Rio 2016. Ziółkowski: Wciąż nie otrzymałem medalu z MŚ juniorów w 1994 roku

- Jest wiele możliwości porządnego uhonorowania tych, którzy przegrali z koksiarzami. Można to zrobić na dorocznych galach IAAF-u, czy MKOl. Ale najważniejsze, to odstraszyć od dopingu. Jak w Niemczech, gdzie można pójść do więzienia za podawanie koksu - mówi Szymon Ziółkowski o dopingu w sporcie tuż przed startem igrzysk olimpijskich w Rio de Janeiro.

Radosław Leniarski: Ile medali otrzymał pan pocztą po porażkach z dopingowiczami i ich dyskwalifikacjach?

Szymon Ziółkowski: - Jeszcze żaden do mnie nie wrócił, choć pierwszy złoty przegrałem z dopingowiczem już 1994 roku na mistrzostwach świata juniorów w Lizbonie. Po miesiącu - już po miesiącu! - dowiedziałem się, że Ukrainiec Władysław Piskunow był "zanieczyszczony" [później wpadł po raz drugi i dostał karę dożywotniej dyskwalifikacji - red], i że to ja jestem mistrzem. Od tego momentu minęło 22 lata i nic się z tym nie zrobiono, a medal wciąż jest u niego.

Dlaczego?

- Bo wszyscy mają to gdzieś. I światowa federacja lekkoatletyczna [IAAF] i polski związek. Nikt się tym nie interesuje, a ja nie mam możliwości odzyskać medalu. Musiałbym do kolegi na Ukrainie pojechać, a w przypadku późniejszych medali na Białoruś, zapukać do drzwi i powiedzieć: Oddawaj medal i diengi.

Miał pan otrzymać złoty medal za mistrzostwa świata w Helsinkach w 2005 roku po wpadkach notorycznych koksiarzy Wadima Dziewiatowskiego i Iwana Cichana...

- Miałem otrzymać złoto. Ostatnio dowiedziałem się, że jednak srebro, a i tak wciąż mam tylko brąz. Okazało się, że koksiarz, który wygrał w Helsinkach, czyli Dziewiatowski, jest na Białorusi uważany za najczystszego po papieżu i on nie został zdyskwalifikowany. Ukarano tylko Cichana, więc przysługuje mi srebro.

Panuje w tym oddawaniu medali taki burdel, że ja już nie wytrzymuję. Ale nie zamierzam odpuszczać.

A Tomek Majewski otrzymał medal za mistrzostwa Europy.

- No, bo to były mistrzostwa Europy, zarządzane przez Europejską Federację Lekkoatletyczną, a nie przez źródło totalnej rozpierduchy, czyli IAAF. Skoro jej niedawny szef Lamine Diack siedzi w areszcie [domowym - red] oskarżony o korupcję [przy tuszowaniu dopingu - red], to jak mogło tam być dobrze? Wiecznie powtarzał, że walka z dopingiem idzie na śmierć i życie.

Jak byłem członkiem Komisji Zawodniczej IAAF, wielokrotnie pytałem, co z tym oddawaniem medali zrobić. Poradzono mi, abym założył sprawę cywilną. Owszem, mogę to zrobić, próbując wywalczyć odszkodowania, lub zwrot potencjalnych dochodów z umów ze sponsorami, ale przecież startowałem do cholery pod egidą IAAF. Federacja powinna zapewnić przestrzeganie przepisów i egzekwowanie kar w przypadku ich łamania. Powiedziałem działaczom IAAF: Macie jako organizator wszelkie narzędzia, aby zrobić z tym porządek. Ja, Ziółkowski, ich nie posiadam. Ja spełniłem wszelkie warunki, byłem grzeczny, a teraz mam jeszcze walczyć z oszustami? Możecie wymusić na krajowych związkach lekkoatletycznych odebranie trofeów i zysków od koksiarzy, choćby poprzez zakaz startów reprezentacji. Tylko trzeba chcieć to zrobić. Zawieszenie Rosji nie było dla IAAF większym problemem, więc dlaczego tego nie zrobić z Białorusią, skoro nie chcą oddać medali? Wtedy problem ma białoruski związek i niech on się szarpie z Cichanem i Dziewiatowskim. Ja, nawet gdybym zabrał ze sobą pół Pruszkowa i Wołomina, nawet gdybym wziął czołgi od Macierewicza, i tak bym nic nie zdziałał.

