Gra o olimpijskie miliardy. Gdzie igrzyska w 2020 r.? Kto nowym przewodniczącym?

Wyścigi o igrzyska 2020, o stanowisko przewodniczącego, walka zapaśników na olimpijską śmierć lub olimpijskie życie - meta i ostatni gwizdek w weekend na kongresie MKOl w Buenos Aires.

Nie wiadomo, czy Pierre de Coubertin cieszyłby się ze stylu walki o jego schedę. Thomasa Bacha, głównego faworyta w walce o szefowanie MKOl po odchodzącym Jacques'u Rogge'u, niemieccy dziennikarze oskarżyli o oszustwa. W czasach gdy był gwiazdą szermierki i drużynowym mistrzem olimpijskim z Montrealu w 1976 r., miał moczyć rękawice szermiercze, aby trafień przeciwnika nie zarejestrował prosty, wrażliwy na wilgoć system elektroniczny, stosowany w latach 70.

Bach - gruba ryba w olimpijskim nurcie, ulubiony, nieodrodny syn Juana Antonio Samarancha i detonator komercyjnej eksplozji olimpizmu - nie zaprzecza i nie potwierdza, więc pojawiają się kolejne oskarżenia. O ustawianie wyników meczów szermierczych jego klubu Tauberbischofsheim, o czym powinien wiedzieć, pełniąc funkcje w zarządzie.

Zarzuty - zwłaszcza że nieudowodnione - prawdopodobnie mu nie zaszkodzą. Wybór przewodniczącego MKOl to gra o głosy elektorów, z których wielu doskonale wie z autopsji, jak to w sporcie wszystko wyglądało w latach 70. Ważniejsze jest to, że Bach - prezydent Ghofra, czyli zrzeszenia arabskiego biznesu w Niemczech - ma zapewnione wsparcie wszechmocnego szejka z Kuwejtu Ahmeda Al-Fahada Al-Ahmeda Al-Sabaha, który nie zwykł przegrywać takich meczów, oraz całej Afryki. Elektorów będzie około 100. Rywale Bacha to były szwajcarski wioślarz i sportowy urzędnik Denis Oswald, portorykański finansista Richard Carrion, biznesmen i dyplomata Ng Ser Miang z Singapuru, tajwański architekt i szef federacji bokserskiej Wu Ching Kuo czy były największy tyczkarz Siergiej Bubka z Ukrainy.

Nie mniej zażarty będzie wyścig o prawo do organizacji igrzysk. Walczą Tokio, Madryt i Stambuł. Premier Japonii Shinzo Abe wyjechał z St. Petersburga ze szczytu G20 wcześniej - tego japońscy premierzy niezwykli robić - aby zadać szyku w Buenos Aires. Rywale rozpowszechniają wokół kandydatury Tokio zły PR, nagłaśniając ostatnie wieści o olbrzymich ilościach skażonej wody, które wyciekły do Pacyfiku ze zniszczonej przez tsunami elektrowni jądrowej w Fukushimie, 230 km na północ od stolicy. Do 2020 r. prawdopodobnie żaden licznik Geigera nie zapiszczy nawet najcieńszym głosikiem w okolicach Tokio, za to Madryt i Stambuł wciąż mogą mieć wtedy poważne problemy.

Hiszpanie twierdzą, że ich igrzyska wymagają najmniej nakładów (1,9 mld euro), bo mają w Madrycie niemal wszystko, co potrzeba olimpiadzie. To dobry argument, bo właśnie ich najbardziej w Europie dotknął kryzys ekonomiczny. Mają 26-procentowe bezrobocie, które sięga horrendalnych 56 procent wśród ludzi do 25 lat. Twierdzą jednak, że z kryzysu wychodzą - na odwrót od recesji wskazują dane w całej Europie - i chwalą się, że ostatnie sondaże pokazują, że aż 91 proc. obywateli chce igrzysk w swojej stolicy.

Największe lanie dostała kandydatura Stambułu - wojna domowa w sąsiedniej Syrii, skąd uciekło do Turcji prawie pół miliona mieszkańców, będzie jeszcze długo destabilizować region. Zamieszki antyrządowe w samym centrum 14-milionowego miasta, niechęć jego mieszkańców do igrzysk i afera dopingowa, w której przyłapano 31 sportowców, praktycznie wyzerowały szanse jednego z najpiękniejszych miast świata.

Najmniej będą w Buenos Aires bić się zapaśnicy, bo walka o ponowne włączenie ich sportu - nie było go na igrzyskach olimpijskich od czasów Homera tylko raz - jest właściwie wygrana. Chodziło o śmierć albo życie. Najważniejsza impreza sportowa przynosi bowiem dyscyplinom programowym krocie. Po Londynie 26 sportowych federacji będzie miało do podziału od MKOl aż 500 mln dol. Ta kwota regularnie wzrasta. Po Barcelonie w 1992 r. było mniej niż 30 mln dol., po Pekinie 300 mln. Teraz światowe federacje otrzymują nie mniej niż 14 mln i nie więcej niż 47 mln dol (lekkoatletyka) "poigrzyskowego". W igrzyskach w Rio de Janeiro sporty - będzie ich tym razem 28 - zostaną podzielone na pięć grup, pieniędzy będzie mniej więcej tyle samo, głównie dzięki sprzedaży praw telewizyjnych. MKOl do 2016 r. zarobi na nich 4 mld dol.

Więcej o:
Copyright © Agora SA