PŚ w skokach. Sezon samograj

To był sezon samograj. Niepowodzenia też się zdarzały, ale Polak potrafi - to dziś w skokach brzmi nie tylko dumnie. To brzmi logicznie.

Nie będę ukrywał: gdy na początku sezonu ogłaszaliśmy w "Wyborczej", że Polacy zaczynają odlatywać wszystkim na nartach, że tam, gdzie była za czasów Adama Małysza manufaktura, tam dziś stoi coraz bardziej samowystarczalna fabryka sukcesów, bałem się, czy to nie falstart. Gdyby nie było przez następne miesiące medali i zwycięstw, kogo by obchodziło, że mamy system szkolenia młodzieży, supernowoczesne skocznie, własnych specjalistów od produkcji sprzętu i związek narciarski z milionami złotych od sponsorów. Nawet Krzysztof Biegun, lecący po zwycięstwo w Klingenthal akurat w to popołudnie, gdy wstawialiśmy tekst do gazety, jeszcze mnie nie uspokoił. Ale od Engelbergu, gdy Kamil Stoch i Jan Ziobro - przyjaciele z kadry, podczas igrzysk koledzy z pokoju - nie schodzili z podium, a żółta koszulka wróciła do Polski, było jasne, że o falstarcie nie ma mowy.

Zakończył się właśnie w Planicy sezon samograj. Szło złoto do złota, jeden polski sukces za drugim. Jeszcze tylko Austria miała trzech różnych zwycięzców w Pucharze Świata, ale raczej nie chcemy się z nią teraz zamieniać. Austriacy nieźle zaczęli, ale potem biegali od jednego pożaru do drugiego: upadki, spory, kryzysy. To jest pierwsza zima od 2001 roku bez Austriaka w czołowej piątce klasyfikacji generalnej PŚ. Polakom nie zdarzył się żaden poważny kryzys, taki jak rok wcześniej w Kuusamo, gdy się ważyły losy Łukasza Kruczka. Nawet jeśli chodzi o eksperymenty ze sprzętem, udało się naszej ekipie zagrać z rywalami na swoich warunkach. To konkurencja w Soczi podglądała nas, a nie odwrotnie. A Kamil Stoch skakał nie tylko najlepiej, ale też najładniej.

Oczywiście, że były i niepowodzenia. Podczas Turnieju Czterech Skoczni Polacy lekko obniżyli loty. Podczas igrzysk zabrakło drużynie czwartego regularnego zawodnika, a akurat zdarzył się taki konkurs, w którym najgroźniejsi rywale nie popełniali błędów. Zabrakło tam, najprościej mówiąc, Piotra Żyły w formie sprzed roku, gdy wygrywał w Oslo i stał na podium w Planicy. A trzech medalistów konkursu drużynowego z Val di Fiemme zdobyło w sezonie 2013-14 mniej punktów niż w poprzednim: Żyła, Maciej Kot - znów: dwaj przyjaciele z kadry i koledzy z pokoju - oraz Dawid Kubacki.

Kot, jedna z najważniejszych postaci kadry, jeśli chodzi o atmosferę, przywództwo, kolejny rok czeka na podium w Pucharze Świata i na pewno mu przeszło przez myśl, że to niesprawiedliwe: Biegun czy Ziobro już mają swoje zwycięstwa, nawet Anssi Koivuranta wygrywał tej zimy, a jemu nie było jeszcze pisane. Jest wyjątkowo ambitny i to czasem bywa dodatkowym obciążeniem. Ale i on z Żyłą zdążyli sobie poprawić humor na koniec sezonu, gdy byli liderami drużyny w sobotnim konkursie w Planicy, a Żyła pobił rekord skoczni. Drużyna ich obu bardzo potrzebuje, nawet jeśli pojawiło się ostatnio kilku młodych zdolnych i każdy z nich tej zimy zdobył o wiele więcej punktów niż w poprzednim sezonie. Nawet gdy Kamil Stoch odleciał w inną rzeczywistość: rok temu miał złoto i brąz mistrzostw świata, trzecie miejsce w PŚ i 953 pkt. Teraz półśrodki go nie interesowały: do dwóch złotych medali olimpijskich dołożył Kryształową Kulę i aż 1420 pkt. Polak potrafi - to dziś w skokach brzmi nie tylko dumnie. To brzmi logicznie.

Od jednego skojarzenia nie mogę uciec, narciarsko-piłkarskiego, choć może się komuś wyda odległe. Ale chodzi w końcu o dwie wielkie sportowe miłości Polaków. Gdy Adam Małysz odbierał w Planicy swoją pierwszą Kulę, w 2001, właśnie się zaczynał szał na piłkarzy Jerzego Engela, którzy kilka miesięcy później wywalczyli awans na mundial, pierwszy od 16 lat. Gdy Adam odbierał w 2007 ostatnią Kulę, wiarę w polski futbol przywracał Leo Beenhakker, zbliżał się pierwszy awans do mistrzostw Europy. A trzy tygodnie po tamtym finale w Planicy się okazało, że Euro będziemy też organizować, razem z Ukrainą. Dziś, gdy znów jesteśmy Rzeczpospolitą Narciarską, z boisk wieje wyjątkową beznadzieją. Piłkarze, naprawdę chcecie to oddać bez walki?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.