Hokeiści handlują meblami, fedrują węgiel i pilnują porządku

Problemy finansowe klubów zmuszają coraz więcej zawodników Polskiej Ligi Hokejowej, by traktowali treningi i mecze jak dodatek do innej pracy.

Gdy kilka tygodni temu przygotowywaliśmy w "Gazecie" raport "Jak nie płaci się w hokejowych klubach , zawodnicy sprawiali wrażenie pogodzonych z niekończącymi się problemami finansowymi klubów, które reprezentują. Kilku naszych rozmówców nie miało wątpliwości, że hokej szybkimi krokami zmierza w kierunku dyscypliny, która odejdzie od zawodowstwa na rzecz sportu, który będzie tylko dodatkiem do innego zajęcia. Już teraz okazuje się, że w klubach z naszego regionu nie brakuje zawodników, dla których słowo szefa jest ważniejsze niż taktyczne wskazówki trenera.

Manicure nie zrobi

Najbardziej zaradnych zawodników ma Naprzód Janów. Ulubieniec janowskich kibiców 39-letni Marek Pohl to od wielu lat górnik kopalni Wieczorek. - Jestem dla Marka pełen uznania, że po ciężkiej dniówce chce mu się jeszcze zaglądać na lodowisko. Inna sprawa, że widujemy się raczej rzadko. Głównie podczas meczów i sobotnich treningów. To trochę za mało, żeby mówić o jakimś superzgraniu - mówi Artur Ślusarczyk, kolega z drużyny. W Janowie zapracowanych hokeistów jest więcej: Michał Działo, Michał Gnyp (kolejny górnik), przygotowujący się do zawodu taksówkarza Tomasz Jóźwik czy Marek Sowiński, który chce zostać radnym. Michał Elżbieciak, bramkarz Naprzodu, razem z żoną zarządza salonem kosmetycznym. - Ponoć mężczyźni mają zdecydowanie więcej klientek, ale na manicure nikt mnie nie namówi - śmieje się Elżbieciak, który odpowiada przede wszystkim za marketing i reklamę salonu. - Konkurencja jest bardzo duża. Niełatwo pozyskać nowego klienta, a potem jeszcze go zatrzymać. Urządzamy nawet konkursy - opowiada bramkarz, który studiuje marketing i zarządzanie w Śląskiej Wyższej Szkole Zarządzania im. gen. Jerzego Ziętka. O jego pomysłach na salon można przeczytać na stronie www.centrumbutterfly.pl .

Czy dodatkowe zajęcia odbijają się na formie Elżbieciaka? - Ostatnio rzeczywiście mam doła, ale to raczej z powodu problemów finansowych klubu. Gdy nie ma kasy, morale drużyny szybko spada. Nie da się ukryć, że praca nie ułatwia treningów. Gdy na zajęcia przychodzi 13 osób, to trudno mówić o treningu, to raczej dobra okazja, żeby się "zajechać" - odpowiada hokeista, który gdy grał w Tychach, był też zatrudniony w straży miejskiej. - Kto wie, może jeszcze kiedyś wrócę do tego zajęcia? - zastanawia się bramkarz Naprzodu. W Tychach najbardziej znany z pracy na dwóch etatach jest strażnik miejski Arkadiusz Sobecki. O przyszłości bez hokeja myśli też Adrian Parzyszek, który ma sklep meblowy. W rodzinnej firmie pracuje też Krzysztof Majkowski.

- Żadnemu z nich nie przeszkadza to w tym, żeby dobrze grać w hokeja - zaznacza Karol Pawlik, dyrektor tyskiego klubu.

Znak czasów

W Sosnowcu własny biznes mają m.in. Jarosław Kuc i Oktawiusz Marcińczak. Rafał Twardy jest kierownikiem młodzieżowej reprezentacji Polski, a to oznacza wyjazdy na turnieje i dłuższą absencję w klubie. - Za dni, które spędza z reprezentacją, Zagłębie mu nie płaci. Za moich czasów było pełne zawodowstwo. Przychodziliśmy do klubu na 9.30. Trening, obiad, odpoczynek, a po południu drugie zajęcia. Tak to powinno wyglądać. I wtedy były też wyniki. To, co się dzieje teraz, to znak czasów. Przecież nikomu nie zabronię pracować, skoro sam mam problemy, żeby im zapłacić. Cieszę się z każdej dodatkowej pary rąk na treningu - mówi Adam Bernat, prezes Zagłębia.

W naszym regionie za wzór zawodowstwa może uchodzić JKH GKS Jastrzębie. Andrzej Frysztacki, wiceprezes klubu, zapewnia, że jego zawodnicy koncentrują się tylko na hokeju. - Jeżeli chcemy odnosić sukcesy, to nie może być inaczej. Z drugiej strony nie dziwię się hokeistom, że szukają dodatkowych zajęć. Kariera sportowca nie trwa długo. Piłkarze czy siatkarze zarabiają teraz na tyle dobrze, że przez 10 lat kariery mogą odłożyć na kolejne 10 lat, a może i całe życie. Hokeista kończy grać w wieku 35 lat i ma tyle co w kieszeni, a o znalezienie nowej pracy nie jest mu łatwo - podkreśla.

Ślusarczyk: - Obym się mylił, ale obawiam się, że coraz więcej hokeistów będzie szukać dodatkowej pracy. Spadnie przez to poziom ligi. Letnie przygotowania do sezonu też stracą na znaczeniu - mówi napastnik, ale i student europeistyki w sosnowieckiej Wyższej Szkole Humanitas. - Nie wyobrażam sobie życia bez hokeja, dlatego myślę też o pracy trenera. Już szkolę dzieci. Oczywiście za darmo - kończy.

Kompromitacja Stoczniowca ?

Więcej o:
Copyright © Agora SA