Tacy pływacy jak Michael Phelps - najbardziej utytułowany sportowiec w hsitorii igrzysk olimpijskich - mogą pływać spokojnie. Wiedzą, że jeśli coś im się stanie, to ratownicy cały czas czuwają. Brzmi to absurdalnie, ale to ze względu na brazylijskie prawo. Każdy publiczny basen o wymiarach większych niż 6x6 metrów musi być strzeżony cały czas, gdy ktokolwiek w nim pływa.
- Wolelibyśmy, by to prawo nie obowiązywało podczas igrzysk, ale niestety musi - powiedział Ricardo Prado, menedżer konkurencji pływackich w rozmowie z Reutersem. Ratownicy dostają ok. 340 dolarów tak naprawdę za oglądanie igrzysk z najlepszych możliwych miejsc. Bliżej akcji znajdują się tylko sędziowie.
Prawdopodobieństwo tego, że ratownicy rzeczywiście się przydadzą, jest niewielkie. - Szansa wynosi jeden na milion, ale jesteśmy przygotowani - powiedział 39-letni ratownik Anderson Fertes który przyznał, że marzy o możliwości uratowania Phelpsa. - Nie sądzę, by nas potrzebowali, ale będziemy czujni na wszelki wypadek.
- To jedna z najśmieszniejszych rzeczy jakie widziałem podczas igrzysk olimpijskich - skomentował całą sytuację Matthew Stanley, nowozelandzki pływak. - Byliście kiedyś na Bali? Tam ratownicy siedzą na swoich wieżyczkach i cały czas piją piwo. Tak mi się to skojarzyło. Jeśli ktoś dostanie ataku serca, to już po nim.
W Rio zrobiło się bardzo gorąco. Fotoreporter Reutersa nie mógł się powstrzymać [ZOBACZ ZDJĘCIA]