Piotr Małachowski: Na początku był problem z pogodą, musieliśmy się nakombinować, żeby wstrzelić się z treningami w te lepsze momenty. Ale poza tym, że padało, wszystko było i jest ok. Treningowo, siłowo, czuję się naprawdę dobrze.
- Jeżdżę do niej już od 10 lat. Nie ma tam takich świetnych warunków jak w Chula Viście, gdzie do dyspozycji miałem m.in. kilka rzutni i działającą bez przerwy odnowę biologiczną, ale dało się porządnie popracować, przygotować się do sezonu.
- Tak, do Portugalii pojechałem ze swoim trenerem. Spokojnie, nic złego się nie dzieje. Rozłączyliśmy się tylko wtedy, kiedy on m.in. z Robertem Urbankiem poleciał do RPA, a ja do San Diego, bo uznałem, że tam będę się czuł lepiej. W USA miałem pomoc od Krzysztofa Kaliszewskiego, czyli trenera Anity Włodarczyk, więc nie było żadnego problemu.
- On w tamtejszym ośrodku opiekuje się dyskobolami, przychodził na moje treningi ze swoimi zawodnikami, nagrywał moje rzuty. Jakieś uwagi wymieniliśmy, ale nie było tak, że się na mnie skupił, że chciał coś w mojej technice ulepszyć. Zresztą, co tu się nowego wymyśli? Niewiele. Trzeba uważać, żeby technika była poprawna i modlić się, żeby było zdrowie.
- Nie pamiętam. Teraz też pobolewa mnie kolano. Ale nic mnie na dłużej z treningu nie wyłącza.
- Oczywiście będę startował.
- Jasne, że to będzie tylko przerywnik, formy na pewno nie będę szykował. Pojadę tam będąc w treningu, sprawdzę sobie, na jaki wynik będzie mnie stać na trochę ponad miesiąc przed Rio.
- Nie obiecam, że tak będzie. Wchodzą nowi, młodzi zawodnicy, pokazują się coraz mocniej, łatwo z nimi wygrywać w tym sezonie nie będzie. Zaczekajmy na pięć pierwszych startów, zobaczmy też, jak będzie się prezentował Robert Harting, który wróci po kontuzji [Harting doznał kolejnej kontuzji, naderwania mięśnia piersiowego, i przesunął pierwszy start na 2 czerwca, na mityng w Rzymie - red.]. Na razie nie ma co się napinać. W tym roku chłodna głowa będzie bardzo ważna.
- Różnie w życiu bywa, otoczka takiej imprezy może podziałać na każdego. Wielu wielkich zawodników odpada w eliminacjach takich zawodów. Nie chcę sobie przypominać eliminacji z Pekinu z ubiegłego roku, kiedy dopiero trzecim rzutem wszedłem do finału. Nie powiem, że jestem pewny medalu. Pewny mogę być tego, że jeśli ze zdrowiem nadal wszystko będzie ok, to będę przygotowany na dalekie rzuty. I już.
- Dawne czasy, już nawet nie bardzo pamiętam, jak się wtedy czułem (śmiech). Ale faktycznie, tam wszystko nabrało rozpędu.
- Na wielkich imprezach potrafi się świetnie zmobilizować. I nie mam na myśli mistrzostw Polski. Czasami się zastanawiam, skąd on to bierze, że kiedy wszyscy mówią, że jest w słabej formie, kiedy jest po kontuzji i teoretycznie nie ma szans, to on na wielkiej imprezie jednak świetnie walczy, ma najwyższą dyspozycję. Bez większych emocji słucham teraz, że jest stary, że się skończył. Nie, nie, on jeszcze pokaże pazur, jeszcze wszyscy zobaczą, że potrafi walczyć.
- Powiem tak: jak zdobędę srebrny medal dla Polski, to na pewno smutny nie będę. Ale oczywiście marzeniem jest, żeby skończyć swoją karierę ze złotym medalem olimpijskim.
- Nie, jeszcze się trochę ze mną pomęczycie (śmiech). Jak długo, nie wiem. Na pewno przestałbym rzucać, gdybym osiągał po 60 metrów, bo to byłby wstyd, po takie wyniki nie byłoby warto wchodzić do koła. Ale czuję, że jeszcze długo będę mógł rzucać na zawodach w granicach 64-66 metrów. To są przyzwoite wyniki, z takimi można jeszcze postartować. Oczywiście miło byłoby to robić, mając już wszystko, czyli również olimpijskie złoto.
- Na wielkich zawodach to się rzadko zdarza, bo potrzebne są bardzo dobre warunki. Ale jak gdzieś na nie trafię, to na pewno się o 70 metrów pokuszę. Na razie celem numer jeden jest startowanie bez wpadek w mityngach Diamentowej Ligi. Przerzucenie chociaż raz 70 metrów to drugi cel. A dalej na razie, w tym momencie przygotowań, jeszcze nie wybiegam.
- Tak, dobrze pobyć w domu, a warunki mamy fajne, jest zakryta rzutnia, można trenować nawet kiedy pada.