Rio 2016. Marcin Lijewski: kibicujmy raczej lekkoatletom i siatkarzom

- Apeluję do wszystkich: jeśli nasi zagrają słabszy mecz w grupie, to ich nie skreślajcie - mówi Marcin Lijewski, dwukrotny medalista MŚ piłkarzy ręcznych, piąty zawodnik igrzysk w Pekinie. - Kibicujmy naszym lekkoatletom, siatkarzom, a za chłopaków trzymajmy kciuki po cichu - proponuje były as kadry. W niedzielę godz. 21.40 Polska zagra z Brazylią. Relacja na żywo w Sport.pl

Obserwuj @LukaszJachimiak

Łukasz Jachimiak: Na co będzie stać Twoich kolegów na igrzyskach w Rio?

Marcin Lijewski: Czuję spokój, choć turniej już za chwilę się zaczyna. W niedzielę gramy z Brazylią i na pewno nie liczę na wspaniałą formę Polaków, nie wierzę, że pokażą nam fajerwerki. Plan powinien być taki, i taki jest, żeby zacząć przeciętnie i od tej przeciętności iść do coraz lepszej gry. Tak, żeby ostatni mecz w naszym wykonaniu był najlepszy. Dlatego celem na niedzielę jest tylko zwycięstwo, punkty, które trzeba zbierać, żeby wyjść z grupy. Dopiero w ćwierćfinale spodziewam się formy, od niego chcę zobaczyć apogeum dyspozycji chłopaków.

W ćwierćfinale można trafić na Francję, Danię, Chorwację - widzisz w grupie A zespół, który naszej drużynie pasowałby bardziej niż inne?

- Z mojego doświadczenia wiem, że nie ma sensu wybierać sobie rywala. W Pekinie żeśmy sobie tak wysterowali, że trafiliśmy na wymarzoną Islandię, a ona pokazała nam fucka. Mówię brzydko, bo tamta porażka ciągle boli. Nauczyła nas tyle, że życie trzeba brać takim, jakie jest, że trzeba się dopasować do sytuacji, a nie na siłę kombinować.

Islandia w tobie siedzi pewnie bardziej niż w tych zawodnikach, którzy po ośmiu latach wrócili na igrzyska, bo oni mają szansę powalczyć o marzenia jeszcze raz?

- Trudno mi mówić za tych, którzy są teraz w Rio, ale po Pekinie na pewno bardzo długo nas wszystkich ta Islandia bolała. W końcu jednak każdy z nas musiał przestać żyć przeszłością, przyszły nowe wyzwania, życie się toczyło, trochę jeszcze powygrywaliśmy. Jestem przekonany, że dla chłopaków, którzy są teraz na igrzyskach, liczy się jedno - wspaniała możliwość napisania historii. Jeszcze lepsza niż ta, jaką mieliśmy w 2008 roku, bo część kadry ma już doświadczenie, wie, jak rozegrać turniej olimpijski.

Was w 2008 roku zgubiła pewność siebie? Mieliście w turnieju dwa słabe mecze - z Islandią, o której mówisz, że ją sobie wymarzyliście, i z Brazylią, jednym z łatwiejszych wtedy rywali w grupie.

- Z Brazylią graliśmy bodajże o godz. 9 rano, musieliśmy wstać przed szóstą. Mecz był bardzo ciężki również dlatego. Rzeczywiście długo się męczyliśmy, nie byliśmy sobą. A Islandia? Każdy z nas miał w nogach, w plecach, w każdej części ciała megadługi sezon. Kwalifikacje olimpijskie graliśmy po sezonie, zaraz po nich były jeszcze eliminacje mistrzostw świata. Urlopów praktycznie nie mieliśmy. Odpoczywałem przez pięć dni. Mówię z ręką na sercu - dostałem pięć dni na pobycie z rodziną. No i przyszło zmęczenie materiału. Teraz koledzy mieli lepsze szanse na zregenerowanie sił, na to, żeby odpocząć od siebie. Wiem, że Tałant fajnie poprowadził przygotowania, wszyscy wiedzą, jak podejść do turnieju i który mecz, który moment będzie najważniejszy. Apeluję do wszystkich - jeśli nasi zagrają słabszy mecz w grupie, to ich nie krytykujcie, nie skreślajcie, nie wywierajcie presji. Najważniejszy będzie ćwierćfinał.

Boisz się pierwszych meczów? Po Brazylii, czyli niewygodnej drużynie gospodarzy, zagramy z Niemcami, mistrzami Europy. Gdybyśmy zaczęli dwiema porażkami, swój apel pewnie musiałbyś powtarzać do znudzenia?

- Dlatego już proszę o rozsądek. Ten turniej jest bezlitosny. Jego formuła jest bardzo przykra. Można grać jak my w 2008 roku i nagle przegrać mecz, który zdecydowanie powinniśmy wygrać, a może w grupie przegrać nawet trzy spotkania z pięciu, ledwo wejść do ćwierćfinału, a później zdobyć medal. Cztery lata temu w słabym stylu z grupy wyszli Szwedzi, osiem lat temu tak do ćwierćfinału dotarła Islandia, a później te ekipy zagrały w finałach i zdobyły srebrne medale. Życzę sobie, żeby teraz tak wyglądał turniej w wykonaniu naszej reprezentacji.

Na stałą, równą, dobrą grę od pierwszego meczu nie liczysz, bo nie mamy aż tak mocnej kadry? W Pekinie mieliśmy tylko czterech graczy z ligi polskiej, teraz mamy tylko trzech zawodników z lig zagranicznych, co pokazuje poziom, nawet jeśli teraz mamy mocne Vive Kielce, najlepszy klub Ligi Mistrzów.

- Zgadza się, materiał jest inny. Osiem lat temu mieliśmy zupełnie inny zespół. Z tej fajnej ekipy zostało niewielu chłopaków. Ale nowy zespół, choć totalnie inny, też jest ciekawy. Czasy się trochę zmieniły, Bundesliga już nie jest marzeniem każdego zawodnika, Vive ściągnęło wielu ludzi, którzy mogli grać na zachodzie. Spokojnie, dajmy chłopakom napisać ich historię.

Nie martwi cię obsada niektórych pozycji? Kiedyś na środku rozegrania mieliśmy Grzegorza Tkaczyka, Mariusza Jurkiewicza, Bartłomieja Jaszkę, teraz mamy Przemysława Krajewskiego i Łukasza Gieraka, którzy na tej pozycji nie rozegrali nawet pół wielkiego turnieju. To problem, czy nie, bo Dujszebajew ma wizję?

- Wierzę w to, że Tałant wie, co robi. Podjął taką decyzję, postawił na tych chłopaków, a ja nie będę tego komentował, bo nawet nie mam prawa. Trener bierze za to odpowiedzialność, my nie mamy za co go krytykować. To oczywiście łatwe, ale ja tego nie zrobię. Będę siedział cicho i wspierał chłopaków.

Skoro cicho, to nie powiesz, że wierzysz w medal, że na niego czekasz?

- Kibicujmy naszym lekkoatletom, siatkarzom, bo oni też apetyty mają wielkie. A za piłkarzy ręcznych trzymajmy kciuki po cichu.

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.