Londyn 2012. Dwie brązowe deski do żeglarskiej kolekcji

Trzeci i czwarty medal olimpijski w historii polskiego żeglarstwa zdobyli w odstępie godziny windsurferzy. Przemysław Miarczyński, startujący na swoich czwartych igrzyskach i Zofia Noceti-Klepacka, która stoczyła walkę na wodzie, a potem w nerwach czekała na odrzucenie protestu czwartej na mecie Ukrainki. Jeszcze przed igrzyskami zadeklarowała, że jeśli zdobędzie medal, to wystawi go na aukcję i wspomoże swoją sąsiadkę Zosię, chorującą na mukowiscydozę.

KONKURS! Pokaż swoją radość zwycięstwa i wygraj 7 tys. złotych!

W finale klasy RS:X płynęła 10 najlepszych z eliminacji. Wcześniej cała stawka startowała w 10 wyścigach, w których zajete miejsce oznaczało liczbę punktów. Od niej odejmowało się najgorszy start, a to dawało sumę pkt w eliminacjach. Finał punktowany był podwójnie i dodawany do sumy eliminacji. Ten kto miał najmniej punktów wygrywał (zasady jednakie u kobiet i mężczyzn).

- Ale jestem zjechana! Przekraczając metę płakałam z wycieńczenia i ze szczęścia. Warunki były bardzo ciężkie, potwornie silny wiatr. Ale walczyłam do końca! - mówiła do polskich dziennikarzy w porcie Zofia Klepackam, gdy nagle podeszła jej rywalka, Ukrainka Olha Maśliwiec, czwarta w klasyfikacji końcowej i przerwała wywiad.

- Zocha, przepraszam, ale muszę Ci to powiedzieć osobiście. Mój team składa protest. Chodzi o twoje ubezpieczenie.

- Coooo? - otworzyła szeroko oczy Klepacka i pobiegła jak szalona. Później zobaczyliśmy jak woluntariusze prowadzą ją na kontrolę dopingową. Pokazała kciuk do góry i krzyknęła, że protest jest dęty i medalu jej nie odbiorą. - Nikomu go nie oddam! - zawołała.

Zobacz wideo

Ukraińcy wykazali, że Polka nie ma wykupionego ubezpieczenia na wymagane 1,5 mln funtów. Na szczęście organizatorzy protestu nie uwzględnili.

Równie dramatycznie jak na mecie było w ostatnim wyścigu na akwenie w Weymouth. Klepacka zaczynała zawody jako piąta w klasyfikacji generalnej. Nie miała szans na dogonienie prowadzącej Hiszpanki Mariny Alabau Neiri, ale do trzech kolejnych rywalek traciła ledwie kilka punktów. Przed piątym nawrotem wybrała inną trasę niż rywalki, co pozwoliło jej awansować na ostatniej prostej nawet na pozycję wiceliderki, jednak tylko na chwilę. Ostatecznie czwartą Ukrainkę wyprzedziła o punkt.

- Kiedy zaczynałam trenować jako dziewczynka wyjazd na igrzyska był moim marzeniem. To mój trzeci start na i wreszcie medal. Mogło go nie być. W połowie regat pomyliłam trasę, dostałam mnóstwo punktów karnych i przyszło załamanie. Zastanawiałam się czy jest sens dalej startować, ale po motywującej rozmowie z trenerem i najbliższymi wzięłam się w garść. Myślałam, że już nie wrócę do gry, a jednak! Trzeba walczyć do końca - mówiła na mecie.

Polka już przed igrzyskami obiecała, że jeśli zdobędzie medal, to wystawi go na aukcję i wspomoże swoją sąsiadkę Zuzię, chorującą na mukowiscydozę. Noceti-Klepacka w TVP prowadzi katolicki program "Raj". W środowisku znana jest jako ciężka do okiełznania i roztargniona, ale również zawsze gotowa do pomocy innym (jest współzałożycielką fundacji "Hey Przygodo", która wspiera dzieci i młodzieży w rozwijaniu talentów). W przygotowaniach do startu bardzo pomagał jej mąż Lucio Noceti, który poświęcił karierę żeglarską, by żona mogła się dobrze przygotować.

Na mecie Polka stwierdziła, że jeśli MKOl. wyrzuci windsurfing z programu igrzysk (decyzja w listopadzie), gotowa jest startować w Rio de Janeriro w kite-surfingu. - Ale najpierw przez pół roku odpocznę i postanowię czy to będzie kite czy może łódka, ale żeglować będę na pewno - mówiła.

Przemysław Miarczyński przystępował do finału jako 4. w klasyfikacji generalnej. Aby myśleć o brązowym medalu musiał przypłynąć co najmniej trzy pozycje przed Niemcem Tonim Wilhelmem. Mógł liczyć również jeszcze na 2. miejsce, ale w takim wypadku musiałby wygrać finał, spełnić pierwszy warunek dotyczący Niemca oraz liczyć, że Brytyjczyk Nick Dempsey dopłynie jako 10. Szanse więc były znikome.

Na pierwszym znaku Miarczyński był czwarty, a Niemiec dziewiąty. To dawało Polakowi brązowy medal! Na drugim znaku Miarczyński spadł o jedną pozycję, ale Wilhelm wciąż był dziewiąty. Za chwilę Polak powrócił jednak na czwartą pozycję i utrzymywał ją do końca. Niemiec nie potrafił zbliżyć się do czołówki i finał skończył na dziewiątym miejscu.

W ten sposób popularny "Pont" godzinę przed Klepacką wywalczył brązowy medal. On też ma zamiar podjąć wyzwanie w kite'ach. Powiedział nam za metą, że traktuje medal jak ukoronowanie kariery w windurfingu. - To moje czwarte igrzyska i był najwyższy czas, by zdobyć ten krążek. W Sydney byłem młody, miałem tylko 21 lat i choć nie żeglowałem źle zabrakowało mi doświadczenia w kluczowych momentach. W Atenach cztery lata później w przeddzień startu rozłożył mnie półpasiec. Piąte miejsce w tych warunkach było heroicznym osiągnięciem. W Pekinie wszystko poszło nie tak jak trzeba, forma, żeglowanie, sprzęt, pogoda - mówił Polak, który jest znany z tego, ze lubi mocne wiatry.

W Weymouth pasowała mu i pogoda i akwen, na którym, jak mówi, czuł się jak w Pucku.

Od wtorku już nie tylko Mateusz Kusznierewicz - złoty w Atlancie i brązowy w Atenach w klasie Finn - jest polskim żeglarzem, który zdobył medal olimpijski.

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.