Kazachstan to był najgorszy rywal, jakiego mogliśmy sobie życzyć w meczu o przetrwanie. Polska musiała starcie wygrać za trzy punkty (w regulaminowym czasie gry, bez dogrywki) i liczyć jeszcze na korzystne wyniki w innych meczach ostatniej serii spotkań. Ale na 19 rozegranych dotąd meczów z Kazachstanem wygraliśmy tylko raz, w 2007 roku. Jeden mecz zakończył się remisem, 17 - porażkami.
Jednak Polacy zaczęli mecz nieźle. Grali zdyscyplinowanie, ale twardo, nie unikając starć przy bandach i nadążając za tempem rywali, w szeregach których większość graczy to zawodnicy Barysu Astana, grającego w międzynarodowej lidze KHL, drugiej po NHL najsilniejszej lidze świata.
Wszystko posypało się w półtorej minuty. Najpierw, po błędzie Polaków w strefie rywala i złym podaniu Marcina Kolusza, Alikhan Asietow pognał na naszą bramkę, Damian Tomasik zdążył go już tylko zahaczyć kijem i Kazachowie dostali rzut karny. Asietow, jeden z najskuteczniejszych hokeistów Kazachów na tym turnieju, położył na lód Przemysława Odrobnego, ale nasz bramkarz zdołał jeszcze odbić krążek.
18 sekund później nie uratowało nas już nic. Jewgienij Rymariew zagrał z lewego skrzydła w okolice bulika, a tam z nadgarstka przymierzył Roman Starczenko i Odrobny był bez szans.
Minęło niewiele ponad minutę i przegrywaliśmy 0:2 - akcja wyglądała bardzo podobnie, błąd przy wyprowadzeniu krążka, Walerij Oriechow z lewej strony wyłożył "gumę" Pawłowi Akolzinowi, który już czekał przy buliku - szybki strzał i 0:2.
Z 0:2 po pierwszej tercji Polacy wyprowadzili na remis w poprzednim meczu z Węgrami. Teraz niestety straty szybko się powiększyły. Na 3:0 podwyższył Starczenko, podczas gry naszego zespołu w osłabieniu (pierwsza dwuminutowa kara Polaków w meczu) - było trochę wątpliwości, czy sędzia nie wstrymał gry po interwencji Odrobnego, któremu krążek gdzieś przecisnął się między parkanami i wtoczył do bramki, ale ostatecznie gola zaliczono.
Wciąż nie wyglądało to dobrze, Polaków uratował słupek, a potem nagle padł gol - błąd Kazachów za ich bramka, krążek odbity od łyżwy jednego z obrońców przejął Alan Łyszczarczyk, odegrał do Krzysztofa Zapały, a ten pokonał Henrika Karlssona.
Polacy nie wykorzystali potem dwóch gier w przewadze, a potem fantastyczną okazję miał Mateusz Rompkowski, który mógł i powinien lepiej przymierzyć w sytuacji z 35. Minuty, tuż po zakończeniu drugiej kary dla Kazachów .
To była bardzo dobra tercja w wykonaniu Polaków - sporo strzelaliśmy (14-5 w strzałach dla Biało-Czerwonych), byliśmy bardzo blisko strzelenia kontaktowego gola, ale niestety znów zapłaciliśmy za faule. Na ławkę kar odesłany został Aron Chmielewski, a tuż syreną kończącą 2. tercję Starczenko trafił po raz trzeci tego dnia: dwa podania między obrońcami, Jegor Pietuchow stojący przed Odrobnym i kompletnie zasłaniający pole widzenia naszemu bramkarzowi i spokojny strzał skrzydłowego Barysu w lewy róg. To hokejowe abecadło, z którego nie dostaliśmy pozytywnej oceny.
- W trzeciej tercji musimy się bardzo postarać. Pamiętajmy, że w bramce rywali nie stoi parasol, że wystarczy ładować i gol - mówił Zapała przed kamerami TVP. Ale zapału, nomen omen, nie było w tym wiele...
Trzecią tercję w polskiej bramce zaczął już John Murray. Przy golu na 1:5 nie zawinił - po kolejnym koszmarnym błędzie Polaków sam na sam z nim znalazł się Iwan Kuczin. Wyrazem bezsilności Polaków był festiwal kar pod koniec meczu, a sfrustrowany Krystian Dziubiński za kłucie końcówką kija rywala dostał 5 minut plus karę meczu. Szóstego gola, a czwartego na swoim koncie, zapisał Starczenko przy grze w przewadze 5 na 3.
Polska spadła na trzeci poziom rozgrywek światowego hokeja. W Dywizji 1B graliśmy ostatnio w 2014 roku. W 2019 rywalami naszej reprezentacji będą m.in. Japonia, Ukraina, Rumunia. Celem będzie powrót na zaplecze Elity. Ale wcale nie musi to być łatwe zadanie.