Rio 2016. Polscy paraolimpijczycy w końcu docenieni

Polski Komitet Paraolimpijski po raz pierwszy w historii dysponuje środkami, pozwalającymi zaplanować przygotowania do igrzysk w Rio na odpowiednim poziomie. - Do tej pory pieniędzy brakowało na wszystko, zgrupowania, sprzęt, badania - mówi Łukasz Szeliga, prezes Polskiego Komitetu Paraolimpijskiego.

W 2012 roku w Londynie paraolimpijczycy zajęli dziewiąte miejsce w klasyfikacji medalowej, podczas gdy ich pełnosprawni koledzy swoje igrzyska ukończyli plasując się na 30. pozycji. A, jak szacuje Szeliga, niepełnosprawni sportowcy w Polsce dostają najwyżej pięć procent tego, co na wykuwanie formy otrzymują pełnosprawni zawodnicy.

W Wielkiej Brytanii, która zachwycała się paraolimpiadą w Londynie tak samo, jak wcześniej rozgrywanymi tam igrzyskami, te proporcje przedstawiają się zupełnie inaczej. - Tam mamy sytuację jeden do jednego - mówi Szeliga. - I przekonuje, że pieniądze na sport niepełnosprawnych znajdują nie tylko kraje o wysokiej społecznej wrażliwości. Paraolimpijczykom zdecydowanie lepiej niż u nas wiedzie się też choćby na Ukrainie i Białorusi.

Wystartował projekt "Olimpijczyk"

Teraz wszystko ma się zmienić, dzięki dotacji jaką Polski Komitet Paraolimpijski otrzymał z Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych (PFRON) na projekt "Olimpijczyk - przygotowanie zawodników niepełnosprawnych do udziału w Igrzyskach Paraolimpijskich". W 2015 roku dotacja wynosi niecałe cztery miliony złotych, a w kolejnym roku ma wynieść sześć milionów.

Umożliwi to działania na zupełnie inną skalę niż do tej pory. - Aż się boję, bo mają być zgrupowania w każdym miesiącu, a mając rodzinę z dwójką dzieci trudno zorganizować się na tak dużo wyjazdów - śmieje się Katarzyna Piekart, mistrzyni paraolimpijska i rekordzistka świata w rzucie oszczepem. Do tej pory na treningi wyjeżdżała maksymalnie dwa razy w sezonie, a obóz zagraniczny przez kilkanaście lat treningów miała jeden.

Środki pozwolą między innymi na integrację środowiska. W minionym tygodniu 120-osobowa grupa sportowców spotkała się w Cetniewie. Byli lekkoatleci, którzy dopiero co wrócili z MŚ z 21 medalami, pływacy, szermierze, ciężarowcy czy handbikerzy, czyli kolarze jeżdżący na rowerach napędzanych ręcznie. Mogli nie tylko poznać się, ale też przejść gruntowne badania pod okiem specjalistów z Centralnego Ośrodka Medycyny Sportowej oraz wziąć udział w warsztatach z dietetykami, psychologami i motywatorami.

- Możliwość zrobienia EKG, echa serca, zbadania krwi i skonsultowania wyników z fizjologiem to nowa jakość, coś bardzo cennego. Cieszę się, że wreszcie nie muszę sam sobie takich rzeczy załatwiać - mówi Rafał Szumiec, który ze względu na brak możliwości treningów poza Polską zrezygnował z narciarstwa zjazdowego na rzecz kolarstwa. Jeszcze w 2014 roku reprezentował nasz kraj na paraolimpiadzie w Soczi, teraz szykuje się do startu w Rio. - Handbike daje możliwość przygotowania formy w Polsce, a z nartami było to praktycznie niemożliwe. W momencie, w którym ćwiczymy tyle, że sport jest czymś o wiele więcej niż hobby, musimy oceniać, w czym mamy większą szansę na lepsze wyniki i jakiekolwiek pieniądze - tłumaczy.

