Aleksander Wierietielny: Jeśli odpuści choćby miesiąc, to już nie wróci. Rok przerwy zakończy jej karierę. Ja też powinienem być już na emeryturze. Dokumenty są w ZUS-ie. Jeśli zostanie mi przyznana, to odpocznę. Dziesięć lat pracowałem z biatlonistami. Tomasz Sikora zdobył złoty medal MŚ, a sztafeta - brąz. Z Justyną pracuję od 12 lat. Gdyby zajmowała 30. czy 40. miejsce, to bym się tak nie denerwował. Cały czas jest na świeczniku i trzeba mieć stalowe nerwy, żeby to wytrzymać. Jeśli skończy, to z kim miałbym pracować? Z dziećmi bym sobie nie poradził, wymagałbym tyle, ile od Justyny.
- Nie lubię pouczania, dlatego Justyna zabroniła mi korzystać z internetu. Inaczej dostałbym zawału. Czasem oglądam biegi i dziwię się komentującej pani [Bernadeta Bocek-Piotrowska], która w PŚ rzadko zajmowała miejsce w trzydziestce, a mimo to w każdym biegu Justyny widzi błędy. To skąd tyle medali i kryształów? Boli, że komentarze pochodzą ze środowiska narciarskiego. Jeden z trenerów powiedział: "Ludzie zaczęli biegać na nartach, bo w Polsce jest śnieg, a nie dlatego, że podziwiają i próbują naśladować Justynę". Kiedyś śniegu nie było? Gdy skończę pracę i przestanę być z biegami na bieżąco, nie będę się mądrzył w telewizji.
- Czasem zaśpię i wtedy zawsze budzi mnie SMS: "Już tuptam, trenerze". Znaczy, że jest na rozgrzewce. I tak dzień w dzień. Jestem pełen podziwu.
- Nie będę miał z kim pracować. Decyzja zależy od Justyny. Jeśli trzeba będzie pójść na emeryturę, to ustąpię miejsca młodzieży.
- Najbardziej cieszy mnie, że Justyna była w wysokiej formie od listopada do marca. Jeśli uda się to powtórzyć, to może osiągnie dobre wyniki na igrzyskach. MŚ pozostawiły wielki niedosyt. Powinna wyjechać z Włoch z minimum z trzema medalami. Po ostatnim starcie ja powiedziałem swoje, Justyna swoje. Miło nie było. Ale u nas takie rozmowy pojawiają się trzy razy w tygodniu albo częściej.
- Kiedy Justyna zdobyła pierwszy medal?
- Od tego czasu nic się nie zmieniło. Dobrze, że jest pan Julian Gozdowski, który odpowiada za trasy w Jakuszycach. Justyna chciałaby go sklonować i przenieść do Zakopanego. Może wreszcie i tam powstałyby przyzwoite trasy. Kiedy Justyna skończy karierę, w Polsce skończą się biegi narciarskie. Żałuję, bo powinno zostać po niej coś dobrego. Skoczkowie osiągają wyniki, bo po Adamie Małyszu zostały skocznie, czyli warsztaty do pracy z talentami.
- Po MŚ poszliśmy na trening, ale wcześniej po trasie przejechał ratrak i zostawił bryły lodu, na których nie dało się biegać. Zawody dzieciaków się odbyły, ale dopóki będą startować na kartofliskach, nic z tego nie będzie.
- Po problemach z sercem i przeziębieniu oraz antybiotyku Marit Bjoergen przychodziła na start bardzo mocna. Nam taki model nie odpowiada, nie chcemy chorować. W tym roku, mimo zgrupowania, pojadę na wiosenną kursokonferencję sportów zimowych. Usłyszę, że Justyna startuje za dużo w PŚ i dlatego słabo wypada na głównych imprezach. Nieprawda. Dziewczyna ciężko pracuje latem, więc starty w PŚ to dla niej radość i święto. Nie będę jej tego zabraniał. Jej forma rośnie z każdym biegiem. Nie zmienimy metod, ale może nie pobiegniemy na inaugurację w Beitostolen.
- Wiele będzie zależało od przygotowania nart na tamte, niespotykane warunki. W Soczi niby jest ciepło, temperatura wskazuje, że śnieg powinien być wilgotny. A jest suchy. Jednego dnia temperatura powietrza i śniegu wskazywała, że serwismeni powinni pracować na ciepłych proszkach i parafinach. Następnego, w identycznych warunkach, sprawdzili zimne proszki i parafiny. Okazało się, że narty pracowały lepiej! To paradoks, który może wprowadzić w błąd.
- Kto nie pracuje, ten się nie myli. Nie mieliśmy szczęścia, ale serwismeni wiedzą, co robili źle w Soczi, i liczę na to, że na igrzyskach nie powtórzą błędów. W biegu łączonym Justyna wybrała złe narty i wzięła winę na siebie. Chłopaki przyznali, że testowanie nart rozpoczęli za późno. Teraz wiemy, że niczego nie wolno zostawiać na ostatnią chwilę.
- Ja bym nie odpuszczał. Jak pójdzie dobrze, to powalczy w finale. Jak odpadnie wcześniej, dużo sił nie straci. Umie biegać łyżwą, pamiętam czasy, w których wygrywała na płaskim z najlepszymi sprinterkami i łyżwiarkami. Latem ze względu na operację kolana odpuściliśmy przygotowania do stylu dowolnego, a i tak Justyna potrafiła ścigać się z Bjoergen. Powiedziałem: "Skoro deptałaś jej po piętach, to znaczy, że umiesz biegać po płaskich". Justyna twierdzi, że nie umie.
- Bardzo dobrego lekarza, ale kto chciałby z nami jeździć i spędzać poza domem ponad 300 dni w roku? Potrzebujemy fachowca. Kiedy Justynę boli gardło, sama wie, jakie lekarstwo ma zażyć.
- Na lodowcu Dachstein będziemy udoskonalać i szlifować zjazdy. Po każdej pięciokilometrowej pętli, na której Justyna ćwiczy wytrzymałość, musi zjechać w dół. W zeszłym roku powtarzała to sześć-siedem razy dziennie. W tym może zrobimy więcej.
- Ja mam 65 lat i też mówię, że jestem stary. Każde z nas odczuwa starość po swojemu. Justyna nie jest młoda, ale 30 lat to dobry wiek do biegania. Można z niej jeszcze coś wykrzesać.
- Cały czas mamy kontakt. W czwartek po świętach jedziemy do Rosji na zaproszenie Jeleny Wialbe i Jurija Czarkowskiego. 6 kwietnia sprint w Tiumeniu. Nie mogliśmy odmówić, ale nawet dobrze się złożyło - Justyna nie będzie się objadała smakołykami w święta. Musi się trzymać w ryzach, bo czeka ją start. Inaczej będzie cierpiała.