Hokejowe MŚ. Czechy, Szwecja, Słowacja i Kanada w półfinale

Dwa gole strzelone w dwie minuty przez Miroslava Szatana uchroniły Słowację od narodowej tragedii, bo obrońcy mistrzowskiego tytułu długo męczyli się w ćwierćfinale z niedocenianymi Szwajcarami. Kanadyjczycy dopiero w dogrywce poradzili sobie z Niemcami. Finowie prowadzili już ze Szwedami 5:1, by przegrać 5:6.

Hokejowe MŚ. Słowacja i Kanada w półfinale

Dwa gole strzelone w dwie minuty przez Miroslava Szatana uchroniły Słowację od narodowej tragedii, bo obrońcy mistrzowskiego tytułu długo męczyli się w ćwierćfinale z niedocenianymi Szwajcarami. Kanadyjczycy dopiero w dogrywce poradzili sobie z Niemcami. Finowie prowadzili już ze Szwedami 5:1, by przegrać 5:6.

Słowacy to główni faworyci mistrzostw świata, bo trenerowi Frantiszkowi Hossie i menedżerowi Peterowi Sztiastnemu, kiedyś gwieździe światowego hokeja, znów udało się namówić do gry w reprezentacji wszystkich najlepszych graczy z NHL. Oczywiście z tych zespołów, które odpadły już z rozgrywek Pucharu Stanleya lub się do niego nie zakwalifikowały. Nikt jednak nie marudził. Peter Bondra z Washington Capitals natychmiast po odpadnięciu jego zespołu w play off wsiadł do samolotu do Europy, choć jego klubowy kolega Jaromir Jagr wolał odpocząć po wyczerpującym sezonie, niż wspomóc czeski zespół. Nie mówiąc już o Rosjanach, Amerykanach czy nawet Kanadyjczykach, którzy odmawiali wyjazdu na MŚ.

Dlatego jeszcze zanim rozpoczął się mecz ze Szwajcarami, na internetowej stronie poświęconej słowackiemu hokejowi (www.hokej.sk) jedno z tamtejszych biur podróży oferowało już wyjazd na... spotkanie półfinałowe. "Obejrzyjcie je na żywo za jedyne 19 999 koron [ok. 2 tys. zł - red.]" - reklamowała słowacka firma. W cenie: przelot samolotem, zakwaterowanie, posiłki i zwiedzanie Helsinek. Tymczasem samolot do Finlandii mógł być pusty, bo gracze Frantiszka Hossy długo nie mogli przeważyć szali zwycięstwa w meczu ze Szwajcarią. Co więcej - w 15. min w ciągu 9 s dwóch Słowaków powędrowało na ławkę kar i grający pięciu na trzech Szwajcarzy nie mieli problemu z pokonaniem Jana Laszaka. Potem było jeszcze gorzej - Słowacy jakby zapomnieli, że potrafią grać piękny, techniczny hokej z szybkimi, składnymi akcjami. Z letargu wybudził ich dopiero trochę przypadkowy gol Richarda Kapusza. Najbardziej otrzeźwił chyba gwiazdę Buffalo Sabres Miroslava Szatana, bo najpierw sprytnie się ustawił i wepchnął krążek do pustej bramki, a tuż po rozpoczęciu trzeciej tercji pogrążył Szwajcarów zaskakującym strzałem z dystansu. Kto wie, może słowaccy kibice powinni zmienić słowa hymnu ich narodowej drużyny i zamiast "nech bože dá, nech bože dá, ten v~ azný gól", śpiewać "nech Szatan da"? Na razie napastnik Sabres dał sobie i kolegom co najmniej 543 tys. euro, bo tyle otrzyma czwarty zespół mistrzostw (za grę w ćwierćfinałach drużyny dostawały po 350 tys. euro, złoty medalista zarobi 600 tys.).

W ćwierćfinale nie zachwycili Kanadyjczycy, bo prowadząc 2:0, chcieli przetrwać bez wysiłku ostatnią tercję. A Niemcy - jak to Niemcy - strzelili dwa gole i napędzili faworytom strachu. W dogrywce zespół z ojczyzny hokeja wziął się ostro do pracy i już w 37. s Eric Brewer zdobył zwycięską bramkę.

"Wielkie derby Skandynawii" - zapowiadały rozgrywany w Helsinkach mecz Szwedów z Finami tamtejsze gazety, przypominając, że będzie to rewanż za mecz o 3. miejsce zeszłorocznych mistrzostw. Wtedy wygrał 5:3 zespół "Trzech Koron", ratując twarz w rozgrywanej przed własną publicznością imprezie. I rzeczywiście - wczoraj był to wielki mecz, a emocje mogły kibiców o słabszych sercach przyprawić o zawał.

W obu zespołach zagrało po dwunastu graczy z NHL, ale jeśli chodzi o prawdziwe gwiazdy, to zdecydowaną przewagę mieli Szwedzi. Matsowi Sundinowi i Mikaelowi Renbergowi (Toronto Maple Leafs), Peterowi Forsbergowi (Colorado Avalanche) czy Henrikowi Zetterbergowi (Detroit Red Wings) gospodarze mogli przeciwstawić superstrzelca San Jose Sharks Teemu Selanne i Saku Koivu z Montreal Canadiens.

I to właśnie ci hokeiści wystąpili w głównych rolach. Sundin strzelił pierwszego gola, ale potem kilkanaście tysięcy fińskich kibiców przecierało z wrażenia oczy. Bo, że ich zespół może pokonać faworyzowanych rywali, w to niewątpliwie wierzyli. Ale że może ich rozbić w pył? Tymczasem w 27. minucie Finowie prowadzili już 5:1 (trzy gole Selanne) i nie zanosiło się, że na tym poprzestaną.

Trener Szwedów Hardy Nilsson zmienił bramkarza i uporządkował grę zespołu. Akcje wreszcie zaczęły być płynne i - co najważniejsze - skuteczne. Gdy w 49. minucie Forsberg wyrównał, przewaga "Trzech Koron" była już tak duża, że zwycięski gol był kwestią czasu.

Wyniki ćwierćfinałów

Kanada - Niemcy 3:2 (1:0, 1:0, 0:2, 1:0): Smyth (4.), Briere (33.), Brewer (61.) - Kopitz (45.), Kreutzer (54.).

Słowacja - Szwajcaria 3:1 (0:1, 2:0, 1:0): Kapusz (28.), Szatan (40., 42.) - Pluess (15.)

Czechy - Rosja 3:0 (1:0, 2:0, 0:0): Hlavac (17.), Hejduk (30.), Hlinka (37.)

Szwecja - Finlandia 6:5 (1:3, 3:2, 2:1): Sundin (5,), Jonsson (29.), Forsberg (30., 49.), Hoglund (38.), Axelsson (56.) - Selanne (8., 10., 27.), Kallio (19.), Rintanen (26.).

Pary półfinałowe:

Kanada - Czechy, Słowacja - Szwecja.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.