PŚ. Kibicu, zbieraj na helikopter. Stoch i Kowalczyk o tej samej porze

Pierwszy raz w historii Polska zorganizuje pięć konkursów PŚ w biegach i skokach narciarskich. W tym samym terminie będzie skakać w Zakopanem Kamil Stoch i prawie 500 km dalej, w Jakuszycach, biegać Justyna Kowalczyk. - Nie mieliśmy innego wyjścia - mówi szef narciarskiego związku Apoloniusz Tajner.

18 i 19 stycznia konkursy na Wielkiej Krokwi z mistrzem świata Stochem na czele. W tych samych dniach prawie sześć godzin jazdy autem na południowy zachód Justyna Kowalczyk będzie się ścigać na Polanie Jakuszyckiej. Trzy tygodnie przed igrzyskami w Soczi kibice będą musieli wybrać, którego kandydata do olimpijskiego medalu zobaczyć na żywo. Albo zobaczyć wszystkich - w telewizji.

W Europie się nie zdarza, by jeden kraj jednego dnia organizował zawody PŚ w narciarstwie klasycznym w dwóch różnych miastach tak odległych od siebie. W Oslo, Lahti czy Kuusamo skocznie i trasy biegowe są w jednym miejscu, więc kłopotu nie ma. Polska takiego ośrodka nie ma.

- Nie mieliśmy wyjścia - mówi Apoloniusz Tajner, prezes Polskiego Związku Narciarskiego. - Działacze FIS powiedzieli jasno: "Ten termin albo żaden". Dotyczyło to biegów, bo PŚ w Zakopanem był wpisany w sztywnym terminie. Jacek Jaśkowiak z podkomisji FIS próbował zamienić się z Nowym Miastem [organizuje zawody PŚ w biegach 11 i 12 stycznia, zaraz po Tour de Ski - red.], ale Czesi nie chcieli o tym słyszeć. Zostaliśmy z tym, co mamy. Liczę, że trybuny będą wypełnione do ostatniego miejsca.

W tym sezonie kibice biegów obejrzą sprint techniką dowolną w sobotę i w niedzielę ulubiony wyścig Justyny, czyli 10 km techniką klasyczną. FIS chce, by w sobotę w Zakopanem (przy światłach) odbył się konkurs drużynowy, a w niedzielę o 13.45 indywidualny. - Wolimy, aby konkurs indywidualny odbył się w sobotę - mówi Tajner.

Dwa dni wcześniej, w czwartek, w Wiśle-Malince odbędzie się konkurs PŚ w skokach, choć we wstępnym kalendarzu obiektu im. Adama Małysza w planach nie było. - Napisałem odwołanie do Komisji FIS, które 7 czerwca w Dubrowniku zostało przyjęte - opowiada Tajner. - Po styczniowym konkursie FIS miał zastrzeżenia do Wisły, że "impreza była niskobudżetowa". Chodziło o niebieską linię, która pojawia się na monitorach w trakcie skoku i pokazuje, gdzie musi wylądować zawodnik, by zostać liderem. Koszt takiej linii to 4,7 tys. euro. Chcieliśmy z niej zrezygnować, ale po interwencji FIS musieliśmy zapłacić. Wtedy niektóre ekipy mieszkały w hotelach trzygwiazdkowych, teraz każdej gwarantujemy czterogwiazdkowy.

Konkursy w Wiśle może obejrzeć maksymalnie 7 tys. kibiców, na Wielką Krokiew regularnie przychodzi po 15-20 tys. osób. Biegi na Polanie Jakuszyckiej jednorazowo może oglądać około 10 tys. widzów.

Team Justyny Kowalczyk zostanie w tym sezonie wzmocniony szwedzkim serwismenem Ulfem Olssonem. Specjalista od smarowania nart do stylu dowolnego pracował z Polką w latach 2007-2009. - Jego utrzymanie to kwota rzędu 220-230 tys. zł. Wciąż jej szukam u sponsorów i liczę na pomoc ministerstwa, ale postanowiłem włączyć Szweda do ekipy - powiedział prezes Tajner. Olsson razem z innymi serwismenami testuje teraz narty dla Kowalczyk w Szwecji, a Polka przygotowuje się do sezonu w Zakopanem.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.