Hokej. Mariusz Czerkawski: Płachta zły? Żądanie zmian jest łatwe

- Wyglądaliśmy jak ktoś, kto się wspinał na dziesiąte piętro, był już na dziewiątym i nagle walnął o ziemię, nie spadł na ósme, nie zahaczył się o jakiś balkon, tylko totalnie się rozwalił - mówi Mariusz Czerkawski, wspominając piątkową porażkę Polski z Austrią 0:11 na zakończenie MŚ Dywizji 1A w Kijowie. Najlepszego polskiego hokeistę w historii pytamy dlaczego nasza reprezentacja od lat gra tylko w światowej drugiej lidze i co musiałoby się zmienić, by wróciła do elity

Obserwuj @LukaszJachimiak

Łukasz Jachimiak: Ochłonął Pan po blamażu polskich hokeistów?

Mariusz Czerkawski: Z jednej strony im współczuję, z drugiej się męczę, bo muszę się za nich tłumaczyć. Nie będę mówił, że wypadki przy pracy się zdarzają, bo to był za duży wypadek. Kiepsko jest przejść do historii w taki sposób. Porażka 0:11 z Austrią będzie wspominana przez lata, bo jest najwyższa, jaką nasza reprezentacja poniosła od 1989 roku. Mogliśmy podsumowywać turniej w innym tonie. Powiem szczerze - gdyby przed mistrzostwami ktoś mi przedstawił taki scenariusz, że w ostatnim meczu będziemy jeszcze mieli szansę awansować do elity, to zdziwiłbym się, a gdyby ktoś mi powiedział, że zdobędziemy siedem punktów, bo wygramy z Ukrainą i Węgrami, a zremisujemy z Kazachstanem, to naprawdę brałbym to w ciemno. Niestety, tak jak powiedział Marcin Kolusz, kapitan drużyny, meczem z Austrią zepsuliśmy wszystko. Było jak w typowej katastrofie. Wyglądaliśmy jak ktoś, kto się wspinał na dziesiąte piętro, był już na dziewiątym i nagle walnął o ziemię, nie spadł na ósme, nie zahaczył się o jakiś balkon, tylko totalnie się rozwalił. Oglądając ten mecz czułem się trochę jak wtedy, kiedy na Discovery oglądam programy o katastrofach lotniczych. Samoloty się rozbijają nie dlatego, że dochodzi do jednej usterki, tylko dlatego, że psuje się szereg rzeczy. U nas też było pasmo błędów. Kiepska gra bramkarza, kiepska defensorów, bardzo słaba gra w przewagach, beznadziejna skuteczność, bo my strzelaliśmy na bramkę 26 razy, a oni 30, w co aż trudno uwierzyć przy wyniku 0:11. Trzeba nazwać rzeczy po imieniu - mimo że Austriacy nie wygraliby tak wysoko, gdyby w wielu sytuacjach nie mieli szczęścia, to my się skompromitowaliśmy. Ale przypominam, że nie należy kopać leżącego. Trzeba zauważyć, że w całym turnieju pokazaliśmy się jako solidna ekipa z zaplecza elity. Na elitę jeszcze nas nie stać. Niby dzieli nas tylko jeden szczebel, ale on jest wysoki, trudno nam na niego wejść.

Czego nam brakuje do tych, którzy są w elicie? Mówienie, że u nas jest niewielu hokeistów i trenerzy nie mają z czego wybrać chyba odpada?

- Słowenia pewnie nie ma więcej zawodników, bo to malutki kraj. Ale ma ludzi w lepszych ligach, ma lepsze szkolenie, u nich hokej to jeden z głównych sportów i są na niego odpowiednie nakłady. My nie mamy żadnego generalnego sponsora, tak naprawdę żyjemy tylko z pieniędzy z ministerstwa sportu. Oczywiście dostajemy wsparcie na pewne inicjatywy, jak mistrzostwa świata w Katowicach czy w Krakowie, ale - sorry - jest coś nie tak, kiedy oglądamy polską reprezentację, której zawodnicy na kaskach mają naklejone logo Katowic. Skoro tak jest, to powinniśmy się cieszyć, że mimo wszystko jesteśmy 20. drużyną na świecie. I że gramy w dość dobrym towarzystwie, bo w grupie, w której jesteśmy, są nieźli rywale.

Światowa druga liga to nasze miejsce od lat i na lata?

