Wydawało się, że hokeiści Minnesoty Wild nie wypuszczą wygranej nad Dallas Stars. Po dwóch tercjach prowadzili 4:1, a na początku trzeciej strzelili piątego gola. Teoretycznie powinni mieć sytuację kontrolę nad meczem W praktyce ostatnia część spotkania okazała się dla nich koszmarem. Rywale zdołali wyrównać. Ostatecznie to Minnesota mogła cieszyć się z końcowego triumfu, ale może mówić o dużym szczęściu.
Pierwsza tercja w wykonaniu obu zespołów była wyrównana i zarazem dość agresywna. Sędziowie odsyłali zawodników na ławkę kar aż sześć razy. Jednak to goście z Minnesoty kończyli ją ze skromnym prowadzeniem.
W drugiej części doszło do szybkiego wyrównania, ale potem mieliśmy popis skuteczności ekipy Wild, którzy w trzy minuty wyszli na prowadzenie 4:1. Grali zdecydowanie pewniej od przeciwnika. W pierwszej akcji trzeciej tercji zwiększyli prowadzenie.
Piąta stracona bramka zadziałała na Dallas niczym czerwona płachta na byka. Hokeiści Stars lepiej organizowali się w obronie, mądrze kontrowali i w dziesięć minut zdołali doprowadzić do wyrównania. Minnesota wyglądała, jakby nie wiedziała, co się dzieje na lodowisku. Mogli wypuścić pewną wygraną jeszcze w podstawowym czasie gry.
Doszło jednak do dogrywki, która nie przyniosła rozstrzygnięcia. Decydujące okazały się rzuty karne, które skończyły się po trzech seriach na korzyść Wild. W zespole gospodarzy pomylił się Roope Hintz. Fin zdobył w tym meczu hat-tricka, dwa razy doprowadził do remisu, ale zawiódł w kluczowym momencie.
Minnesota wygrała zatem z Dallas 6:5. Ponownie dopisało jej szczęście. W podobnych okolicznościach wygrała z Anaheim Ducks dzień wcześniej 5:4. Wild dwukrotnie musieli gonić wynik, a dopiero rzuty karne wyłoniły zwycięzcę.
To ósma wygrana Minnesoty w tym sezonie. W tabeli Konferencji Zachodniej zajmuje szóste miejsce. Dallas jest na trzeciej pozycji.