Bramkarz JKH potrzebuje konkurenta w składzie

- Każdy zespół powinien mieć dwóch równorzędnych bramkarzy. Ja natomiast z góry wiedziałem, że tak czy inaczej, będę ?jedynką? - uważa Kamil Kosowski

Hokeiści z Jastrzębia byli w ćwierćfinale play-off o włos od wyeliminowania utytułowanego Wojasa Podhale Nowy Targ. Sukces byłby ogromny - jastrzębski klub występuje bowiem w krajowej elicie dopiero drugi rok. Jednak w końcówce decydującego o awansie do "czwórki" meczu jastrzębianie dali sobie wydrzeć zwycięstwo i zagrają jedynie o piąte miejsce.

Po sobotnim meczu najbardziej krytycznie oceniono grę 23-letniego bramkarza JKH Kamila Kosowskiego. Jego kolega z drużyny Czech Pavel Zdrahal wprost obwinił go o porażkę. Błędów rzeczywiście Kosowski się nie ustrzegł, ale przecież dzień wcześniej był bohaterem, zatrzymując podhalan w serii rzutów karnych.

Kosowski jeszcze nie odchorował bolesnej porażki. - Trochę się załamałem. Ciężko jest mi o rozmawiać o tym meczu. Ale taki jest sport. Widocznie to Podhalu, a nie nam należał się ten półfinał. Wielka szkoda... - zawiesza głos.

Hokeista znany jest z tego, że nawet mimo świetnych interwencji, po każdym niemal meczu bardzo krytycznie ocenia swoje występy. Teraz jednak wypowiada się w nieco innym tonie. - Niektórzy z nas myśleli, że mamy wygrany mecz, ale zapomnieliśmy, że trwa on nie 45, a 60 minut. Nie wiem, jak to nazwać. Rozprężenie? W ostatnich minutach nie graliśmy na sto procent. Oczywiście mogłem się lepiej zachować przy niektórych strzałach, ale wcześniej kilka akcji wybroniłem - podkreśla zawodnik.

Kosowski odczuwa trudy sezonu. Tylko w jednym spotkaniu morderczych rozgrywek miał pauzę. - Nie miałem w ogóle odpoczynku psychicznego i fizycznego - przyznaje bramkarz.

W kadrze JKH brakuje wartościowych zmienników. - Rok temu też broniłem dużo, ale często zmieniałem się z Piotrem Jakubowskim [obecnie Naprzód Janów - przyp. red.]. Teraz z góry wiedziałem, że tak czy inaczej, będę "jedynką". Miałem komfort psychiczny, a to dla bramkarza jest złe. Każdy zespół powinien mieć dwóch równorzędnych bramkarzy. To nie tak, że się nie starałem, ale miałem pewność, że będzie się na mnie stawiać - podkreśla Kosowski.

JKH powalczy teraz o piąte miejsce. - Takich emocji jak z Podhalem już nie będzie. Dla zawodników mecze z Unią Oświęcim nie będą miały już większego znaczenia. Istotniejszy będą one dla prezesów i kibiców. Postawy tych ostatnich nie mogłem w sobotę zrozumieć. Jak można na trzy minuty przed końcem meczu wychodzić z hali? Widać, że są kibicami sukcesu - uważa bramkarz JKH.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.