Gemini 3 wyciągnięty z wody

W niedzielę 8 stycznia zakończyły się trwające ok. 2,5 godziny prace związane z wyciągnięciem z wody uszkodzonego katamaranu Romana Paszke, Gemini 3.

Wyciąganie jachtu

- Do akcji wykorzystano 2 dźwigi i mały holownik. Cała operacja była wyjątkowo trudna ze względu na duże rozmiary jachtu, prąd rzeki, bardzo duże pływy oceanu i boczny wiatr. W trakcie podnoszenia okazało się, że w jachcie znajdowało się znacznie więcej wody i niż początkowo przypuszczano.

Dotychczasowe miejsce postoju jachtu przy nieosłoniętym wysokim nabrzeżu, wymagało ciągłej pracy załogi portowej, aby chronić burty przed uderzeniami o stały pomost, przy silnym prądzie rzeki i stałym pionowym ruchu wody w rytm cyklicznych przypływów i odpływów sięgających do 8 metrów różnicy. Dodatkowo, jacht cały czas nabierał wody, a pompy okazywały się za słabe i stale zatykały się, dlatego ostatniej nocy z jachtu Roman Paszke ręcznie wyciągnął 1200 wiader wody - informuje Janusz Cieliszak z biura medialnego projektu.

6 ton wody

- Operacja wyciągania jachtu była bardzo trudna. Szczególnie gdy okazało się, ze jacht po lewej stronie, ze względu na nabraną wodę, waży prawie 5 ton więcej niż zakładaliśmy. Do tego wiatr kiwający teraz przeciążonym 18-tonowym jachtem i fala na rzece dochodząca do metra wysokości. Ale udało się. Widocznie Opatrzność tym razem okazała się łaskawa - powiedział natychmiast po zakończeniu akcji Roman Paszke.

- Fakt, że pomimo ogromnego obciążenia, razem ponad 6 ton wody, jacht po wzburzonym morzu zdołał o własnych siłach po 24 godzinach żeglugi dotrzeć do bezpiecznego brzegu świadczy o solidnej konstrukcji tej jednostki - podsumował kapitan Paszke.

Proces osuszania konstrukcji jachtu zajmie 2-3 doby. Dopiero potem można przystąpić do dokładnych oględzin i zostanie przygotowany raport, co pozwoli na wydanie opinii na temat przyczyn uszkodzeń i sposobu naprawy - dodaje Cieliszak.

Uszkodzony pływak, przerwany rejs

Roman Paszke zmuszony był przerwać samotny, okołoziemski rejs z powodu awarii katamaranu. W nocy z 5 na 6 stycznia, kiedy kapitan znajdował się około 314 mil od Przylądka Horn, uszkodzeniu uległ lewy pływak jednostki. W wyniku awarii zostały zalane przedziały nawigacyjny i maszynowy. W tej sytuacji Roman Paszke podjął decyzję o konieczności ratowania jachtu i skierował się do oddalonego o około 170 mil argentyńskiego portu Rio Gallegos.

Decyzja ta oznacza jednoczenie przerwanie próby ustanowienia nowego rekordu samotnej żeglugi na wielokadłubowcu non stop dookoła świata, trasą pod wiatr, ze wschodu na zachód.

By próba bicia rekordu została uznana przez World Saling Speed Record Council, Roman Paszke musiałby rozpocząć i ukończyć rejs w tym samym miejscu, przeciąć równik i wszystkie południki oraz pokonać drogę nie krótszą niż 40.000 kilometrów, czyli 21.600 mil morskich.

O rejsie kapitana Paszke możesz przeczytać TUTAJ ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.