Soczi 2014. Białkowska: Bródka dał przykład

- Teraz wypijemy po lampce szampana i pójdziemy spać. Jest pięknie i mamy wielkie nadzieje, że to nie koniec - komentuje Ewa Białkowska, koordynatorka olimpijskich przygotowań kadry, którą na igrzyskach w Soczi czeka jeszcze kilka startów. W niedzielę o godz. 15 rywalizacja pań na 1500 m. Transmisja w TVP, relacja Z Czuba i na żywo w Sport.pl.

Łukasz Jachimiak: Co wy zrobiliście? Ludzie komentują, że olimpijskie złoto Bródki jest jak wyprodukowanie ferrari w kraju furmanek.

Ewa Białkowska: Zrobiliśmy to! Boże, jaka u nas jest radość!

Stanęły wam serca, kiedy Koen Verweij wpadł na metę, a na tablicy wyników wyświetlił się identyczny czas jak ten, który kilka minut wcześniej osiągnął Zbyszek?

- Oj tak, te kilka sekund dłużyło się okropnie. Przejazd Zbyszka był kapitalny, wierzyliśmy, że da mu złoto. Wiedzieliśmy, że już tylko Holender będzie mógł mu zagrozić. Kiedy pokazał się jego czas, to zamarliśmy, czekając, aż sędziowie sprawdzą, który zawodnik był szybszy o tysięczne części sekundy. Wspaniale, że to nasz chłopak jest numerem jeden. Jak o zobaczyliśmy, skakaliśmy po krzesełkach (śmiech).

Rozmawialiście z Verweijem? Przegrał złoto o trzy tysięczne sekundy. Było widać, że czuje się strasznie.

- Muszę powiedzieć, że nie rozmawialiśmy, bo baliśmy się do niego podejść. To musi być dla niego niesamowicie przykre. On jest fajnym, spokojnym zawodnikiem, ale swoim szałem radości moglibyśmy zdołować go jeszcze bardziej. A przecież idąc do niego, nie dalibyśmy rady ukryć emocji. Jak one opadną, to Zbyszek z Verweijem na pewno pogada. My, trenerzy, też mu pogratulujemy.

Verweija szkoda, ale Holendrzy w Adler-Arienie biorą złoto za złotem, więc mają czym się pocieszyć. A my przeżywamy niezwykłą historię. Wiemy, że w Polsce nie ma ani jednego krytego toru, że zawodnicy trenują na wygnaniu. Myśli pani, że znów skończy się na obietnicach i tor nie powstanie?

- Teraz to już chyba niemożliwe. Kiedy moje dziewczyny zdobywały brązowy medal na igrzyskach w Vancouver, to wszyscy stwierdzili, że drużyna miała szczęście i że taki sukces już się nam nie powtórzy. Teraz widać, że jesteśmy powtarzalni, że można na nas liczyć. Zdobywamy medale na mistrzostwach świata, Zbyszek wygrał Puchar Świata, a teraz potwierdził, że jest najlepszy na świecie. Pokazaliśmy, że mamy stabilną pozycję w naszym sporcie. Myślę, że władze to zauważą i tor dla nas w końcu powstanie.

W tym roku Bródka skończy 30 lat, a łyżwiarzem szybkim jest dopiero od sześciu. Na długi tor z short-tracku zabrał go dopiero Wiesław Kmiecik. Gdyby Bródka był Holendrem, to pewnie panczeny założyłby już dawno temu i teraz miałby mnóstwo medali?

- To więcej niż pewne. W Holandii jest tyle torów i tyle zawodowych grup, że o Zbyszka by się tam wręcz bili, jego talent dostrzegliby dawno temu. Ale Bródka Polski by na żaden kraj nie zamienił. To jest niesamowity charakter, siła walki, facet dążący do celu bez względu na przeszkody. On się nie skarży, on robi swoje. Teraz widzimy, jak wspaniale. Zdobywa wielki sukces mimo ciężkich warunków. To jest siła samozaparcia, marzeń, pasji.

Zobacz wideo

Tę historię znamy ze skoków, w których znikąd wyłonił się i przez lata wygrywał Adam Małysz, znamy ją też z biegów narciarskich, w których podziwiamy Justynę Kowalczyk.

- Mali chłopcy chcieli skakać jak Adam Małysz i teraz skaczą, na pewno po Soczi dużo będzie takich, którzy będą chcieli jeździć na łyżwach jak Zbyszek.

Warto podkreślić, że zwycięstwo Bródki wcale nie jest sensacją.

- Do niektórych pewnie to nie dociera, bo myślą, że Zbyszek nie miał szans. A on już drugi rok jest najrówniejszym panczenistą świata na dystansie 1500 m. Jako jedyny przez ten czas z 10 startów sześć kończył na podium. My byliśmy przekonani, że powalczy o medal, bo jest niesamowicie stabilny, a to jest klucz do sukcesu. Jasne - sami nie typowaliśmy go do złota, bo to jest sport i tego robić nie można. Ale wierzyliśmy w tego chłopaka i widzieliśmy, jak bardzo chce walczyć i jak wierzy, że Soczi jest dla polskiej reprezentacji szczęśliwe.

To znaczy, że sukcesy kolegów z innych dyscyplin naprawdę napędzają?

- Tak, na igrzyskach właśnie tak to działa. My chodzimy na dekoracje medalowe kolegów i też marzymy o takich chwilach dla siebie. Sporty zimowe odnoszą sukcesy, bo trzymamy się razem. Może to trochę myślenie magiczne, ale rozmawialiśmy przed startem Bródki, że w Vancouver dziewczyny zdobyły medal w drużynie w tym samym dniu, w którym Justyna Kowalczyk wywalczyła złoto na 30 km "klasykiem". A teraz, kilka godzin przed startem Zbyszka, podziwialiśmy, jak Justyna frunie na swojej zmianie sztafety. Wszystko ma znaczenie, każdym dobrym startem rodaków można sobie pomóc.

Zawodniczki, które w niedzielę wystartują na 1500 m, były w Adler-Arienie, kiedy Bródka zdobywał złoto?

- Rano miały trening, później odpoczęły i oczywiście dopingowały Zbyszka.

Katarzyna Bachleda-Curuś została zdyskwalifikowana za techniczne błędy, ale w walce na dystansie 3000 m uzyskała siódmy wynik. A przecież jej koronną konkurencją jest 1500 m.

- Wiem, o co chce pan zapytać. Kasia dostała od Zbyszka świetny przykład, będę najszczęśliwsza, jeśli nawiąże do jego sukcesu. Przygotowana jest bardzo dobrze. Będą emocje.

Zwłaszcza że przed nami jeszcze rywalizacja drużyn, a przecież przed rokiem, na mistrzostwach świata w Soczi, Polki zdobyły srebrny, a Polacy brązowy medal.

- Jest pięknie i mamy wielkie nadzieje, że to nie koniec.

Szkoda tylko, że po sukcesie Bródki nie możecie poświętować.

- Chciałby się człowiek pocieszyć, ale mamy tu jeszcze sporo do zrobienia. Nam się nie wolno zdekoncentrować. Złoty medal Zbyszka uczcimy w delikatny sposób. Wypijemy po lampce szampana i pójdziemy spać, żeby dalej walczyć.

Bródka cieszy się ze złota, Holender nie ukrywał łez [ZDJĘCIA]

Relacje z najważniejszych zawodów w aplikacji Sport.pl Live na iOS , na Androida i Windows Phone

Więcej o:
Copyright © Agora SA