Podopieczni Igora Zacharkina rozpoczęli spotkanie z dużym animuszem, niemal co chwila niepokojąc estońskiego bramkarza. W pierwszej tercji oddali 23 strzały, a łącznie w całym spotkaniu 63 (rywale zaledwie dziewięć). Długo jednak krążek nie chciał wpaść do siatki.
Zdobyć bramkę udało się dopiero w 16. minucie, i to gdy Polacy grali w osłabieniu. Na listę strzelców wpisał się Marcin Kolusz. W kolejnych tercjach biało-czerwoni byli już skuteczniejsi. W drugiej wbili rywalom trzy gole, a w trzeciej jeszcze cztery.