Do czwartku 13 lutego Kowalczyk na liście najbardziej utytułowanych olimpijczyków z Polski zajmowała 17. miejsce. Po zdobyciu złotego medalu w Soczi awansowała na trzecią pozycję. Przed nią są dwie gwiazdy lekkiej atletyki - czterokrotny mistrz olimpijski Robert Korzeniowski i Irena Szewińska, która na igrzyskach zdobyła trzy złote, dwa srebrne i dwa brązowe medale.
Szewińska, Kowalczyk i Jerzy Pawłowski to nasi jedyni sportowcy, którzy na olimpijskim podium stawali co najmniej pięć razy. Pobić osiągnięcia dawnej gwiazdy sprintu i skoku w dal gwieździe biegów narciarskich będzie trudno. Za to Pawłowskiego Kowalczyk już zdystansowała. Znakomity szablista indywidualnie zdobył bowiem "tylko" jedno złoto igrzysk. Indywidualnie wywalczył jeszcze jedno srebro, a dwa medale srebrne i jeden brązowy dołożył w występach drużynowych.
Szewińska w latach swej świetności też miała wsparcie koleżanek. Jeden ze swych trzech tytułów mistrzyni olimpijskiej zdobyła w sztafecie 4x100 m. Indywidualnie wywalczyła dwa złota, dwa srebra i dwa brązy. Kowalczyk wyrównałaby jej osiągnięcie, gdyby w zaplanowanym na 22 lutego biegu na 30 km "łyżwą" zajęła drugie miejsce. Po jej popisie w biegu na 10 km "klasykiem" trudno nie wierzyć, że znów powalczy o podium, jeśli tylko złamana kość śródstopia nie będzie dokuczała jej jeszcze bardziej niż do tej pory.
15 lutego Polka ma pobiec w sztafecie, by pomóc koleżankom uzyskać jak najlepszy wynik. Tu medal byłby cudem, bo nasze pozostałe biegaczki nie prezentują formy pozwalającej na taki liczyć. Kowalczyk znajduje się w podobnej sytuacji, w jakiej przez lata tkwił czterokrotny medalista igrzysk w skokach narciarskich Adam Małysz.
Właśnie dlatego Polka nie ma szans dorównać najlepszym w historii igrzysk biegaczkom narciarskim. Jej największa rywalka, Marit Bjoergen, w tabeli najbardziej utytułowanych biegaczek w historii igrzysk jest czwarta. Ona ze swoich ośmiu medali dwa (złoty i srebrny) zdobyła w sztafecie. Indywidualnie Norweżka wywalczyła sześć medali - trzy złota, dwa srebra i brąz. Jest więc nieznacznie lepsza od Kowalczyk, która medali ma pięć (dwa złote, srebrny i dwa brązowe).
Przed startem na 10 km stylem klasycznym w Soczi Polka była dopiero 28. w zestawieniu najlepszych olimpijek w biegach narciarskich. Teraz awansowała na 16. miejsce. Ale gdyby każdej zawodniczce odjąć medale zdobywane w rywalizacji drużynowej, Polka byłaby ósma i wyprzedziłaby takie sławy jak m.in. Jelena Wialbe. Dawna znakomitość dla Związku Radzieckiego, Wspólnoty Niepodległych Państw i Rosji zdobyła na igrzyskach siedem medali - trzy złote i cztery brązowe. Ale indywidualnie wywalczyła tylko te brązowe. Dlatego - z całym szacunkiem dla jej dokonań - trudno uznać, że na olimpijskich arenach prezentowała się lepiej niż Kowalczyk.
Fakty są takie, że w całej historii igrzysk indywidualnie co najmniej pięć olimpijskich medali wywalczyło poza Polką jeszcze tylko sześć zawodniczek.
Klasyfikacja najlepszych biegaczek w indywidualnych startach olimpijskich, wygląda tak:
1. Lubow Jegorowa 4 medale złote - 3 srebrne - 0 brązowych
2. Marit Bjoergen 3-2-1
3. Marja-Liisa Kirvesniemi 3-0-2
4. Raisa Smietanina 2-4-1
5. Stefania Belmondo 2-3-3
6. Julia Czepałowa 2-2-1
7. Manuela Di Centa 2-2-0
8. Justyna Kowalczyk 2-1-2
9. i 10. Larisa Łazutina i Galina Kułakowa 2-1-1
W teorii 22 lutego Kowalczyk będzie miała szanse awansować nawet na trzecie miejsce. Teraz już chyba nikt nie odmówi jej szans na kolejny sukces, choć o taki będzie trudniej, bo złamana kość śródstopia nie przestanie boleć, a w stylu dowolnym Polka nie jest tak mocna, jak w klasycznym. Ale maratoński dystans wygrywają ci, którzy są najmocniejsi. A Kowalczyk dała właśnie wyjątkowo mocny dowód świetnego przygotowania do trwających igrzysk.