Rafał Stec: Logika klęski

Inauguracyjny triumf nad mistrzem olimpijskim - Serbią i Czarnogórą - smakował tym bardziej, że był nie tyle zaskakujący, co wręcz nielogiczny. Reprezentacja siatkarzy od pewnego czasu cofa się w rozwoju. Tendencję spadkową obserwowaliśmy na mistrzostwach Europy, w styczniowych kwalifikacjach olimpijskich, niedawnej Lidze Światowej. Trener Ireneusz Mazur głośno wyrażał wątpliwość, czy jest realne, by była dobrze przygotowana do igrzysk. Aż tu nagle eksplozja. Zwycięstwo nad Rosją w Memoriale Wagnera, nokaut Serbów.

Skąd wziął się świetny ateński start? Nie wiadomo. Nieobecność Vujevicia i Mestera, a także niepełna sprawność Vladimira Grbicia i Ivana Miljkovicia nie tłumaczą wszystkiego. Nie wie trener, nie wiedzą dziennikarze, kibice, siatkarze. "Czujemy, że jesteśmy w wielkiej formie" - mówili ci ostatni. Teraz znów powtarzają nieśmiertelne "nie wiem". To naczelna cecha tej reprezentacji - nic nie dzieje się zgodnie planem. Raz się udaje, raz nie (częściej), można pobić mistrzów, można dostać lanie od przeciętniaków. Od przypadku do przypadku.

Jak się nie wie, dlaczego się przegrywa, nie można zrobić nic, by następnym razem nie przegrać. Jak się nie wie, dlaczego się wygrywa, nie sposób zrobić nic, by następnym razem znów wygrać.

Kibicom pozostaje nie analizować, nie rozstrząsać, nie starać się siatkówki made in Poland ogarnąć zdrowym rozsądkiem. Trzeba liczyć, że drużyna Stanisława Gościniaka znów zachowa się nielogicznie. I zacznie wygrywać.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.