Wimbledon. Federer odbił królestwo. Teraz chce olimpijskiego złota

?Nieśmiertelny? - piszą o Rogerze Federerze europejskie gazety. Dzięki siódmemu zwycięstwu na kortach Wimbledonu Szwajcar wrócił na pozycję numer 1 światowego rankingu

31 maja 2010 roku po raz ostatni znajdował się na czele klasyfikacji ATP. Opuścił ją po niespodziewanej porażce w ćwierćfinale turnieju na kortach Rolanda Garrosa ze Szwedem Robinem Söderlingiem. Przez dwa lata nie udało mu się wrócić na tenisowy tron. W męskim tenisie zaczął rządzić duet: Rafael Nadal - Novak Djoković. Zwycięstwa w turniejach wielkoszlemowych rozdzielali między siebie jak kawałki pizzy, wypchnęli Federera poza dwa czołowe miejsca rankingu. Porażki Szwajcara w półfinałach najważniejszych turniejów stały się normą. Miał chwile zwątpienia, że nigdy nie wróci na szczyt.

- Na Roland Garros w 2011 roku grałem niesamowicie, byłem tak bliski pokonania Rafy w finale. Świetnie też mi szło później przeciw Jo (Wilfridowi Tsondze) na Wimbledonie, ale nic mi się nie układało, nie wygrywałem. Nie miałem szczęścia na US Open. Trzeba było wtedy odczytać, co się dzieje. Po US Open i po finale Pucharu Davisa odpocząłem i wytłumaczyłem sobie, że nie jest sztuką przegrywać po dobrych meczach w półfinale, sztuką będzie poszukać za wszelką cenę zwycięstw. Wygrałem w Bazylei, w hali Bercy, w końcu Masters. Wiara w sukces wróciła - tłumaczył Szwajcar.

U Federera nie widać dziś najmniejszych oznak spadku motywacji. - Do finału Wimbledonu nie można się przyzwyczaić - mówi. W niedzielę walczył z Andy Murrayem z takim samym pragnieniem zwycięstwa jak na Wimbledonie 2001, kiedy jako 19-letni chłopak w trzeciej rundzie wyrzucił z turnieju swojego idola Pete'a Samprasa, wówczas od czterech lat niepokonanego w Londynie. Szwajcar już od dawna stoi na tym samym cokole co Amerykanin. Ma od niego więcej zwycięstw w Wielkim Szlemie (17, Sampras 14), właśnie wyrównał jego rekord tygodni spędzonych na pierwszym miejscu rankingu ATP - 286 i rekord zwycięstw w najbardziej prestiżowej imprezie tenisowej roku.

Co dalej? Gdzie się zatrzyma? - Nie jestem na pewno gorszy niż pięć lat temu. Jestem starszy, ale świetnie się czuję w tym wieku. Mnóstwo rzeczy jest jeszcze możliwych - zapowiada.

"Roger odnalazł swój nieco zagubiony geniusz oraz siły, żeby ustanawiać nowe rekordy i zostać ponownie numerem 1 na świecie. Teraz zmierza ku ołtarzowi - po złoty medal olimpijski na londyńskiej trawie..." pisze felietonista szwajcarskiej gazety "Le Temps".

Do Londynu zwycięzca Wimbledonu pojedzie, myśląc wyłącznie o tenisie, będąc nastawiony na sukces. Nigdy bowiem nie wywalczył medalu w grze pojedynczej olimpijskiego turnieju. Najbliżej był w 2000 roku, kiedy jako nastolatek przegrał walkę o brąz z Francuzem Arnaudem Di Pasqualem. Potem - już jako wielki zawodnik i faworyt - przegrał z Tomasem Berdychem w Atenach w 2004 roku i Jeremym Blake'em w Pekinie cztery lata później. Po tytuł sięgnął - ze swoim rodakiem Stanislavem Wawrinką - jedynie w deblu.

Federer zrezygnował właśnie z zaszczytu wnoszenia flagi szwajcarskiej podczas ceremonii otwarcia igrzysk. Dostąpił go na dwóch poprzednich olimpiadach. - Uważam, że należy dać na to szansę innemu sportowcowi. Nikt nie powinien mieć monopolu - wytłumaczył.

Nie planuje również mieszkać w wiosce olimpijskiej, ale wynajmie ten sam apartament, co podczas ostatnich turniejów wielkoszlemowych w Londynie. - Nie zamierzam zmieniać przyzwyczajeń - wytłumaczył. Przyzwyczajeń do zwycięstw również. Za miesiąc wraca do Londynu po kolejne.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.