Dla Zagłębia Polak, a dla PZHL-u Francuz

Teddy Da Costa może głosować w wyborach na polskiego prezydenta, ale na lodzie jest już Francuzem. - Dziwne? Nawet ja się w tym pogubiłem - uśmiecha się hokeista.

Jolanta Da Costa, matka hokeisty, pochodzi z Wrocławia, ojciec Thierry jest Portugalczykiem. Teddy urodził się w Dammarie, miasteczku położonym 50 kilometrów od Paryża, ale ma też polskie obywatelstwo. Polski Związek Hokeja na Lodzie zawsze z wielkim trudem radził sobie z tą kosmopolityczną mieszanką.

I tak, gdy Da Costa grał w rozgrywkach juniorskich, był Polakiem, ale gdy walczył o mistrzostwo kraju w barwach Zagłębia, był już Francuzem - a wszystko to jednocześnie, w tym samym miesiącu!

W poprzednim sezonie wydawało się, że jest po sprawie - Da Costa został zgłoszony do rozgrywek jako Polak. Zaczęły się jednak nowe rozgrywki i znowu jest dla związku Francuzem! Dla klubu z Sosnowca to duże utrudnienie, bowiem Da Costa Polak mógłby zwolnić miejsce dla kolejnego obcokrajowca, a tym samym drużyna byłaby jeszcze silniejsza.

Wydział Gier i Dyscypliny powołuje się na przepis, który stanowi, że o tym, czy hokeista jest traktowany jak Polak, czy jak obcokrajowiec nie decyduje obywatelstwo, tylko karta zawodnicza, którą w przypadku Da Costy dysponuje francuska federacja hokeja na lodzie. Niestety, wykładnia tego przepisu zmienia się wraz ze zmianą składu WGiD.

- Taki brak konsekwencji jest niezrozumiały i nie do przyjęcia - irytuje się Adam Bernat, prezes klubu. Ofiarą wspomnianego przepisu był przed laty Marek Stebnicki. Gdy wychowanek Polonii Bytom wracał do Polski po okresie gry w Niemczech, też był traktowany przez PZHL jako obcokrajowiec. - Żebym mógł zagrać, klub musiał za mnie ekstra zapłacić i wykupić kartę. Nigdy nie mogłem tego zrozumieć. Jesteśmy w Unii Europejskiej czy nie? Skąd te ograniczenia? - pyta Stebnicki.

Zagłębie konsultowało przypadek Da Costy z prawnikiem i usłyszało, że bez trudu wygra sprawę w sądzie. Zawodnik jest bowiem dyskryminowany. - Przecież ja mam nawet polski dowód. Mogę wybierać prezydenta czy posłów. No to jestem Polakiem czy nie? Ja już straciłem głowę - wzdycha zawodnik. Zagłębie może liczyć na pomoc Ministerstwa Sportu, które już poprosiło PZHL o wyjaśnienie, na jakiej podstawie ogranicza liczbę obcokrajowców do czterech na drużynę. - To się nie zdarza w żadnym cywilizowanym kraju. Na jakiej podstawie można zabraniać Czechom czy Słowakom gry w Polsce? - dziwi się Stebnicki. Klub z Sosnowca nie daje za wygraną i skierował pismo do zarządu PZHL-u.

- Zagłębie na pewno może liczyć na naszą dobrą wolę. Więcej, po szczegółowej analizie mogę stwierdzić, że nasze uprawnienia do wprowadzania limitów dla obcokrajowców są mocno wątpliwe. Mówię to ze smutkiem, bo to nie jest dobra wiadomość dla polskiego hokeja. Rozmawiałem z działaczami z Włoch i Niemiec i tam, jeżeli były podobne ograniczenia, to działały tylko na zasadzie dżentelmeńskiej umowy - wyjaśnia Zdzisław Ingielewicz, prezes PZHL-u.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.