Hokejowy doktor Jekyll i pan Hyde z Jastrzębia

- Rzeczywiście trudno za nami nadążyć - mówił po kolejnej wyjazdowej porażce Mateusz Danieluk, napastnik drużyny Jastrzębia. GKS Tychy dzięki trzem punktom wyprzedził lokalnego rywala.

Z Jastrzębiem jest w tym sezonie pewien problem. Na własnym lodzie są zabójczo skuteczni, ogrywają każdą drużynę, która ośmieli się zajrzeć na Jastor. Na wyjazdach to już jednak nie ten sam zespół. Walczą, starają się, nie szczędzą sił, a wygrali dotąd tylko raz - z najsłabszym w ekstralidze Naprzodem Janów. W Tychach goście też zaczęli nerwowo. Nie minęło pięć minut, a już trzech zawodników JKH zostało odesłanych na ławkę kar.

Taktyka GKS-u wydawała się oczywista - frontalny atak! Jastrzębianie wystawili bowiem do gry tylko pięciu obrońców. Goście zapowiadali co prawda, że postawią na nogi kontuzjowanych Patrika Rimmela i Adriana Labrygę, ale nic z tego nie wyszło. - Wyjechałem na rozgrzewkę, ale nie dałem rady. Z bólem nie wygram - podkreślał Labryga. - Mimo że mieliśmy w składzie tylko trzech nominalnych obrońców, to wierzyliśmy, że możemy powalczyć o trzy punkty. O naszej porażce zadecydowała słaba druga tercja - ocenił Jacek Chrabański, drugi trener JKH.

Tyska nawałnica rozkręcała się powoli. Goście zaczęli się gubić dopiero w drugich dwudziestu minutach, w których rozjeżdżali lód już głównie pod własną bramką. JKH stać było wtedy tylko na pojedyncze zrywy - takie jak indywidualne akcje Richarda Krala. Były król strzelców czeskiej ekstraligi w pierwszej tercji tak zakręcił Michałem Kotlorzem, że temu krążek będzie wirować przed oczami do niedzieli. Kral głowy nie stracił i na koniec, stojąc niemal tyłem do bramki, spokojnie wrzucił krążek pod poprzeczkę. Palce lizać!

- Na pewno nie zabrakło nam sił, bo przecież walczyliśmy do końca. Gdyby było nas więcej. Gdyby napastnicy nie musieli udawać obrońców, to tego meczu nie musielibyśmy przegrać - zapewniał Danieluk.

Kral czarował, ale tyszanie też grali pięknie! Szczególnie duet Michał Woźnica - Adam Bagiński, który w drugiej tercji zapracował na dwa gole. - Druga bramka Bagińskiego padła po akcji godnej NHL - chwalił Dominik Salamon, drugi trener tyskiej drużyny.

- Kontrolowaliśmy ten mecz od pierwszych minut. Druga tercja może i najlepsza, ale w pozostałych to także my byliśmy lepszą drużyną - ocenił Josef Vitek, napastnik gospodarzy.

W składzie GKS-u po dłuższej przerwie pojawił się Krzysztof Majkowski. Obrońca GKS-u żartował, że z gry wyeliminowała go "kuchenna kontuzja" - przeciął nożem palec ręki. Majkowski pauzował ponad miesiąc, ale z JKH też grał mało. - Jest przygotowany fizycznie na sto procent, ale ten palec nie jest jeszcze w pełni sprawny - mówił Salamon, który nie mógł też liczyć na Tomasza Wołkowicza. Działacze poinformowali, że zawodnikowi zmarł ojciec.

GKS Tychy - JKH GKS Jastrzębie 4:2 (1:1, 2:0, 1:1)

Bramki: 1:0 Vitek - Parzyszek (15.), 1:1 Kral (16.), 2:1 Bagiński - Woźnica (29.), 3:1 Bagiński - Woźnica (39.), 4:1 Jakes - Bagiński (44.), 4:2 Bordowski - Kral (49.)

GKS: Sobecki; Gonera - Kotlorz, Jakes - Sokół, Csorich - Wanacki; Witecki - Paryszek - Vitek, Woźnica - Simicek -Bagiski, Krzak - Garbocz - Galant oraz Majowski

JKH: Kosowski; Dąbkowski - Bordowski, Bryk - Górny, Bernacki; Danieluk - Kral - Lipina, Furo - Słodczyk - Urbanowicz, Kulas - Kiełbasa - Kąkol

Kary: 8 - 16. Widzów: 1500.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.