Londyn 2012. Po medalu Bogackiej. Małe maleństwa ze złotej lufy

Wyobraź sobie szpilkę. Następnie główkę szpilki. Podziel w myślach tę główkę na pół i jeszcze raz na pół. Wbij ćwiartkę główki szpilki gdzie chcesz, odwróć się i zrób dziesięć wielkich kroków. W tył zwrot i szukaj tej szpilki, jak w stogu. W to właśnie celowała Sylwia Bogacka.

Co to oznacza trafić w ten cel idealnie?

To znaczy trafić nie co do milimetra, ale co do ułamka milimetra. To oznacza, że śrucina o przekroju 4,5 milimetra - to kaliber karabinka pneumatycznego - uderza w środek punktu o przekroju, uwaga! - 0,5 milimetra*. Jeśli pocisk, który Sylwia nazywa "moim maleństwem", trafi tak idealnie, że lepiej nie można, zalicza się jej 10,9 punktu. W ostatnim strzale, decydującym o zdobyciu srebrnego medalu, kiedy każdemu zatrzęsłyby się nogi i zadrżały ręce, Sylwia miała 10,8, czyli od ideału dzieliło ją 0,05 mm! Dokładnie tyle, ile grubości ma przeciętny włos.

- Właśnie dlatego tak strzeliła, że pracowała na to dziesięć lat. Takiego efektu nie da się osiągnąć w 18. roku życia. Jak zawodnik się napnie nie tak jak trzeba, to dupa, nic z tego nie wyjdzie, nie trafi za żadne skarby. Odrobinę inne napięcie mięśni zmieni ułożenie karabinka, bo to nie zawodnik celuje, ale jego mięśnie - mówi Andrzej Kijowski, trener z pięcioma olimpijskimi medalami swoich podopiecznych, w tym trzema Renaty Mauer, i patrzy na wyskakujące rzutki na strzelnicy obok. - Tamci mają ADHD, my spokój. Sylwia długo nie mogła się uspokoić wewnętrznie. Renata oddawała strzał w finałach po 30 sekundach od sygnału startowego, czasem później. Znaczy spokojnie się składała. A Sylwia była w gorącej wodzie kąpana, strzelała po 20 sekundach. Aż coś w niej trachnęło i się uspokoiła.

Prawdopodobnie stało się to w lipcu 2006 roku, kiedy przegrała ostatnim strzałem złoty medal mistrzostw świata w Zagrzebiu. - Dotarło do mnie, co było u mnie złe. Ale nie od razu dotarło. Po kilku miesiącach dotarło - tłumaczy Sylwia.

No, to już wiemy, co jest w strzelectwie najważniejsze

Stabilizacja, ciągłe przemyśliwanie siebie, rozwaga, niespieszność, im więcej spokoju, tym lepiej. Na przykład zdarza się, że strzelców dyskwalifikują za doping - biorą leki uspokajające, nasercowe, takie jak propranolol.

Po zdobyciu srebra Sylwia siedziała prawie trzy godziny na kontroli antydopingowej, ponieważ w strzelectwie nie podaje się zawodnikom moczopędnego piwa, co dopuszczalne jest w innych dyscyplinach. Bo co dobrego może wyniknąć ze związku karabinu z alkoholem?

Albo inny przykład: ponieważ w dniu finału Sylwia musiała wstać o 5.20, przez ostatnie dni, wszystkie od przyjazdu do Londynu, wstawała o 5.20, aby organizm się przyzwyczaił. Agnieszka Nagay, która startuje 4 sierpnia, też tak wstaje od przyjazdu na igrzyska. 4 sierpnia strzelanie zacznie się godzinę później, więc od teraz też wstają godzinę później.

Proces oddania strzału musi trwać - jest więc kolejna rzecz niezbędna w tej dyscyplinie, cierpliwość.

- Zawodnik, zanim strzeli, musi się rozgrzać, porozciągać. Jak już stanie w postawie, to zanim odda pierwszy próbny strzał, mija czasem 20 minut, bo musi się wszystko w nim uspokoić, muszą osiąść flaki. Musi postawić jedną nogę, drugą nogę, przyjąć pozycję, przecież nie jest ona naturalna, gdy łokieć opiera się na biodrze i podtrzymuje 6 kg karabinka. Aby ustalić swoją pozycję, potrzeba kilkuset tysięcy strzałów doświadczenia i potem już dziewczyny strzelają bardzo równo. Pewnie widziałeś, w każdej serii robią to identycznie. W kolejnych seriach strzelają w tej samej sekundzie od sygnału startu - mówi trener.

