Marzenie dziewczyn, za które grozi najwyższa kara. Walczą o przetrwanie i zeszły do podziemia

Paweł Karpiarz
Gdzieś w Kabulu leży płyta z betonu. Jest otoczona ceglaną ścianą i pomalowana na biało. Gdzieś w Afganistanie ukryte są kaski, ochraniacze, kije i łyżwy. Płyta z betonu była niegdyś lodowiskiem i miejscem, gdzie spotykały się przyszłe prawniczki, nauczycielki i obrończynie praw kobiet. Marzyły i snuły plany o lepszej przyszłości. Połączył je hokej. Rozdzielili talibowie i groźba śmierci.

Historię hokeistek z Kabulu przybliżył "The Athletic". Wszystkie imiona zostały zmienione.

Zarmina Nekzai wychowała się w Afganistanie. Jako młoda dziewczyna nie mogła chodzić do szkoły, na zakupy. Bez zgody mężczyzny nie odwiedzała rodziny i przyjaciół. Na szczęście miała dobrego ojca, który wspierał ją i zachęcał ją do nauki. Skończyła szkoły, choć przez zmiany reżimu zajęło jej to trochę czasu. Jako nastolatka postanowiła poświęcić się walce o prawa kobiet i zostać nauczycielką.

Zobacz wideo Ukraińska drużyna ze Lwowa oficjalnie w PlusLidze. "Każda informacja o sporcie przyjmuje się ciszej niż w normalnych czasach, gdy nie było wojny"

Wsiadała w autobus i jechała w odległe rejony kraju. Po to, by uczyć. Jedna z takich podróży o mało nie skończyła się dla niej tragicznie. Autokar został napadnięty przez terrorystów, 18 osób zostało wziętych do niewoli.

Terroryści zabrali zakładników w góry i wypytywali o metody nauczania. Torturowali. Trzy kobiety — w tym matka trójki dzieci — zostały oddzielone od pozostałych. Nigdy ich nie odnaleziono i uznaje się, że zginęły. Zarminę uderzono kolbą karabinu. Spadła na skały i rozcięła nogę. Jej rana krwawiła mocno. Okazałaby się śmiertelna, gdyby jeszcze tego samego wieczoru afgańskie wojsko nie odbiło zakładników.

Nekzai opuściła Afganistan trzy lata później, w 1984 r. wraz z mężem i trzymiesięczną córką. Stało się to po tym, jak rakieta uderzyła w jej dom, zabijając jej ojca, raniąc matkę i troje jej rodzeństwa. Uciekli do Pakistanu, a potem do rodziny w Kanadzie. Był 1988 rok.

Tam usłyszała o hokeju na lodzie. Na zajęcia zapisała i syna, i córkę. Nekzai zabierała je na treningi kilka razy w tygodniu i z dumą uderzała w bęben, który przynosiła na trybuny na każdy mecz.

Hokej na lodzie w Afganistanie? Czemu nie?

Ale Nekzai nie porzuciła celu. W 2010 r. wróciła do ojczyzny, aby wspierać kobiety w tym, by potrafiły same na siebie zarobić. Choć ułożyła sobie życie w Kanadzie, to przyrzekła, że nigdy nie zapomni o Afganistanie i mieszkających tam kobietach.

W 2017 r. pracowała jako wolontariuszka w szkole dla dziewcząt w Afganistanie. Podczas przerwy dała dziewczynkom kilka piłek, które przywiozła z Kanady. Uczennice po prostu zaczęły grać. W co? Nieważne. Nie było żadnych zasad, liczyła się zabawa. Nekzai patrzyła na ten radosny chaos i pomyślała, że przypomina jej to hokeja. Sport, o którym rzecz jasna nikt w tej części świata nie słyszał. Zarmina spojrzała na plac gry. Idealnie płaski teren. Nadawałby się na lodowisko. Ciekawe, jakby to było nauczyć afgańskie dziewczyny tego sportu? W Kanadzie ta dyscyplina cieszy się ogromną popularnością. Ale tutaj?

Nekzai zaczęła orientować się, jak zbudować lodowisko na otwartym terenie. Teren sprzyjał, studnia dostarczała wody, a pory roku są podobne jak w Kanadzie. W Afganistanie też są minusowe temperatury.  Pozostało więc zorganizować ludzi i trzymać się poradników w Internecie oraz wskazówek ekspertów.

Do Kabulu przybył mąż Zarminy, Khalil. Nadzorował budowę. Wyrównywanie terenu, układanie betonu, budowanie ściany, instalowanie drenażu i rurociągów z pobliskiej studni, aby zalać lód. Lodowisko miało około 30 metrów długości i 20 metrów szerokości. Zarmina zorganizowała tymczasem wysyłkę 50 pudełek sprzętu hokejowego z Kanady samolotem towarowym. Wraz z nadejściem zimy na początku 2018 r. zaczęli tworzyć lód. Pracowali powoli, tak jak nauczyli się tego od ekspertów od podwórkowych lodowisk w Kanadzie. W końcu kobieta poprosiła jedną z nauczycielek o nadzorowanie lodowiska i nowego programu hokejowego. Nowa trenerka, Shazia, poznała tajniki dbania o lód i wszelkie kwestie związane z grą dzięki filmom, które pobrała dla niej Nekzai.