Handbikiem na Tour de France

Jeśli komuś przyszłoby do głowy pytać, czy naprawdę w sporcie osób niepełnosprawnych potrzebne są specjalistycznie badania, służymy kilkoma podpowiedziami. Jadąc handbikiem dystans maratoński (42 195 km) ludzie mający najsilniejsze ręce pokonują go w 58 minut. W zakończonym niedawno sezonie do wyścigów jednodniowych dołączył pierwszy pięcioetapowy tour w Austrii. Profile tras stają się coraz bardziej pofałdowane - bywa, że zawodnicy pokonują kilkukilometrowe podjazdy ze średnim nachyleniem wynoszącym osiem proc., a w najtrudniejszych punktach mające nawet 12 proc. nachylenia. Dla niezorientowanych - podobnymi danymi opisuje się górskie etapy Giro d'Italia czy Tour de France.

Na olimpijskiej trasie w Londynie bezkonkurencyjny był Rafał Wilk, a jego zwycięstwo oklaskiwało 100 tys. widzów. - Rafał jest fantastyczny. Mając w drużynie takiego zawodnika wierzymy, że w Rio będziemy w stanie przesunąć się z piątego miejsca, jakie zajęliśmy na tegorocznych mistrzostwach świata, do medalowej "trójki" - mówi Szumiec.

Tylko czy ktoś to doceni, jeśli już się uda? - Cieszymy się, że na Gali Mistrzów Sportu wybierany jest również najlepszy sportowiec niepełnosprawny. Ale przykro nam, kiedy zwyciężczyni Renata Kałuża przez pomyłkę jest przedstawiana jako wicemistrzyni, a nie mistrzyni świata [również w handbike'u] i jeszcze bardziej przykro jest nam, gdy nie zostaje zaproszona do zrobienia sobie pamiątkowej fotografii razem ze wszystkimi pozostałymi nagrodzonymi - mówi Szeliga.

Co zobaczą widzowie?

Piekart też z jednej strony cieszy się, że niepełnosprawni lekkoatleci bywają zapraszani do startów z pełnosprawnymi, a z drugiej boli ją, że realizatorzy transmisji potrafią wyświetlić plansze tylko z wynikami osiągniętymi przez tych bardziej znanych zawodników. Jeszcze bardziej boli, kiedy jak ona w pół roku po powrocie do treningów po urodzeniu dziecka osiąga się formę na srebrny medal mistrzostw świata, ale ministerstwo sportu uznaje, że taki wynik nie kwalifikuje się do przyznania stypendium.

Piekart najwięcej zawdzięcza władzom Siedlec w których mieszka i w których prowadzi integracyjny klub dla dzieci pełno- i niepełnosprawnych. Swój klub ma też Szumiec, to standard, że paraolimpijczycy sami próbują znaleźć swoich następców. Ale czy może być inaczej, jeśli niepełnosprawne dziecko nie ma szansy zobaczyć w telewizorze sportowca, z którym mogłoby się utożsamiać?

To ma się zmienić, już z igrzysk w Rio TVP ma pokazywać na żywo wybrane konkurencje. - Boję się tych transmisji. Ja doceniam, że ktoś z niedowładem we wszystkich kończynach rzuca dyskiem pięć metrów, bo wiem, ile pracy go to kosztuje. Ale czy jako społeczeństwo jesteśmy gotowi, by w takim zawodniku zobaczyć siłę, a nie litować się nad nim? - pyta Mateusz Michalski, mistrz paraolimpijski i rekordzista świata w biegu na 200 m w kategorii T12, czyli wśród zawodników z poważnym uszkodzeniem wzroku.

Pytanie zasadne, a odpowiedź otrzymamy już za niecały rok. Będzie tym bardziej pozytywna, im lepiej poznamy mistrzów sportu i zarazem inspirujących ludzi w ich drodze do Rio. Najbliższa okazja już 25 listopada, na Pikniku paraolimpijskim w warszawskim centrum handlowym Blue City.

Parada piękności, płonący hokej i polowanie na rybę - Igrzyska Ludów Tubylczych [ZDJĘCIA]

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.