W stabilizacji pozycji oraz by uniknąć chronicznych bólów kręgosłupa od nienaturalnej sylwetki, pomaga strój. Jeśli Sylwia by go zdjęła, mogłaby postawić obok i by stał jak chochoł, bo jest sztywny. Granice sztywności ustalają przepisy, bo inaczej strzelcy zamieniliby się w statywy. Sylwia czekała w kolejce do kontroli sprzętu ponad trzy godziny, sędziowie są bowiem bardzo skrupulatni - ważą i mierzą każdy element stroju i sprzętu. Sprawdzają nawet, jak strzelcy zapinają guziki, by stwierdzić, czy ciasne zapięcie nie usztywnia zbytnio zawodnika. Sprawdzane są buty - mogą mieć i mają płaskie jak lustro podeszwy (w które dla usztywnienia wprasowane są blachy), ale nie mogą wystawać poza obrys głównej części buta. Znów kłania się stabilizacja. Zgięcie podeszwy z blachą i inne elementy stroju są sprawdzane za pomocą urządzeń. Nic na oko.

Wszystko jest tu precyzyjne przemyślane, nawet to, jak poradzić sobie z astygmatyzmem.

Wzrok nie jest kluczowy

Większość zawodniczek nie ma sokolego oka, co wydaje się dziwne w sporcie, w którym liczy się celność. - Kiedyś w radzieckich książkach stało, że jak kandydat na zawodnika ma astygmatyzm, to od razu powinien być skreślony. No, to moje dziewczyny nie miałyby żadnego medalu - mówi trener Kijowski. Nawet Sylwia mówi, że ma słaby wzrok.

Strzelczynie mogą używać okularów, jak każdy człowiek z wadą wzroku. Ale okulary zniekształcają widzenie, jeśli nie patrzy się przez nie prostopadle, a tu chodzi przecież o precyzję. Jak zrobić, aby w każdej pozycji - np. w strzelaniu z trzech pozycji - kąt patrzenia był zawsze taki sam, zawsze prostopadły co do ułamka milimetra na dystansie 10 metrów? A więc na okularach są odpowiednie śrubki, pokrętła, zasuwki, które za pomocą testów, przy użyciu specjalnej rurki, przez którą się patrzy i sprawdza prostopadłość, ustawia się we właściwym położeniu. Przy zmianie pozycji na przykład ze stojącej na klęczącą - takie strzelanie z trzech pozycji odbędzie się 4 sierpnia - można zmienić okulary w chwilę.

"Rozmawiam z karabinem"

No i wreszcie karabin, rzecz osobista, wyprofilowany, wyważony dla Sylwii, z właściwym ciśnieniem gazów, tak aby prędkość pocisku, który wylatuje, nie była zbyt duża, dostosowana do rotacji nadawanej przez gwintowaną lufę. Bo jak jest za duża, pocisk zachowuje się w powietrzu dziwnie i zwiększa się rozproszenie. - Nikt oprócz trenera i rodziców nie może dotknąć karabinu - mówi Sylwia. - Nie dałam mu imienia, ale rozmawiam z nim. Gdy nam nie wychodzi, mówię do niego: przecież umiemy to robić, spróbujmy więc jeszcze raz. Tu na igrzyskach lufa mojego karabinu, jako jedyna w finale, jest pomalowana na złoto.

Uwe Anschutz, szef jednej z największych sportowych rusznikarni produkującej rocznie 140 tys. sztuk broni (trzy finalistki strzelały z anschutzów, w tym Sylwia), powiedział, że na pomysł pomalowania lufy na złoto wpadł jeden z jego pracowników, prywatnie związany z inną polską zawodniczką. - I to był bardzo dobry pomysł - powiedział Uwe z szerokim uśmiechem, gdy już pogratulował trenerowi.

W sobotę będzie złoto?

W sobotę Sylwia strzela z trzech pozycji, gdzie konkurencja nie jest tak wyrównana jak w strzelaniu z 10 m. - To jest moja ulubiona konkurencja, bo jest podobna do mnie. Ja też raz krzyknę, raz wolę pozostać w ciszy i spokoju. Strzelam, a to wymaga spokoju, ale też dłubię z ojcem w samochodzie, potrafię wymienić nawet skrzynię biegów, latam na kajcie, prowadziłam nawet po szutrze samochód rajdowy, bo uwielbiam rajdy WRC.

* Pocisk (4,5 mm) jest wielokrotnie większy niż cel (0,5 mm), więc trafienie jest oceniane elektronicznie, za pomocą dźwięku i superprecyzyjnych mikrofonów z czujnikami rozstawionych w rogach tarczy. Czujniki mierzą i porównują czas dojścia fali dźwiękowej do każdego z nich i na tej podstawie określają dokładność trafienia

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.