Więcej niż hokej. "Inni uczyli się czegoś. Padałyśmy i wstawałyśmy"

Buty z ostrzami na podeszwie, nakolanniki, kaski z przezroczystą tarczą, rękawice i w końcu długi, zakrzywiony kij. Fatima, uczennica szkoły, nigdy nie widziała takiego sprzętu i nie mogła się doczekać, aż go wypróbuje. Lubiła matematykę i język angielski, ale jej ulubiony czas to ten, który poświęcano na sport. Grały w piłkę nożną, siatkówkę i koszykówkę. Ale perspektywa jazdy po lodzie była tak ekscytująca, że myśląc o tym, nie mogła zasnąć. Tak samo jak Nekzai, Fatima chciała w przyszłości być obrończynią praw kobiet. – I świetną hokeistką! – mówiła. Na lodzie była bramkarką.

Dziewczyny uczyły się od podstaw. Zasad gry uczyły się w szkolnych ławkach. Jeździły na rolkach, żeby przygotować się na wyzwania, które stawia jazda na łyżwach. Uczyły się jak trzymać kij, oglądały filmy, jak grają profesjonaliści i naśladowały ich ruchy. Potem wszystko trzeba było przenieść na lód.

- Kiedy inni obserwowali nas jak gramy w hokeja, w pewnym sensie jednocześnie uczyli się czegoś z tego sportu. Padałyśmy i wstawałyśmy, aby dostać się tam, dokąd planowałyśmy. Tak wielu ludzi poddaje się, kiedy upada. Ale nie powinieneś rezygnować z czegoś, co chcesz osiągnąć – opowiadała Fatima.

Śmierć za naukę i zabawę

Ale to było dawno. Niemal w innym świecie. Dziś Fatima, jeśli może zasnąć, śni o hokeju. Marzy, by ponownie zawiązać łyżwy i wrócić na lód obok szkoły pod górami w regionie, gdzie kiedyś mieścił się jej dom. Teraz jest gdzieś indziej. Nie wiadomo, gdzie. Nie może tego powiedzieć, bo grozi jej śmierć z rąk talibów. Jej rodzina uciekła w sierpniu zeszłego roku, kiedy rząd upadał, a talibowie się zbliżali. - W tym czasie opuściliśmy naszą społeczność, nasz dom. Starałyśmy się okryć się szalikiem lub burką, aby nikt z grupy nie mógł zostać zidentyfikowany, ponieważ talibowie byli na granicy wejścia do niej – mówi Fatima.

Wiadomo było, że zachodni sport jest zabroniony, zwłaszcza dla dziewcząt, a rodzina każdej osoby, która go uprawia, może być w niebezpieczeństwie. Najpierw kara dotknie mężczyzn. Ale życie kobiet też było zagrożone. - To był trudny i smutny dzień dla mnie i członków mojej rodziny – mówi dziś Fatima o chwili ucieczki. - To wszystko przeze mnie. I bardzo mi z tego powodu smutno.

Wszystkie uczennice uciekły. Niektóre próbowały dostać się na lotnisko, gdy odlatywały ostatnie zachodnie samoloty. Inne uciekły do granic. Niektóre dotarły do Pakistanu, inne do Indii. Ale większość została, ukryta i bojąca się zasad i kary, która nadejdzie.

Publiczne egzekucje były dobrze znane i udokumentowane. W mediach społecznościowych krążyły filmy. Ci, którzy się nie dostosowali, wiedzieli, co nastąpi. Zagrożenie to codzienność. Czy ktoś ich zidentyfikował, kiedy wychodzili kupić jedzenie? Czy zostali zauważeni jako obcy w nowym mieście? Strach był równie wielki, jak nadzieja, że jakiś rząd może zaoferować im sposób na opuszczenie kraju.

W ukryciu pozostaje również trenerka Shazia. Zostawiła wszystko. Porzuciła dom i cały dobytek rodziny — ubrania, jedzenie. Shazia wzięła tylko to, co miała na sobie. Oraz burkę, która ukrywała jej twarz. Opuściła miasto w tłumie innych uciekających.

Zostawiła za sobą lodowisko, na którym około 40 dziewcząt uczyło się jeździć na łyżwach i grać w hokeja. Zainteresowanie było tak ogromne, że spędzała tam dodatkowe godziny, tak, aby każdy mógł pograć choć chwilę. Miała poczucie, że po tafli jeżdżą przyszłe lekarki, prawniczki, nauczycielki i pisarki. Wszystkie chciały, aby następne pokolenia miały lepszą przyszłość. Wszystko przekreśliło wejście talibów. Uciekając, zostawiały się nawzajem. Udały się do nowych wiosek i miast, ukrytych i nieznanych. Aby uniknąć kary za naukę i zabawę.

Chociaż wszystkie się ukrywają, to nie porzuciły marzeń i pasji do hokeja. Zeszły do "podziemia". Nekzai stworzyła internetową szkołę w Kanadzie. Dzięki tajnym wiadomościom pozostają ze sobą w kontakcie. Choć i to nie jest bezpieczne, bo talibowie znajdują sposoby na infiltrację. Dziewczęta wymieniają się wspomnieniami z dawnych czasów, kiedy śmigały po zamarzniętej tafli. Rząd i swobody w Afganistanie upadły, ale marzenie przetrwało. Tak samo jak cały sprzęt. W ukryciu czeka na lepsze czasy.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.