Antydopingowe naloty na Zagłębie

W play-off trzeba być silnym niczym tur i szybkim jak błyskawica. Jak tego dokonać, gdy brakuje pary w płucach? Rodzi się pokusa, żeby sięgnąć po doping. - Nie radzę. W najbliższych dniach na polskich lodowiskach zaroi się od specjalistów do walki z dopingiem - ostrzega Wiktor Pysz, szef wyszkolenia PZHL.

Pierwszym zespołem, który doświadczył niecodziennego zainteresowania ze strony Komisji do Zwalczania Dopingu w Sporcie, była rezerwowa drużyna Zagłębia. Po ostatnim meczu z Unią Oświęcim do kontroli antydopingowej zostało poproszonych aż ośmiu zawodników sosnowieckiego klubu.

- Kilka dni wcześniej, po meczu w Gdańsku, również przebadano naszych graczy. To już łącznie jedenastu! Trochę dużo. Zazwyczaj losowano po trzech zawodników z każdej drużyny, więc poczuliśmy się zaniepokojeni. Gdy zapytałem o to osobę, która przeprowadzała badanie, usłyszałem, że jest "zlecenie na Zagłębie" - mówi Henryk Majewski, wiceprezes Uczniowskiego Klubu Sportowego ZSME Zagłębie.

W Sosnowcu nie brak osób, które sądzą, że komisja działa na zlecenie Polskiego Związku Hokeja na Lodzie. - Nie mamy żadnego wpływu na pracę komisji, nie jest też przez nas finansowana - dementuje Pysz. - Nasza rola zaczyna się dopiero wtedy, gdy uda się złapać nieuczciwego zawodnika - dodaje.

Karol Pawlik, dyrektor GKS-u Tychy informuje: - Byliśmy w tym sezonie kontrolowani dwa, albo trzy razy. To zawsze jest zaskoczenie.

Nasi hokeiści dobrze zdają sobie sprawę z ewentualnych konsekwencji. Wiedzą, że w przypadku choroby czy kontuzji nie mogą zażywać przypadkowych środków, tylko wszystko konsultować z lekarzem lub masażystą. Jeżeli będą nieuczciwi, grozi im nawet rozwiązanie kontraktu.

Paweł Zach, p.o. dyrektora Biura Zarządzania Badaniami Komisji do Zwalczania Dopingu w Sporcie, podkreśla, że hokej należy do grupy wysokiego ryzyka. - Pokusa sięgnięcia po niedozwolony środek jest w tym sporcie duża - wyjaśnia.

W 2008 r. w Polsce nie odnotowano jednak żadnego takiego przypadku. Ostatnim przyłapanym był Mariusz Justka z GKS-u Tychy. 9 marca 2007 w jego organizmie wykryto efedrynę. Skończyło się na naganie.

W ostatnich latach najgłośniejszy był przypadek Łukasza Blota. Bramkarz Zagłębia został zdyskwalifikowany na dwa lata po tym, jak w jego moczu znaleziono amfetaminę. Po zakończeniu kary w 2007 Blot już do hokeja nie wrócił. Najbardziej znanym hokeistą na dopingu był jednak Jarosław Morawiecki, który wpadł podczas igrzysk w Calgary w 1988 r. Miał we krwi podwyższony poziom testosteronu, mówiło się wtedy, że niedozwolony środek zjadł razem z ... krokietem.

- Sportowiec nie może znać dnia ani godziny kontroli. Możemy go sprawdzić po treningu, możemy po meczu. W skrajnych przypadkach nawet w domu, ale do tego jeszcze się w Polsce nie uciekamy. Gdyby badania były zapowiedziane, to tak naprawdę byłyby fikcyjne. Sportowcy lub ich źli doradcy są na tyle sprytni, że potrafią oczyścić organizm z niedozwolonych środków tuż przed badaniem - mówi Zach.

Dyrektor Biura słyszał o przypadku hokeistów Zagłębia, którzy są ostatnio badani częściej niż zwykle. - Przepisy tego nie zabraniają. Wytypowanych zawodników może być trzech, ale może być i ośmiu. Można ich losować, albo wskazać. Jeżeli było ich ośmiu, to widać nie bez przyczyny. Zdarza się, że jesteśmy inspirowani. Sygnały pochodzą z różnych źródeł - wyjaśnia Zach.

Zawodnicy, którzy zaliczyli tego typu badanie, podkreślają, że to nic przyjemnego. - Trzeba oddać mocz w towarzystwie innej osoby. A czasami się nie chce, czasami trudno sobie poradzić ze stresem - żali się jeden z zawodników. - Cała sytuacja rzeczywiście może wydawać się nieprzyjemna, naruszająca prywatność, ale to niestety jedyne wyjście. Jeżeli ktoś jest uczciwy, to nie ma się czego bać - odpowiada Zach.

Zdzisław Ingielewicz, prezes PZHL-u, zapewnia, że będzie bezwzględny wobec hokeistów, którzy sięgną po niedozwolone środki. - Nic mnie tak nie brzydzi, jak nieuczciwi sportowcy - podkreśla.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.