Miał nie zagrać ani minuty. W ostatniej chwili wskoczył do bramki. Polski bramkarz bohaterem

Maciej Miarka jechał na mistrzostwa świata Dywizji IA w hokeju jako "zapasowe koło". Miał nie zagrać na tym turnieju ani minuty, bo zdecydowanym pewniakiem i zawodnikiem na tę chwilę lepszym sportowo był i jest John Murray. Los chciał jednak, że w ostatnim niezwykle ważnym meczu stawką, którego był awans, to właśnie najmłodszy w ekipie Miarka został bohaterem.

Tuż przed spotkaniem z Rumunią, które trzeba było wygrać, by awansować do światowej Elity, spełnił się najgorszy koszmar. Pierwszy bramkarz reprezentacji, stanowiący o silę naszej ekipy i wielokrotnie ratujący ją z opałów John Murray doznał kontuzji.

Zobacz wideo Mariusz Czerkawski w "Wilkowicz Sam na Sam": Ludzie koło pięćdziesiątki czasem chcą poszaleć. Ja już nie muszę, ja to wszystko miałem

Bez doświadczonego "Jaśka Murarza" niepokój przed decydującym starciem turnieju drastycznie wzrósł. Niech świadczą o tym komentarze internautów, którzy na wieść o braku Murraya w składzie pisali "Duża strata. Bramkarz to 50% drużyny, a w meczach o stawkę zwłaszcza".

Niektórzy już wieszczyli katastrofę. "Zawsze coś. Albo ułamki sekund, albo jedna bramka, albo jeden punkt. 21 lat czekam, a tu na bramce młokos". Między słupki od pierwszej minuty miał bowiem wejść absolutny debiutant, najmłodszy w kadrze narodowej (rocznik 2001) nieograny na szerszą skalę Maciej Miarka.

Maciej Miarka miał być rezerwowym, który nie zagra ani minuty. John Murray doznał kontuzji

Miarka nie tylko zagrał, lecz w paru sytuacjach stał się wręcz bohaterem. Na przykład tuż przed golem Polski na 4:1 zanotował trudną, lecz skuteczną paradę, a moment później cieszyliśmy się ze zdobytej bramki. Niewykluczone, że polskiemu golkiperowi należy się za tamtą sytuację asysta drugiego stopnia.

Zawody nie rozpoczęły się jednak dla niego dobrze. Polska jako pierwsza straciła bramkę, czym 22-latek mógł się mocno zdeprymować. Zdenerwowanie nie wzięło jednak góry, choć na pierwszą przerwę Biało-Czerwoni schodzili ze stratą jednego gola. Miarki za utratę tej bramki winić nie można było.

Później było już znacznie lepiej. Pochodzący z Łodzi zawodnik GKS-u Katowice ostatecznie zanotował solidny występ, z 15 strzałów obronił 13, przepuścił do siatki jeszcze jeden krążek (na 2:4). Miarka może być kolejnym polskim golkiperem na lata - ale żeby tak się stało musi zacząć regularnie grać w lidze.

Tymczasem na przestrzeni ostatnich trzech lat w ligowych szrankach wziął udział zaledwie 20-krotnie. Debiutując na poziomie mistrzowskim w barwach narodowych, w nieoczywistych i stresujących warunkach, pod sporą presją udowodnił, że warto będzie na niego stawiać w przyszłości. Trzeba tylko trochę odwagi.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.