Londyn 2012. Brazylia postraszyła gwiazdy NBA

Reprezentacja USA miała sporo problemów, ale wygrała w Waszyngtonie z Brazylią 80:69. 30 punktów rzucił LeBron James. Był to ostatni sparing złotych medalistów z Pekinu przed odlotem do Europy.

Amerykanie głównym pretendentem do olimpijskiego złota? Dyskutuj na koszykarskim forum Sport.pl ?

Dla Amerykanów Brazylijczycy byli pierwszym poważnym testem przed igrzyskami. Kadra zagrała co prawda już jeden sparing, ale koszykarzy Dominikany dosłownie zmiotła z parkietu wygrywając 113:59.

Brazylijczycy mieli sprawdzić reprezentację USA tam, gdzie ma największe braki, czyli pod koszem. Trener Mike Krzyzewski ma tylko jednego klasycznego środkowego (Tyson Chandler) i dwóch nominalnych silnych skrzydłowych (Kevin Love i Anthony Davis), a jego zespół bazuje przede wszystkim na szybkości i atletyzmie graczy obwodowych. Ogromnym atutem jest wymienność pozycji, ale w starciu z zespołami mocnymi pod obręczą, Amerykanie mogą mieć problem.

Reprezentacja Brazylii ma trzech wielkoludów ogranych w NBA - Nene, Andersona Varejao i Thiago Splittera - to oni mieli przetestować podkoszową siłę USA. I rzeczywiście sprawili Amerykanom sporo problemów. Po pierwszej kwarcie Brazylia prowadziła 27:17 dzięki dobrej grze wysokich oraz odrzucaniu piłki na obwód i rzutom za trzy punkty z dystansu.

Od drugiej kwarty Amerykanie zaczęli lepiej grać w defensywie. Presję na rozgrywających rywali wywierali Chris Paul i Russell Westbrook, świetnie bronili na zasłonach i wykorzystywali kontrataki. W drugich 10 minutach pozwolili rywalom na ledwie pięć punktów, sami zdobyli ich 20 i objęli prowadzenie w meczu. W sumie w drugiej kwarcie Brazylijczycy popełnili aż 12 z 23 strat w całym meczu.

Brazylia długo jednak utrzymywała się w grze dzięki dobrej dyspozycji Varejao (12 punktów, 13 zbiórek), Marcelinho Huertasa (11 punktów, 13 asyst) oraz Alexa Garcii (14 punktów), a także lepszej grze na tablicach (zbiórki wygrali 38:30) i jeszcze sześć minut przed końcem mieli tylko sześć punktów straty.

Amerykanie mieli jednak LeBrona Jamesa, który po przerwie zaczął szaleć na boisku. Rzucił 30 punktów, ale był nie tylko aktywny w ataku, ale i w obronie. Wyrywał piłki, walczył o zbiórki. - To nie tylko świetny zawodnik, to także wielki wojownik. Jego wola zwycięstwa inspiruje cały zespół - podkreślał trener Krzyzewski.

Do 30 punktów Jamesa, 11 dorzucił Kevin Durant, który zaczął mecz na ławce rezerwowych, a 10 miał Chris Paul. - To był dla nas ważny test. Gra w obronie przeciwko silnym i wysokim zawodnikom kosztuje nas sporo sił i przez to nasz atak nie wyglądał dziś rewelacyjnie. Ale obrona jest dla nas najważniejsza. Tylko dobrze broniąc zdobędziemy złoty medal - dodaje Krzyzewski.

- Zagraliśmy słabo na początku meczu, spudłowaliśmy kilka rzutów, które normalnie trafiamy, a potem musieliśmy gonić wynik. Sparing był dla nas dobrą lekcją, wyciągniemy z niej na pewno wiele wniosków. I w kolejnych meczach będziemy rzadziej pudłować - mówi jedyny środkowy kadry USA Tyson Chanlder, który miał tylko jedną zbiórkę i dwa punkty.

Amerykanie przed igrzyskami zagrają jeszcze trzy sparingi, wszystkie w Europie. 19 lipca zmierzą się w Manchesterze z reprezentacją Wielkiej Brytanii, 22 lipca w Barcelonie zagrają z Argentyną, a dwa dni później, także w Barcelonie z Hiszpanią.

?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.