Rio 2016. Igrzyska jak Jezus z Corcovado: stanął nie w porę, ale kto to dziś pamięta?

Ta konkurencja olimpijska nigdy nie wychodzi z mody: obrzydzanie sobie kolejnych gospodarzy, zanim igrzyska się zaczną. Ale w przypadku Rio obrzydzanie doszło do granic absurdu. Mundial w Brazylii dwa lata temu też nie był doskonały. Ale był fantastyczny. Ceremonia otwarcia odbędzie się około godz. 1 w nocy z piątku na sobotę. Relację będzie mogli śledzić w Sport.pl - To jest Twój LIVE.

Na promenadzie wzdłuż Copacabany trwają właśnie codzienne igrzyska: rowerzystów, rolkarzy, deskorolkarzy, biegaczy. Gdyby to było brazylijskie lato, to te codzienne igrzyska trwałyby też wieczorami na plaży i trudno byłoby znaleźć wolne miejsce między boiskami do siatkówki plażowej, plażowego futbolu, siatkonogi, między karimatami szkółek fitnessu, siłowniami pod gołym niebem i zajęciami z tańca. Ale to nie jest brazylijskie lato. Słońce jest za chmurami, od czasu do czasu pada, bywa naprawdę chłodno, jest sezon urlopowy i wieczorami chętnych do codziennego sportu brak. A sportu olimpijskiego jeszcze się tu mocno nie czuje, mimo że Copacabana to jedno z najważniejszych miejsc Rio 2016. Tu stoi gigantyczny, tymczasowy stadion do siatkówki plażowej, tu jest zatrzęsienie oficjalnych olimpijskich hoteli. Na drugim końcu plaży będzie start i meta wyścigu kolarskiego, zawody w triathlonie, pływaniu długodystansowym. Przejdziesz z Copacabany w stronę Ipanemy - jesteś blisko toru dla wioślarzy i kajakarzy. Przejdziesz w przeciwną stronę, w stronę plaży Flamengo, i jesteś blisko żeglarskiej mariny.

Witaj w cudownym mieście. I rzuć co łaska

Olimpijczycy już tędy kursują na treningi, narzekając na długie dojazdy z wioski i mocne fale na torze. Dziennikarze kursują, szukając śmieci i kolejnych bakterii w lagunie wioślarzy i w zatoce żeglarzy. A na promenadach wzdłuż oceanu jeszcze wygrywa codzienność. Olimpijskich znaków mało, bo ukraiński podwykonawca zawalił sprawę: chciał oszczędzić i oznakowania przypłynęły z Chin spóźnione i wybrakowane. Będą montowane w pośpiechu, jak wszystko. Czasem tylko mignie ci jakiś spacerowicz w olimpijskim dresie i z akredytacją na szyi, albo ekipa z kamerą. Za to miejscowy magik od rzeźb z piasku już jest gotowy: nad piaskową tablicą z wielkimi napisem "I love Rio" i "Witajcie w cudownym mieście (cidade maravilhosa, to jak synonim Rio)" wyrzeźbił najbardziej rozpoznawalne atrakcje: Jezusa z Corcovado, łuki akweduktu z Lapy, Głowę Cukru. Chcesz zrobić zdjęcie albo nakręcić - wrzuć co łaska. - Co łaska to może być nawet real albo dwa - mówi. Za dwa reale nie kupisz przy Copacanie nawet szklaneczki kawy. Ale jego żniwa dopiero nadchodzą, na razie zdjęcia mają puściutką plażę w tle.

