Tomasz Chamera: Można narzekać, szczególnie w przypadku Zośki mieliśmy większe aspiracje, ale to są igrzyska. Mistrzyni świata Izraelka Lee-El Korsiz była szósta. Nasi wykazali się determinacją. Walczyli do końca i udało im się. To było fantastyczne, ale ja chyba trafię teraz do sanatorium, bo nerwy były niesamowite.
- Dla nich rzeczywiście liczył się tylko medal, ale na starcie stanęło wielu mistrzów olimpijskich i świata. Do tytułu pretendowało 9-10 załóg. Każdy wyścig trwał ponad godzinę, a różnica między pierwszą a ostatnią ekipą wynosiła maksimum dwie i pół minuty. Wiadomo było, że ciężko będzie pokonać Brytyjczyków i Brazylijczyków. Do tego z życiową formą trafili Szwedzi i medal odpłynął...
- Walczymy o utrzymanie klasy RS:X w programie, innym też na tym zależy. Ostateczne decyzje w listopadzie.
Gdyby jednak się nie udało, to czy Polski Związek Żeglarski ma plan awaryjny? Przesiadamy się na kitesurfing, ciężko pracujemy i zdobywamy medale. Jestem przekonany, że tak się to skończy.
- Dołożyliśmy starań, by zabezpieczyć naszą ekipę. Nie sądzę, by ktokolwiek się na coś skarżył. Dziękuję trenerom, współpracownikom i zawodnikom, bo stworzyliśmy zgraną drużynę. Akwen wymaga wszechstronności. Tu są warunki słabego i silnego wiatru, zafalowania i płaskiej wody. Chyba nie ma zawodnika, który by narzekał. Zazdroszczę Anglikom bazy. Nie infrastruktury lądowej, bo mamy nawet lepszą, ale akwenu, na którym można się przygotować praktycznie na wszystko.