Bójki w hokeju, czyli pięści twarde jak lód

Zawodowy hokej to jedyna dyscyplina, nie licząc sportów walki, gdzie bójki są elementem gry. - Czasem gdy przegrywasz, zadymiarz wszczyna bójkę i gdy będzie górą, może dać drużynie taki impet, że ta odrabia straty - stwierdził w rozmowie z ?Gazetą? Mariusz Czerkawski, który rozegrał blisko 800 meczów w NHL. Bójka może też nakręcić ospałą publiczność czy nastraszyć rywali.

Co redaktorzy robią w pracy, gdy nie piszą? Sprawdź na Facebook/Sportpl ?

Geneza bójek nie jest do końca pewna. Adam Gopnik, amerykański pisarz i dziennikarz, fan Montreal Canadiens, wywodzi je z narodowościowego charakteru pierwszych drużyn. Angielscy rugbiści z Montrealu, którzy szukali zimowej rozrywki, rozegrali w 1875 r. pierwszy mecz hokeja. Z czasem drużyny mieli też Szkoci, Francuzi i Irlandczycy. Pierwsze spotkania przypominały więc starcia klanów. Nie było zasad, więc starcia stały się elementem gry. Bardziej niebezpieczne od bójek były uderzenia kijem. W 1905 roku Alcide Laurin poniósł śmierć trafiony przez Allena Loneya. Dwa lata później w podobny sposób Charles Masson potraktował Owena McCourta. Loney i Masson zostali oskarżeni o zabójstwo, ale oczyszczono ich z zarzutów. Gdy podobnych przypadków przybywało, prezydent Ontario Hockey Association wezwał do rozwiązania problemu.

Hokejowe władze uznały, że środkiem rozwiązywania konfliktów będą bójki. - Pozwólcie im się lać na pięści, a nie będzie groźnych uderzeń kijem - mawiał Gordie Howe, jeden z najlepszych graczy w historii hokeja, który ma na koncie 1071 goli i 2419 minut kar w karierze.

Bijatyki są więc zaworem bezpieczeństwa. Ale są też elementem taktyki. Kiedy w latach 80. pojawił się Wayne Gretzky, zadymiarze mieli dbać, by gwieździe nic się nie stało. I tak ochroniarze zaczęli pojawiajać się w klubie wraz z gwiazdą. Speców od bijatyk wręcz zwie się "enforcer" (ang. ochroniarz, goryl).

Do 1915 roku bójki nie były karane. Dopiero w 1922 władze NHL wprowadziły przepis, który za udział w bójce groził pięciominutową karą. Obecnie ten, kto bije rywala, choć już wygrał, może dostać karę dwa razy dłuższą. Kary grożą też tym, którzy pozostaną w pobliżu walki, walczącym, nie zareagują na komendę sędziego, włączają się, by pomóc (przepis "Third Man In") . Nie wolno też bić się w kaskach z ochroną twarzy, co uznawane jest za niesportowe zachowanie i karane dwoma minutami. Sędziowie przerywają walkę, gdy hokeiści padają na lód.

Zasady regulują również sami gracze. Zgodnie z przyjętą etykietą obaj powinni wyrazić zgodę na bójkę, nie wyzywa się do pojedynku kontuzjowanego ani kogo, kto kończy zmianę, bo jest zmęczony.

"Third Man In" ma zapobiegać starciom drużyn. Ale 26 marca 1997 roku bijatykę hokeistów Detroit Red Wings i Colorado Avalanche nazwano "Krwawą Środą", bo na tafli pozostały czerwone smugi. Suma kar - 144 minuty. Ale 5 marca 2004 roku Philadelphia Flyers i Ottawa Senators popisali się bardziej. 419 minut kar to rekord NHL.

Prowadzone są też indywidualne statystyki. Na czele zadymiarzy jest Tie Domi, który bił się 333 razy, za nim Dave "Tiger" Williams (329), który ma rekordową liczbę minut na ławce kar (4421). Od kilku lat "najlepszy" jest Zenon Konopka. Kanadyjczyk z polskimi korzeniami w tym sezonie też ma najwięcej bójek i minut kar.

Po samobójstwach kilku zadymiarzy podniosły się głosy, by zakazać bijatyk. Lekarze, którzy badali ich mózgi, sugerują, że cierpieli na encefalopatię - chroniczne uszkodzenie mózgu spowodowane właśnie bójkami. - Nie ma dowodów, by to stwierdzić - odpowiada komisarz NHL Gary Bettman i zapewnia, że szefowie ligi nie zakażą bójek.

Ich zniesienia nie chcą też kibice i hokeiści - tak wynika z ankiet Związku Zawodowego Graczy. Ale era "enforcerów" chyba dobiega końca. Dziś nie opłaca się zaczynać starcia - grożą za to dodatkowe dwie minuty. Kevin Lowe, jeden z działaczy Edmonton Oilers, który w przeszłości spędził 1700 minut na ławce kar, przyznaje: - W lidze coraz większy nacisk kładzie się na technikę i szybkość, a nie mięśnie i siłę. I tego nie da się zatrzymać.

Pięści twarde jak lód. Ostre bójki w NHL [ZDJĘCIA]

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.