- Ja do tej sali już przywykłem, to jest jakby mój dom. Nie przeszkadza mi grzyb na ścianach, zimno czy braki sprzętowe. Trzeba trenować w takich warunkach, jakie się ma. Ale z drugiej strony to porażka, że piłkarze mają najlepsze warunki, że jeden zawodnik zarabia tyle, ile Polski Związek Zapaśniczy przeznacza na wszystkich zapaśników w kraju. A nie potrafią nic wywalczyć, nic wygrać, nic pokazać. To jest niefajne.
- Przez najbliższe cztery lata na pewno nie. Potem - nie wiem.
- I jedno, i drugie. Za bardzo kocham tę dyscyplinę. Chcę się przekonać, na co mnie jeszcze stać, ile medali mogę zdobyć.
- Tylko w amatorskich zawodach, w 2010 roku brałem udział w turnieju Shooto C w 2010 roku [Janikowski wywalczył tytuł mistrza Polski w kategorii do 91 kg].
- Tak. Nie pamiętam w tej chwili organizacji, ale jest w Polsce jeszcze jedna oprócz KSW...
- Możliwe. Pytali, czy nie byłbym już teraz zainteresowany walką. Nawet z jakimś niezłym zawodnikiem, ale odpowiedziałem, że jeszcze nie czas. Mogę wystartować sobie gdzieś amatorsko, dla zabawy, żeby się sprawdzić. Ot tak, dla rozrywki. Ale zawodowo - jeszcze nie. Dopiero jak skończę z zapasami.
- To nie jest tak, że rzucę zapasy i z dnia na dzień przejdę do MMA. Gdy już się na to zdecyduję, chcę być przygotowany. Na pewno czeka mnie solidny trening w brazylijskim jujitsu czy kick-boxingu. Zresztą już teraz, kiedy mam wolny czas od zapasów, rozwijam inne sztuki walki.
- Z Filipem Kopijem, Krzysztofem Gołaszewskim, przed jedną z gal sparowałem też z Borysem Mańkowskim, także mam styczność z zawodnikami MMA. Niedawno odwiedzili nas we Wrocławiu, w klubie Rio Grappling Mamed Chalidow i Asłambek Saidow. Wprawdzie z nimi nie trenowałem, ale z kolegami Mameda, którzy walczą na poważnych galach, już tak. Myślę, że jeszcze zbyt dobry w te klocki nie jestem, ale oni mówią, że wygląda to nieźle.
- Trochę tak. Sponsorzy ciągną do MMA, młodym też to się podoba, bo widzą efektowne gale, a takich zapasów nie mają gdzie oglądać.
- Przede wszystkim jestem zapaśnikiem. A celebrytą? Jak ktoś chce, to może mnie tak nazwać. Myślę, że to fajnie, że pojawiam się w mediach, bo może dzięki temu ludzie dowiedzą się, co to są zapasy? Że można w nich coś osiągnąć. Wiadomo, promuję siebie, ale też swoją dyscyplinę.
- Nie mam z tym problemu.
- Wszystko jest pod kontrolą. Jasne, czyta różne komentarze o mnie, raz się cieszy, raz denerwuje, i jak to kobieta - bywa zazdrosna. Zresztą myślę, że gdyby to ona była medalistką olimpijską, ludzie ją prosiliby o autograf czy pisali do niej, to też byłbym zazdrosny. Ale ona jakoś to znosi.
- Mieszkałem z babcią i można powiedzieć, że wychowywała mnie ona, ale też ja sam, czyli że wychowała mnie ulica. Gdyby nie sport, nie zapasy, nie sukcesy.... nie wiem, co bym robił. Coś na pewno, ale czy to byłoby dobre, czy złe? Nie wiem.
- Zawsze są tacy. W każdym sporcie i na każdej sali. Dobrze rokował, ale gdzieś się pogubił. To jest życie, człowiek popełnia błędy.
- Nie wiem. Odpoczywał. Leżał, spał, jadł. Ale nie ma mowy o leniuchowaniu - lubię spędzać czas aktywnie: deska, motory.
- W styczniu czy w lutym jest Puchar Polski seniorów, potem w marcu ME, po drodze kilka turniejów zagranicznych. Wrzesień-październik to mistrzostwa świata, a potem, za jakieś dwa-trzy lata znowu będą kwalifikacje olimpijskie.
- Nie ma problemu. Byłoby miło, gdybym go zaskoczył i pokonał, choć ja się nie boję przegrywać i przegrywać umiem.
- A czemu nie? Gdybym tylko miał czas. Jestem wszechstronny. Futbol amerykański, hokej - byłaby możliwość, to wchodzę w to. Tylko nie piłka nożna. Kiedyś grałem i lubiłem. A teraz - nie.
- Bardzo rzadko. Jak już naprawdę nie ma nic w telewizji, to zobaczę mecz. Wolę poleżeć i odpocząć. Dlatego ta piłka to chyba jedyna rzecz, której nie chciałbym robić.
- A co, nie włożyłbym?