Igrzyska przy Alternatywy 4

W wiosce olimpijskiej, gigantycznym nowym osiedlu na zachodzie Rio, w dzielnicy Barra da Tijuca, serial "Alternatywy 4" jeszcze się nie skończył. Krany już działają, podłóg nie zalewa, ale zdarza się czasem, że zamówiona ekipa sprzątająca wpada do pokoju w środku nocy. Barra, główna dzielnica igrzysk, to miasto w mieście. Inne Rio de Janeiro, zresztą wielu mieszkańców chętnie by Barrę od Rio odłączyło. Tu atrakcji turystycznych nie ma, ale jest przestrzeń, nowoczesna architektura i jedno centrum handlowe na drugim. A z okazji Rio 2016 powstała jeszcze trasa dla specjalnych szybkich autobusów i nowiutka linia metra. Skończy się dzięki nim koszmar wielogodzinnych podróży zakorkowanymi drogami do centrum i z powrotem. - Barra jest inna i ogromna, tu jak w Stanach, wszędzie jedziesz samochodem. A w centrum Rio wszędzie lepiej bez samochodu - opowiada nam brazylijska wolontariuszka. Wioska olimpijska to miała być deweloperska perła Barry, pięknie położone nowe osiedle. Klienci mieli walczyć o mieszkania, do wzięcia po igrzyskach. Ale na razie chętnych jest garstka, a olimpijscy lokatorzy po wprowadzeniu się spisali całą książkę skarg i zażaleń.

Zdążyli wybudować, posprzątać już nie

- Dla mnie to olimpijski debiut, ale rozmawiałam z judoczkami, które były cztery lata temu w Londynie. Tam było w wiosce perfekcyjnie. I dziewczyny mówiły, że aż je to paraliżowało. No, tutaj nie sparaliżuje. Ale ten luz jest bardzo przyjemny - śmieje się Małgorzarza Jasińska, która już w niedzielę startuje z dwiema innymi Polkami w kolarskim wyścigu szosowym. Działacze z Polskiego Komitetu Olimpijskiego mówią, że w reprezentacji znalazła się już grupa sportowców, którzy sami się biorą za drobniejsze naprawy, u siebie i innych. Albo za mycie okien, bez czekania na ekipę. Bo pierwsze wrażenie z każdego obiektu igrzysk jest właśnie takie: najbardziej by się tu przydał odkurzacz i szmata. Czy to wioska sportowców, czy biuro prasowe. Zdążyli wybudować i podłączyć, nie zdążyli odkurzyć. Tylko w wiosce dziennikarskiej sprawy jeszcze stoją na głowie: na wyższych piętrach już można mieszkać, a na dole jest plac budowy: robotnicy, rusztowania, taczki z cementem, szyby zaklejone folią. A całe osiedle - w szczerym polu, ale za to z pięknym widokiem na lagunę i wzgórza. Sceny jak sprzed igrzysk w Soczi, z Krasnej Polany, gdzie też wioska dziennikarska powstawała tam, gdzie wcześniej niczego nie było. I też powstawała w ostatniej chwili, a zdjęcia podwójnych sedesów, wystających kabli i innych niedoróbek obiegały świat.

Sedes z Soczi, płot z Londynu

Takie są zwykle ostatnie dni przed igrzyskami: gości jeszcze mało, miejscowi zajęci codziennością, organizatorzy w panice, w mediach licytacja co pójdzie nie tak. Wyszukiwanie wad gospodarza igrzysk to jedna z prężniejszych olimpijskich konkurencji. Obecna w programie olimpiad od samego początku, David Goldblatt w wydanej właśnie historii igrzysk przypomina, jak wysłannik "New York Timesa" na igrzyska w Atenach 1896 krążył po mieście tropem brudu, gruzów i niedoróbek. I nic się tu nie zmieniło, nadal lubimy straszyć i być straszeni plagami które spadną na igrzyska. A dziś każdy kto wyszuka brud, gruz i niedoróbki wrzuca je od razu na Facebooka czy Twittera. Jesteśmy bombardowani złymi wiadomościami, choć dzisiejsze problemy to nic w porównaniu z tym, co już w historii olimpizmu było. Choćby w porównaniu z Montrealem 1976, gdzie się nie udało dokończyć głównego stadionu igrzysk. Albo z Meksykiem 1968, gdzie tuż przed igrzyskami władza krwawo stłumiła protest studentów.

O tej porze cztery lata temu w Londynie medialne katastrofy nadciągały z każdej strony: budżet przekroczony, mieszkańcy niechętni igrzyskom, kontrakt na olimpijską ochronę zerwany w ostatniej chwili, wioska ogrodzona płotem z drutem kolczastym, co się niektórym kojarzyło jednoznacznie. A potem był i sukces organizacyjny i entuzjazm. Soczi też nie okazało się miastem podwójnych sedesów, tylko miastem dobrze zorganizowanych igrzysk. Bardzo kontrowersyjnych, bez atmosfery, bez tłumów kibiców, ale sama organizacja - transport, obiekty, wolontariusze - była wzorowa.

