Upadek trwa od kilkunastu lat. Na każdych igrzyskach martwimy się, jakim cudem dorównać poprzedniej reprezentacji. Z roku na rok maleją nakłady państwa na sport. W 1990 r. było 0,55, teraz 0,06 proc. budżetu. Żadni sponsorzy nie podołaliby finansowaniu sportu. Hiszpańska federacja lekkoatletyki dostaje od budżetu więcej pieniędzy niż cały polski sport. Nie mówiąc o Niemcach.

Jestem rozżalony. Bo byłem bezradny. Nie mamy żadnego wpływu na wyniki. Zatwierdzamy skład. Mieliśmy 430 zawodników w kadrze, 200 wyjechało. Czy to jest konkurencja?

Błędy były w ostatnim okresie przygotowań, które często widzieliśmy, ale ulegliśmy argumentom, że te zawodniczki lub zawodnicy są mistrzami i wiedzą, jak to się robi. Zawodnicy i trenerzy w stresie byli nieporadni, nie przyzwyczaili się do tego, że walczy się od początku do końca. Bo w Polsce nie mają konkurencji.

Tragiczny jest system zarządzania sportem. Nie wiadomo, kto teraz nim zarządza. Zresztą w ostatnich 14 latach było 11 szefów sportu, a w ostatnich siedmiu dziesięciu. Funkcja ministra sportu nie ma prestiżu, struktura jest chora. Jeżeli nie będzie głębokich zmian strukturalnych i personalnych, to w Pekinie będzie gorzej.

Państwu na sporcie nie zależy i nim się nie interesuje. Poczekam dwa miesiące. Jeśli nic się nie zmieni w systemie decyzyjnym w polskim sporcie, podejmę decyzję. Nie chcę jechać na następne igrzyska, żeby wracać z pięcioma, sześcioma medalami.

Jest wielowładza. Nie ma odpowiedzialnych. Władza się dubluje, kompetencje zacierają. Kilka lat temu wiceszef sportu Pacelt był czwartą osobą od góry w łańcuchu podejmowania decyzji, dziś jest ósmą lub dziewiątą, choć jest wiceprezesem Polskiej Konfederacji Sportu. PKS ma te same departamenty co Ministerstwo Edukacji i Sportu. Albo jedni muszą wziąć odpowiedzialność, albo drudzy, a nie i jedni, i drudzy, bo to nie ma sensu. Czy PKOl tak jak we Włoszech przejmie odpowiedzialność za sport? Uchylam się od odpowiedzi. Po co jest PKOl? Promuje ruch olimpijski, edukację olimpijską. Takie są nasze zadania.

Mamy słabych trenerów, nieuczących się, nieczytających literatury. Tylko kilku trenerów imponuje wiedzą. Bo nie ma zbyt dużo chętnych, aby za 3 tys. zł być 300 dni poza domem. Najlepsi nie podejmą pracy. Dlatego 15 trenerów polskich pracuje z innymi reprezentacjami. Kiedyś był zespół metodyczny, z którym trenerzy kadry musieli rozmawiać i weryfikować plany. Teraz tam są może dwie osoby, z którymi warto to robić. Tymczasem pieniądze są wydawane przez związki sportowe głównie na wyjazdy turystyczne na zagraniczne zawody. Trzeba z tym skończyć. Ale żeby skończyć, trzeba ich kontrolować. Taki zespół metodyczny został rozpędzony przez jednego z poprzednich ministrów sportu Wiktora Kreboka.

Czy Stanisław Stefan Paszczyk powinien kierować PKOl do olimpiady w Pekinie?
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.