Siatkówka. Drzyzga: Naszych nic już nie zatrzyma

Możemy śmiało mówić, że jeśli nasza drużyna przejdzie na igrzyskach przez ćwierćfinał, nic jej już nie zatrzyma i zdobędzie złoto - mówi Wojciech Drzyzga, ekspert Polsatu i Sport.pl

Ile razy zabrzmi Mazurek Dąbrowskiego? Dowiesz się w serwisie Polacy w Londynie ?

Przemysław Iwańczyk: Minęło kilka dni od zwycięstwa w Lidze Światowej. Wciąż jesteś w euforii?

Wojciech Drzyzga: To historyczne wydarzenie, zwłaszcza w kontekście igrzysk. W tym i poprzednim sezonie drużyna Andrei Anastasiego miała kilka fantastycznych występów. Nic nie dzieje się przypadkowo, gramy coraz lepiej. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że nie spotkaliśmy się w Lidze Światowej ze wszystkimi, którzy będą w Londynie bić się o medale. Włosi, Rosjanie i Brazylijczycy - z nimi Polacy będą walczyć o podium. To są zespoły z najlepszymi zawodnikami, grają najlepszą siatkówkę i rozdają karty. Oczywiście w pojedynczych meczach także Argentyna czy Niemcy mogą wywierać presję, ale na dłuższym dystansie zagrozić nie powinny. Myślmy o ćwierćfinale, bo w grupie będzie dość łatwo. Kwestia miejsca jest bez znaczenia, bo wyższa lokata wcale nie musi wiązać się z łatwiejszą drogą do złota. Przypomnę, że w drugiej grupie pięć drużyn walczy o cztery miejsca w ćwierćfinale. Każda z nich jest mocna.

Tak łatwo pominąłeś Amerykanów?

- Ich, podobnie jak Serbów, kwalifikuję do drużyn, które w meczu o wszystko mogą narozrabiać. Ale ich walkę o triumf w igrzyskach należałoby rozpatrywać w kategoriach łutu szczęścia, dyspozycji dnia, czyli wszystkiego tego, co trudno przewidzieć. To są spekulacje, a nie sportowe prognozy. Według tych, to Polska, Brazylia, Rosja i Włochy są najmocniejsze.

Co najbardziej imponuje ci w polskiej drużynie?

- Od pewnego czasu zawodnicy pokazują, jak dobrze znoszą pojedynki od strony mentalnej. Przegrane sety nie załamują, wygrywamy końcówki, a wcześniej było to naszą piętą achillesową, nawet kiedy przeciwnik leżał na deskach, pozwalaliśmy mu wstać. Teraz, by przegrać mecz, musimy trafić na przeciwnika, który świetnie zagra cały mecz. Podoba mi się to, jak mocną mamy kadrę. Nie idzie zagrywka, wchodzi ktoś nowy i czyni z tego element przewagi. Brakuje bloku - trener sięga po rezerwowego, a ten pomaga. Każda pozycja jest zdublowana, to siła, z której trener potrafi korzystać.

Personalnie kto cię zaskoczył?

- Na wyróżnienie zasługuje Łukasz Żygadło. Spisany na straty, wydawało się, że jego kariera to zamknięta karta. Zarówno pod względem umiejętności, jak i psychiki. Odzyskał go Anastasi. Przecież Łukasz nie jest ani geniuszem rozegrania, ani wybitnym strategiem, ale zadania, jakie dostaje, wykonuje świetnie. W wieku 32 lat znalazł miejsce w kadrze, wcześniej był niedoceniony, stał z boku. Wielka przemiana.

Drugi to Zbyszek Bartman, który wiecznie przechodzi metamorfozy, miota się, zmienia otoczenie, a mimo to jest odporny na te historie. Tworzy wokół siebie wiele sytuacji, które niejednego by już zwaliły z nóg. To kolorowa postać, ale sport nie był u niego w równowadze z liczbą PR-owych ozdobników, zwłaszcza w klubie. Znów duża w tym rola Anastasiego, który zmienił mu pozycję, dał kredyt zaufania. Inny zawodnik nieraz zostałby zmieniony. A on dostawał szansę, co wyszło mu na korzyść.

To dwóch chłopaków, którzy mi zaimponowali. U pierwszego wielka przemiana, u drugiego dojrzewanie i talent. Oczywiście mógłbym powiedzieć, że bez Bartka Kurka drużyna nie miałaby takiego znaku jakości, ale momentami i bez niego grała dobrze. Poza tym Kurek był, jest i może jeszcze długo być wielką gwiazdą, więc przyzwyczailiśmy się do jego wysokich lotów.

Polacy sięgną po medal w Londynie?

- Możemy śmiało mówić, że jeśli osiągną ćwierćfinał, wezmą złoto. To oddaje mój poziom optymizmu, choć nie jestem nastawiony "na hurra". Widzę, że tego zespołu nic nie zatrzyma. Bez medalu będzie rozczarowanie, zwłaszcza dla chłopców. Medal to stempel jakości, po którym przechodzi się do historii.

Dla mnie cenna jest ta kontynuacja. Kadra od dwóch lat nie zeszła z poziomu, wciąż się umacnia. To było siłą naszej siatkówki w latach 70. Tej stabilności brakowało, przeplataliśmy nieliczne skoki z bolesnymi upadkami. Marzy mi się, byśmy byli europejską Brazylią. Albo Włochami-bis z lat 90., którzy wygrywali regularnie.

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Agora SA