Rio 2016. "Do Asi. Piosenka wioślarzy"; Dramat Joanny Dorociak. Łzy trenera i korespondenta

Jeszcze przed igrzyskami w Rio, w kadrze polskich wioślarek rozegrał się dramat. U Joanny Dorociak, która miała wystąpić w dwójce podwójnej wagi lekkiej z Weroniką Deresz, zdiagnozowano zakrzepicę. Gdyby nie została wykryta, w każdej chwili mogło się skończyć tragedią. O niezwykłej historii opowiedział korespondentowi Sport.pl Radosławowi Leniarskiemu, trener Przemysław Abrahamczyk.

Czasem dramaty dzieją się na piątym miejscu

Dwójka podwójna wagi lekkiej przypłynęła na tym miejscu w półfinale i nie awansowała do finału A. Popłyną w finale pocieszenia, co w tym przypadku brzmi szczególnie. Informacja jest zdawkowa.

Cztery dni przed wyjazdem do Rio Joannę Dorociak, 24-letnią wioślarkę dwójki wagi lekkiej, zaczęła boleć ręka na treningu. Drętwiała. Po zajęciach ona, jej partnerka z dwójki Weronika Deresz i trener Przemysław Abrahamczyk zauważyli, że ręka spuchła. Asia poszła do fizjoterapeuty, który rękę zaczął masować.

Trener następnego dnia zajęcia dwójce odpuścił, sytuacja wróciła do normy. Nazajutrz ręka znów spuchła. Wtedy zainteresowała się nią prof. Jolanta Chwalbińska, opiekun medyczny kadry.

Zaniepokojona wysłała Asię na badania krwi z zaleceniem badania krzepliwości - na cito do ośrodka zdrowia w Wałczu. Wioślarze regularnie badają tam swoje organizmy, gdy tylko dzieje się coś nie tak. Lepiej mieć wszystko pod kontrolą.

Wtedy zaczyna się główny akt dramatu

Wyniki przychodzą złe. Krzepliwość krwi jest ogromna. To stan zakrzepicy. Natychmiast trzeba jechać do szpitala.

W tym momencie trenerowi Abrahamczykowi, który opowiada, co działo się tuż przed wyjazdem, łamie się głos. Milknie. Daję mu kilka minut na ochłonięcie.

- Asia natychmiast pojechała do Poznania na USG naczyń krwionośnych. Tamte wyniki nie pozostawiały złudzeń. Asia była poważnie chora - mówi trener. - A my w Wałczu zaczęliśmy po prostu się załamywać. Rozpamiętywać. I myśleć, co by się stało, gdyby pani doktor nie zdołała prawidłowo zdiagnozować choroby. Przypomniała nam się tragedia Kamili Skolimowskiej. Skrzep na treningu mógłby się urwać albo w podróży.

Następnego dnia było ślubowanie, dwa dni później wylot drużyny na igrzyska, a troje ludzi w Wałczu było w kompletnej rozsypce.

- Asia została w szpitalu w Poznaniu. Zakrzepica podobojczykowa. Była tam przez tydzień. Już jest w domu. Wycięto jej kawałek żebra, bo było podejrzenie, że ucisk może powodować kłopoty. Profesor Chwalbińska nie wyklucza ułomności genetycznej - mówi trener.

- Musieliśmy jakoś zareagować. Martyna [Mikołajczyk] trenowała z nami, pływała na jedynce. Zrobiliśmy dwa treningi i ruszyliśmy do Rio - mówi trener.

- Jednak dla niej... Nie tak wyobrażała sobie najważniejszy start w życiu. To samo Weronika. Asia... Nie wiadomo, czy wróci do sportu. Trzymamy za nią kciuki. Dzwonimy codziennie. Jeśli to choroba bez tła genetycznego, to wróci, jestem pewien, to wspaniały człowiek. Kochamy ją - trener znowu przestaje mówić i płacze.

Zaczynają się nami interesować inni reporterzy. Dwóch facetów stoi i płacze. Co chwila pochylają się i prostują, aby wziąć głęboki oddech. Wiem, że powinienem nagrać trenera zgodnie z wymaganiami nowoczesnego dziennikarstwa. Ale nie mogę. To dla mnie zbyt wiele. - Sytuacja nas przerosła - mówi po chwili trener. - Martyna jest bardzo kruchej konstrukcji psychicznej. Bardzo współczując Asi, sama nie potrafiła się cieszyć z wyjazdu. Próbuje się ogarnąć, przecież jesteśmy na olimpiadzie. Nie odstawała. Jestem z niej dumny. A Weronika starała się wziąć w garść. Starała się je obie podtrzymywać na duchu. Dzwonimy do siebie codziennie.

Weronika jest najbardziej doświadczona z nich wszystkich, ma 31 lat, pierwszy medal zdobyła dziesięć lat temu na MŚ do lat 23. Dwa lata później została mistrzynią świata. Razem z Asią dwukrotnie wywalczyły brązowe medale mistrzostw Europy.

- I co, panie redaktorze, bardzo ładnie popłynęły. Mało brakowało do finału A - mówi trener. Martyna, wysoka, szczupła dziewczyna, ukrywała się za czarnymi okularami, wzruszenie widać było tylko po drżących ustach. Mówiła cicho. - Gdy się dowiedziałam od Weroniki i trenera, w głowie miałam tylko jedno: jak ona się czuje. Czy będzie z nią dobrze. Nie byłam w stanie myśleć o zawodach.

- To, co tu zrobiłyśmy, jej dedykujemy. Jechałyśmy tu jak na stypę. Jej stan zdrowia był najważniejszy. Będziemy walczyć dla niej w finale B. To będzie dla Asi - powiedziała Weronika.

Odszedłem, biegnąc do strefy mieszanej, do brązowych medalistek - czwórki podwójnej. Zbiegając, spojrzałem na dziewczyny, w górę. Obejmowały się i coś do siebie szeptały.

Najbardziej niezwykli sportowcy, którzy startują w Rio

Więcej o:
Copyright © Agora SA