Londyn 2012. Wiktorowski: Dopóki nie przyjechaliśmy do Londynu, nie czuliśmy presji

- Jestem spokojny o Agnieszkę, że jest skoncentrowana wyłącznie na grze i pierwszym meczu, ale te ciągłe pytania ze strony mediów, jak się czuje jako największa polska gwiazda i nadzieja na medal, zaczynają wytwarzać presję - mówi korespondentowi Sport.pl w Londynie Tomasz Wiktorowski, jeden z dwóch trenerów Agnieszki Radwańskiej.

Radwańska w piątek wieczorem będzie chorążym polskiej reprezentacji podczas ceremonii otwarcia igrzysk, a w niedzielę w I rundzie singlowej rywalizacji tenisistek zmierzy się z Niemką Julią Goerges (WTA 24).

W piątek ok. południa Agnieszka razem z siostrą Urszulą pod okiem Wiktorowskiego i ojca Roberta Radwańskiego trenowały na jednym z bocznych kortów odmienionego kompleksu wimbledońskiego. Odmienionego, bo ciemna zieleń budynków i kortów pokryła się olimpijską purpurą, wszędzie widać też olimpijskie symbole. Na kortach stanęły też nowe stanowiska do kateringu, nie będzie można kupić słynnego Pimmsa, bo oficjalnym napojem alkoholowym na kortach będzie piwo Heineken.

Na gorsze zmieniła się organizacja - widać, że w wielu miejscach wciąż trwają prace wykończeniowe, np. przed wejściem na kort centralny stoi... kilkutonowy hydrauliczny podnośnik. Nieczynna była restauracja dla mediów, a tenisiści skarżą się, że w ich bufecie są tylko kanapki, ciepłe posiłki pojawią się dopiero wraz z rozpoczęciem turnieju. Na Wimbledonie taka sytuacja w przeddzień startu imprezy byłaby nie do pomyślenia.

- Ale my jakoś sobie radzimy, bo mamy Viktora Archutowskiego - uśmiechał się Wojciech Andrzejewski, dyrektor sportowy PZT, czyli szef całego polskiego kontyngentu tenisowego w Londynie. Archutowski to pół-Polak, pół-Anglik, od lat pomaga rodzinie Radwańskich wynająć w okolicach kortów domy po przystępnych cenach. Teraz w odległości dosłownie kilkuset metrów od kortów wynajął dom dla PKOl i PZT, w którym mogą spać wszyscy tenisiści (czyli siedem osób) - Viktor jest świetny, bardzo przejęty swoją rolą gospodarza, gotuje nam nawet kotlety schabowe i przyrządza sałatki - śmiała się po treningu deblistka Alicja Rosolska.

- Organizacji nie komentuję. Dla mnie największa różnica między igrzyskami i Wimbledonem to pogoda. Miesiąc temu ciągle lało, nie mogliśmy normalnie trenować, była nieustanna walka z deszczem, a teraz od kilku dni świeci słońce. Nie ma zaległości, jesteśmy zadowoleni z przygotowań - mówił Wiktorowski, kapitan kobiecej reprezentacji w Pucharze Federacji i trener jeżdżący od roku na turnieje z Agnieszką Radwańską. Po chwili zastanowienia dodał jednak: - Jest też zupełnie inna atmosfera, bo turniej organizują kompletnie inni ludzie. Dotąd chodziliśmy utartymi ścieżkami, teraz trochę po omacku. Jest też inny "spirit", to się czuje, choć trudno to opisać.

Jak skomentuje losowanie? - Mogło być lepiej, mogło być gorzej. Goerges jest dziewczyną, która umie sprawiać niespodzianki, grać bardzo ofensywnie, a jesteśmy przecież na trawie, czyli bardzo szybkiej nawierzchni, więc serwis i "duży" forhend mogą mieć znaczenie. Pierwsze rundy w turniejach tenisowych bywają zdradzieckie i bardzo trudne dla faworytek. Trzeba uważać - mówił ostrożnie Wiktorowski o Agnieszce.

Jak Radwańska znosi rolę największej gwiazdy polskiej reprezentacji i pytania, czy powtórzy sukces z Wimbledonu i wywalczy olimpijski medal? - Największą presję wytwarzają właśnie takie pytania, a mamy ich 8-10 dziennie. Dopóki nie przyjechaliśmy do Londynu, nie czuliśmy żadnej presji. Ale jak ciągle to słyszymy, to zaczynamy się zastanawiać. Znam jednak Agnieszkę dobrze i wiem, że ona jest skoncentrowana tylko na tenisie. Tę presję staramy się absorbować na razie głównie my, ludzie wokół niej - dodał Wiktorowski.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.