Przez wielu Daehlie jest uważany za najlepszego narciarza w historii. Wielki był przez całą karierę, którą zakończył przedwcześnie z powodu kontuzji. W Pucharze Świata startował przez 11 sezonów, 10 kończąc na podium klasyfikacji generalnej, sześć wygrywając. Na mistrzostwach świata wystartował w sumie w 24 biegach, a zdobył aż 17 medali (9-5-3). Jeszcze większe wrażenie robi olimpijski bilans Norwega. Król nart startował tylko w Albertville (1992 rok), Lillehammer (1994) i Nagano (1998), na igrzyskach pobiegł zaledwie 15 razy, a i tak wywalczył aż 12 medali - osiem złotych i cztery srebrne. Co warte podkreślenia, tylko trzy z nich (dwa złote i jeden srebrny) zdobył wspólnie z kolegami ze sztafety.
Te niesamowite osiągnięcia plasują Daehliego na szóstym miejscu klasyfikacji multimedalistów igrzysk bez podziału na zawody letnie i zimowe.
Bjoerndalen jest w takim zestawieniu 14. Wygrywając w Soczi sprint, mistrz biathlonu zrównał się z dawnym mistrzem biegów w liczbie olimpijskich medali. Teraz ma siedem krążków złotych, cztery srebrne i jeden brązowy. Identycznie jak Daehlie w sztafecie zdobył dwa złota i jedno srebro.
Bjoerndalen na igrzyskach nie jest aż tak skuteczny jak jego dawny kolega z olimpijskiej kadry. Król biathlonu 12 medali zebrał w 23 startach, a Soczi to już jego szóste igrzyska. Za to na kolana rzucają wyniki Ole Einara z mistrzostw świata. W nich Bjoerndalen zdobył 19 złotych, 11 srebrnych i dziewięć brązowych medali, co daje sumę 39 krążków w 76 startach.
Jeśli sześciokrotny zdobywca Pucharu Świata (w karierze wygrał 93 starty i jeden w biegach narciarskich) zwycięży w niedzielę, to i w olimpijskiej hierarchii wskoczy przed Daehliego, zabierając mu w rankingu multimedalistów szóste miejsce.
Bjoerndalen nie zostanie najbardziej utytułowanym zimowym olimpijczykiem w dziejach, jeśli w niedzielę zdobędzie "tylko" srebrny albo brązowy medal. W takim przypadku biathlonista stałby się zimowym olimpijczykiem z największą liczbą medali igrzysk, ale byłby klasyfikowany za Daehlim, bo miałby o jedno złoto mniej.
Bjoerndalen jest w bardzo dobrej sytuacji, bo jego niedzielny start niemal na pewno nie będzie ostatnim. W Soczi Norweg najpewniej wystartuje jeszcze w sztafetach mieszanej i męskiej.
40-latek z Drammen ma więc duże szanse na kolejne, historyczne osiągnięcie. O tym, że na trwających igrzyskach jest w bardzo dobrej formie, przekonał już dwa razy. Po wygraniu sprintu zajął czwarte miejsce w biegu pościgowym, tracąc do podium tylko 1,7 s.