Mundial człowieka serdecznego

Brazylijczycy też już to przerobili: dwa lata temu mieli nie zdążyć z budową stadionu otwarcia mundialu, mieli sparaliżować mistrzostwa protestami ulicznymi, lotniska miały się zatkać, drogi doszczętnie zakorkować. A udał się fantastyczny mundial. Z organizacyjnymi potknięciami, ale bez dramatów. Z niezapomnianą atmosferą, serdecznymi ludźmi.

Brazylijski historyk Sergio Buarque de Holanda napisał kiedyś, że Brazylia dała światu człowieka serdecznego i z serdeczności zrobiła swój znak firmowy. Ważniejszy niż futbol czy kawa. I tej serdeczności na pewno nie zabraknie. Ale Brazylijczyk lubi też ponarzekać na rzeczywistość, a powodów ma dużo więcej niż przed mundialem. Wtedy dopiero się zaczynał kryzys gospodarczy. A teraz trwa recesja, najgorsza zapaść od lat 30. XX wieku, gdy Rio było jeszcze stolicą, i gdy załamał się światowy rynek kawy. Z obecnymi igrzyskami jest trochę tak, jak wtedy z Jezusem z Corcovado. Gdy się zaczynała jego budowa, w latach 20., Brazylia była jeszcze rozpędzona, bogata i optymistyczna. A gdy Jezus na Corcovado był gotowy, w 1931, trwał już kryzys, było już po zamachu stanu, zaczynała się rewolucja która zmiotła dotychczasowe elity władzy.

Igrzyska prywatno-państwowe

Siedem lat od wyboru gospodarza igrzysk do zorganizowania igrzysk to szmat czasu, niejeden kraj wpadał w tym czasie w kłopoty. Ale w Brazylii nawet dwa lata które upłynęły od mundialu były jak cała epoka. Podczas mundialu w Brazylii dopiero się zaczynał kryzys na szczytach władzy, a teraz jest tam krajobraz jak po trzęsieniu ziemi. Dwa lata temu prezydent Dilma Roussef była na stadionach mundialu wygwizdywana i wyzywana. A teraz jest już odsunięta od władzy, rządzi tymczasowy prezydent Michel Temer, z ledwie kilkunastoprocentowym poparciem w sondażach. Poprzednik Dilmy, prezydent Lula, ma mieć wkrótce proces o utrudnianie pracy wymiarowi sprawiedliwości. Skandal korupcyjny wokół firmy Petrobras wybuchł już po mundialu i wywrócił scenę polityczną, zatopił wiele biznesów, ciągnąc na dno również gigantyczne firmy, które miały finansować przygotowania do igrzysk. Bo to są igrzyska prywatno-państwowe, udział biznesu w przygotowaniach jest tu dwukrotnie wyższy niż w Londynie. To miał być wielki plus tych igrzysk, wzór dla innych. Dlatego dziś porażki w przygotowaniach bolą Brazylię podwójnie. Siedem lat temu zdobywała prawo do organizacji igrzysk jako pieszczoch inwestorów, jako kraj który znalazł trzecią drogę i zmierza do wielkiej piątki gospodarek świata. Dziś Brazylia się cofa, nikt nie bierze jej za wzór, ierówności społeczne się pogłębiają, a problemem przygotowań do igrzysk już nie jest korupcja, tylko pustki w kasie. Biznes podupadł, stan Rio de Janeiro jest właściwie bankrutem. Na konstrukcje pieniędzy wystarczyło, ale na wykończenie już zaczęło brakować i to widać. Tutaj się zaczęła prowizorka, której dość mają wszyscy: i sami gospodarze, i Międzynarodowy Komitet Olimpijski.