Z kim pan w tej sprawie romawiał?

- Najpierw z [ówczesnym] szefem Komisji Zawodniczej Frankie Fredericksem, który popychał sprawę dalej. Ostatnio, jakieś pół roku temu, wysłałem list do nowego szefa IAAF Sebastiana Coe za pośrednictwem PZLA. Dotąd nie otrzymałem odpowiedzi. Ponowię próbę. Nie mam zamiaru odpuścić. Jeśli tak ma wyglądać walka z dopingiem, to jest tylko burzą w szklance wody, i nie ma żadnego sensu. W ten sposób władze pokazują tylko to, że jesteśmy koksiarzami, oszustami, bo prawdziwych, czystych zwycięzców chowa się głęboko, jakby się ich wstydzono. Dla mnie zmienia się tylko wpis na Wikipedii. Na przykład zmienia się, jeśli chodzi o igrzyska w Atenach w 2004 roku: byłem 13, poza finałem A. Z tego finału ściągnięto już czterech zawodników za doping. Czyli byłbym w finale i wszystko mogłoby się zdarzyć.

Wie pan oczywiście, że Cichan wystartuje w Rio?

- Już go widziałem, jak wystąpił w mistrzostwach Europy w koszulce z hasłem "Rzucam czysty". Ręce mi opadają. Wymyśliła to Europejska Federacja, no, ale w przypadku Cichana to kabaret. Hipokryzja. Powinni dla niektórych przygotować koszulki z napisem "Brałem koks" - ciekawe, ilu by się zgłosiło koksiarzy do startu? Cichan startuje, jak gdyby nigdy nic. I ma szansę zdobycia medalu olimpijskiego. To byłaby masakra. Ale przecież nie koniec, ani nie początek zła. Kto kontroluje kenijskich biegaczy? Dla europejskiego kontrolera każdy z nich wygląda tak samo. Każdy Chińczyk wygląda tak samo. Nie ma możliwości rzetelnej kontroli. Niezaplanowana kontrola na Białorusi, która wymaga wiz? Żarty. Białoruś badania antydopingowe wykonywała w Rosji. No, to chyba wszystko jasne? Teraz wykonuje w Polsce. Ale próbki pobierają Białorusini. Więc Cichan jest czysty jak łza.

No, właśnie, on startuje w Rio, lekkoatleci z Rosji nie. Uważa pan, że na Białorusi jest inaczej niż w Rosji?

- Ja uważam, że decyzja, aby pozwolić Rosjanom na start, o ile nie mieli wcześniej żadnej wpadki jest doskonały, tylko dlaczego ograniczać się do Rosji? Każdy, komu kiedyś udowodniono doping, powinien mieć zakaz startu w igrzyskach, prawdziwym, najważniejszym święcie sportu.

Skupiono się na łapaniu i karaniu dopingowiczów, nawet jeśli niezbyt skutecznie. Ale o ofiarach procederu jest cicho. Pomyślałem, że dobrze byłoby doprowadzić do tego, aby dekorować tych, którzy przegrali z koksiarzami jak mistrzów, w świetle reflektorów i przy pełnym stadionie, przy najbliższej możliwej okazji....

- Jest wiele możliwości porządnego uhonorowania tych, którzy przegrali z koksiarzami. Można to zrobić na dorocznych galach IAAF-u, czy MKOl. Ale najważniejsze, to odstraszyć od dopingu. Jak w Niemczech, gdzie można pójść do więzienia za podawanie koksu.

Przygotowanie olimpijczyka do startu kosztuje podatnika milion złotych rocznie. Milion złotych! Oszukując państwo poprzez branie dopingu, olimpijczyk-koksiarz defrauduje te pieniądze. Facet, który buchnął dwie puszki tuńczyka w Biedronce idzie do paki na trzy miesiące, a ten co zawinął milion pozostaje bezkarny? Tak nie może być.

Zobacz wideo

39 niezwykłych sportowych ciekawostek! [KLIKNIJ]

Więcej o:
Copyright © Agora SA