Najlepszy polski hokeista kilka tygodni temu po raz drugi w tym sezonie stracił miejsce w składzie Montreal Canadiens i został odesłany do zespołu niższej ligi AHL - Hamilton Bulldogs. Już w środę ma dołączyć do reprezentacji Polski, przygotowującej się do mistrzostw świata I Dywizji (dawnej grupy B.). Rywalami Polaków (od 15 kwietnia w Budapeszcie) będą Węgrzy, Kazachowie, Holendrzy, Rumuni i Litwini. Awans do grupy A wywalczy tylko najlepszy zespół.
Mariusz Czerkawski: Jeszcze nie, bo na razie mam tylko ustne pozwolenie od Canadiens na wyjazd do Polski. Bez pisemnej zgody nie wyjadę, biorąc pod uwagę to, co przechodziłem w Canadiens przez cały sezon. To na pewno nie są najbardziej przyjacielskie stosunki i nie mogę pozwolić sobie na żadne potknięcie.
Na razie siedzę więc w hotelu w Hamilton i dochodzę do siebie po kontuzji łokcia. Trenowałem już na lodzie, ale to nie to samo co mecz. Zagram dopiero w reprezentacji.
- Myślę, że szefowie Hamilton będą chcieli dać szansę młodszym zawodnikom, bo przecież drużyna istnieje m.in. po to, by promować hokeistów do NHL. A w Bulldogs jest sporo młodych zawodników. Ale oczywiście jestem przygotowany na to, by zostać w Hamilton, choć nastawiłem się na to, że pojadę na MŚ.
- Oczywiście. Zwłaszcza że ten sezon będę chciał szybko wykreślić z pamięci. Jeśli występy w reprezentacji zakończyłbym awansem do grupy A, to byłoby coś na otarcie łez. Tym bardziej że koledzy wywalczyli awans dwa lata temu, a ja po raz ostatni - w 1991 r. w Słowenii. To było wtedy dla mnie wielkie przeżycie. Nadal czuję dreszczyk, gdy grają hymn. Nie robię przecież tego dla pieniędzy i nie mam z tego - poza sportowymi i emocjonalnymi - żadnych korzyści.
- Jeszcze nie, bo wydaje mi się, ze wciąż stać mnie na grę w tej lidze. Nie jestem też w AHL tylko dlatego, że słabiej gram w hokeja. Miały na to wpływ inne rzeczy, o których nie chcę i nie mogę teraz mówić.
- Miałem wtedy inne możliwości, inaczej byłem traktowany w klubie. Przecież we wrześniu zeszłego roku byłem najskuteczniejszym graczem NHL w meczach przedsezonowych i nie mogłem nagle zapomnieć grać w hokeja. Tymczasem już po czwartym spotkaniu usiadłem na trybunach. To było dla mnie ciężkie przeżycie i potem już sezon się nie układał.
- Zgadzam się, ale praktycznie nie zdarzyło mi się w karierze, bym grał tylko po 13 minut. Im mniej się gra, tym mniej się strzela. Jestem jednak dorosłym człowiekiem i ponoszę jakąś winę za to, co się stało. Absolutnie nie jest tak, że szukam usprawiedliwień wyłącznie wokół siebie. Czuję jednak, że potrafię dużo więcej niż to, co pokazuje statystyka.
- Nie jestem bez winy. Choć nie wydaje mi się, że lekceważyłem swoją pracę.
- Nie.
- Może rzeczywiście muszę przemyśleć lata kariery i zmienić styl gry (śmiech)? Na pewno wszystko się liczy i to. Czasem to, co odróżnia cię od innych, powoduje, że masz większe szanse, by zostać zauważonym. Średnia kariera w NHL trwa około czterech lat i choćby z tego widać, że cały czas potrzeba nowej krwi, nowych twarzy.
- Nie mam już 22 lat i ciężej niż kiedyś muszę pracować nad motywacją. Ale nadal chcę pokazać kibicom, że mogę znów grać w NHL. I to grać dobrze. Na pewno też, walcząc z rywalami, nie odsuwam ciała, myśląc: daj spokój, masz większość kariery za sobą.
Miałem już wcześniej słabsze sezony. Pierwsze miesiące w Islanders i w Edmonton też były ciężkie. W Nowym Jorku niewiele grałem w pierwszych 63 meczach, strzeliłem tylko trzy gole, a sezon zakończyłem chyba z 12. Sezon w Oilers zacząłem od czterech meczów na trybunach, a potem zdobyłem 26 bramek. Ktoś jednak w tych klubach we mnie wierzył, dał mi szansę, nie odsyłał do AHL. Być może gdyby Canadiens wygrywali, byłoby inaczej. Sport jest twardy, trzeba się podnieść i walczyć dalej.
- Bardzo ważny będzie następny sezon. Po nim będę musiał starać się o nowy kontrakt. W dodatku w 2004 roku wygasa w NHL porozumienie pomiędzy związkiem graczy a właścicielami klubów. Będą zapewne nowe rozwiązania płacowe, bo w NHL będzie obowiązywał salary cap [limit rocznych zarobków dla zespołu - red.].
- Zapewne te wszystkie sprawy trochę człowieka rozpraszają. Ale nikt nigdy nie narzekał na moje przygotowanie do sezonu, w każdym z klubów byłem wśród trzech-pięciu graczy z najlepszymi wynikami przed rozpoczęciem rozgrywek.
- Zdaję sobie sprawę, że moje akcje spadły. Nikt nie zagwarantuje mi teraz miejsca w zespole. Czeka mnie ciężka praca latem, pewnie nawet cięższa niż we wszystkich poprzednich sezonach. Z tym nie powinno być problemów. Co się wydarzy później, zależy od ludzi, którzy zdecydują, gdzie będę grał i czy będę grał. Ja mogę tylko wylewać pot na treningach przed wielkim zgrupowaniem we wrześniu, na które przyjedzie z 60 hokeistów i z których wybrani zostaną zawodnicy do Canadiens.
- Na razie nie chcę tego komentować. Nadal jestem zawodnikiem Canadiens i zgodnie z przepisami nie mogę się wypowiadać o grze w innych zespołach.
- Za wszelką cenę chcę wrócić do NHL, ale oczywiście za taką cenę, którą mogę poważnie rozważyć. Na razie mam kontrakt z canadiens i tylko to się liczy.
- W NHL potrzebni są nie tylko tacy, którzy strzelają bramki. Krzysiek ciężko pracował, by zaistnieć i utrzymać się w lidze.
- Na razie o tym nie myślę.
- Absolutnie dziś nie wchodzi to w rachubę.
- Oczywiście. Dlatego będę walczył o powrót do NHL.