Rio bez mamy, bez taty, bez dziadka

Przez tych kilka ostatnich lat przygasła gwiazda młodego mera Rio de Janeiro Eduardo Paesa. Skruszało imperium Marcelo Odebrechta, najpotężniejszego dewelopera Brazylii. Dilma i Lula, mama i tata igrzysk w Rio, jak ich lubiła nazywać Dilma, są odsunięci od władzy i nie przyjdą na piątkową ceremonię otwarcia. Dziadek igrzysk, Joao Havelange, człowiek który jako szef FIFA i członek MKOl był jednym z architektów współczesnego sportu, stał się w FIFA persona non grata po tym, jak korupcyjnych dowodów przeciw niemu zebrało się tyle, że już nie można było tego dłużej ignorować. MKOl zaprosił go na igrzyska, ale Havelange, stulatek, dopiero został wypisany ze szpitala po zapaleniu płuc i trudno się go w piątek na Maracanie spodziewać. Nie ma mamy, taty, nie ma dziadka, na sesji MKOl w Rio nie przemawiał żaden miejscowy polityk, co się na takich sesjach od dawna nie zdarzyło. To cud, że wśród takiej zawieruchy mimo wszystko udało się z najważniejszymi przygotowaniami zdążyć.

Igrzyska to dziś gigantyczny buldożer niszczący finanse kraju i miasta gospodarza. Miasta najpierw się ścigają żeby je dostać, a potem się dławią. Pogłębiają nierówności społeczne, wysiedlając biedniejszych mieszkańców, by zbudować infrastrukturę olimpijską i przyciągnąć zamożniejszych. Tak się działo nie tylko w kraju faweli, ale też w bogatej Kanadzie, przy okazji igrzysk w Vancouver. Budżet też się rozdymał ponad plan każdemu gospodarzowi. Samo zabezpieczenie igrzysk to w obecnej rzeczywistości półtora miliarda dolarów po których nie pozostanie żaden ślad. A Brazylia rozwijała się zawsze skokami, za które płaciła potknięciem i długim zbieraniem się do następnego skoku. Zostawało po tych skokach mnóstwo projektów zaczętych, a potem porzuconych. Jak te słynne kawałki autostrad w dżungli czy fabryki-widma. W marnotrawieniu pieniędzy na sportowe imprezy i w niedotrzymywaniu złożonych przy tej okazji obietnic Brazylia też ma wielkie doświadczenie. Mundial 1950 był rozgrywany na niedokończonej Maracanie. Na Igrzyska Panamerykańskie 2007 Rio zbudowało piękną kolorową wioskę, osiedle z mieszkaniami na sprzedaż. Brzmi znajomo, prawda? Wtedy też usterka goniła usterkę, wszystko kończono w pośpiechu, bo główny wykonawca zbankrutował. Miała powstać obwodnica miasta, nie powstała. Powstał wtedy stadion lekkoatletyczny, będzie areną igrzysk w Rio, ale trzeba go było przebudować za wielkie pieniądze. Odnowiona została wtedy Maracana, ale przed mundialem trzeba ją było odnowić jeszcze raz, za krocie. Powstał wtedy welodrom, ale trzeba go było zburzyć i na Rio zbudować nowy.

Brazylijczycy, królowie finiszu

Tych błędów zebrało się dużo, ale gdy porównać Rio do innych igrzysk, to te zbliżające się nie będą ani rekordowo rozrzutne, ani rekordowo spóźnione. Po prostu - takie sobie, jeśli chodzi o przygotowania. Jak na pierwsze igrzyska Ameryki Południowej, świata skrajności - całkiem nieźle. A jakie tego igrzyska będą jeśli chodzi o wspomnienia, dopiero zobaczymy. Brazylijczycy to w przygotowaniach mistrzowie przyspieszania na finiszach i nadrabiania miną, a cariocas, czyli mieszkańcy Rio, przywykli go goszczenia wielkich imprez. W ostatnich latach były tu i Igrzyska Panamerykańskie i Światowe Dni Młodzieży, i mundial. Były problemy, ale zostawały piękne wspomnienia. Nie wspominając o tym, że co roku milion gości bawi się tutaj podczas karnawału. I bawili się też w 2016, gdy epidemia Ziki szalała, a nie przygasała, jak teraz.

Igrzyska, tak jak kiedyś inauguracja pomnika z Corcovado, zastają Brazylię, gdy akurat leży na ziemi po wielkim skoku. Ale z nadzieją, że też po latach powie - jednak było warto.

Starty Polaków na igrzyskach w Rio. O której trzeba wstać, żeby nie przegapić [TERMINARZ]

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.