- Tak, jeśli nie ruszymy z prawdziwym szkoleniem młodzieży. Skoczkowie mają za sobą świetną zimę, ale przecież na sukcesy dyscyplina pracowała od dawna, bo wszystko zaczęło się lata temu. Był jeden Adam Małysz, za nim przyszli sponsorzy, powstały programy szkolenia tych zawodników, którzy teraz odnoszą sukcesy. To że tam był Lotos, że siatkówkę wspierają potężne państwowe koncerny, dając mnóstwo pieniędzy na szkolenie, że piłka ręczna ma 32 szkoły męskie i damskie w 16 województwach w kraju, pokazuje, jak trzeba działać. W tych dyscyplinach są wielkie miliony, a cały polski hokej żyje za kilka milionów. I mamy wymagać równej walki z Kanadą, z Rosją? No nie, walczyć można z Węgrami, być może ze Słowenią. Tylko że Słowenia ma dużo lepszą ligę od naszej, zawodnicy węgierscy grają w szwedzkich klubach, a Kazachowie w Rosji, w lidze uznawanej za drugą najlepszą na świecie po NHL. Nam się udaje z takimi rywalami nawiązywać walkę, czasem wygrać, ale tu nie ma systemu, jest rzeźbienie w kiepskim materiale. Jeżeli to się nie zmieni, to co roku będziecie zadawać podobne pytania, a ja będę podobnie odpowiadał.

Czyja to wina, że stoimy w miejscu i patrzymy, jak inni nam uciekają? Złych polityków, którzy sprawiają, że państwowe koncerny nie łożą na hokej, czy działaczy, bo są nieudolni?

- Widocznie nie ma miłości do hokejka u ludzi, którzy decydują o sponsoringu. My się zakochujemy w dyscyplinie, kiedy przychodzi sukces. Przykładem choćby Jerzy Janowicz, który dostał milionowe kontrakty dopiero po tym, jak się pokazał w turnieju w Paryżu. U nas nie ma rozwiniętych systemów, decydujące jest kto kogo zna, kto z kim ma jaki układ albo kto jest fanem jakiego sportu. Szkoda, że pewna firma na Dakar daje dziesiątki milionów złotych i w trzy tygodnie są spalane pieniądze za które polski hokej mógłby mieć najlepszych trenerów, szkolenie młodzieży, rozwój systemu. Ale u nas mało kto widzi, jak ważną dyscypliną jest hokej. Przecież to dyscyplina olimpijska, zimą jedna z najważniejszych. Ile możemy się podniecać tylko skokami narciarskimi i Justyną Kowalczyk? Przecież nawet łyżwiarze szybcy do sukcesów doszli zdani tylko na siebie, bez toru w kraju. U nas infrastruktura też jest fatalna. Hokej istnieje w górach, bo tam ludzie go kochają, jest ich pasją, więc znajdują się lokalne firmy, które go dotują. Chyba trochę w spadku po kopalniach, które przez lata były głównymi sponsorami dyscypliny.

Po 0:11 z Austrią można usłyszeć i przeczytać, że to wynik pracy działaczy, bo wybrali nieodpowiedniego trenera. Tylko że niedawno do sukcesów nie potrafili nas poprowadzić doświadczeni i utytułowani Rosjanie Igor Zacharkin oraz Wiaczesław Bykow, a jeszcze w czasach kiedy Pan grał nie pomogło zatrudnienie Ludka Bukaca, który chwilę wcześniej poprowadził Czechów do mistrzostwa świata. Są więc trenerzy, którzy gwarantowaliby nam lepsze wyniki niż te osiągane pod wodzą Jacka Płachty czy nie ma?

- Wystarczy popatrzeć na Toronto Maple Leafs, gdzie przyszedł najlepszy trener na świecie, Mike Babcock i potrzebował dwóch lat, żeby drużyna zakwalifikowała się chociaż do fazy play-off. Układanie zespołu to proces. Do skoczków przyszedł dobry trener, ale zawodnicy już byli na dobrym poziomie. Kiedyś nie było szans, żeby pojawił się cudotwórca, który w pół roku zrobi z Polaków drużynę mistrzów świata. A przecież mówimy o drużynie złożonej z czterech zawodników, a w hokeju trzeba przygotować drużynę złożoną z ponad 20 ludzi. U nas jest pasja, na niej pewne rzeczy można budować, ale boli, kiedy w końcu pasja i półamatorstwo zderzają się z zawodowcami. Gdyby ktoś siedział w temacie głębiej, to nie mówiłby teraz, że zmiana Płachty na kogoś innego dałaby nam elitę. OK, inny trener ułożyłby inny zespół, ale czy wynik byłby lepszy? Może odmłodziłby drużynę, może uznałby, że lepiej dać zawodnikom zbierać doświadczenie nawet kosztem spadku do niższej grupy. Ale czy ktokolwiek przyjąłby tłumaczenie typu "spadnijmy teraz, za to później będziemy szli jak burza"? Przecież nikt nie zagwarantuje, że to się uda. I nie wierzę, że u nas byłaby cierpliwość, zgoda na wrzucenie do drużyny tylko 20-latków i czekanie aż rozwiną skrzydła. Zresztą, tak mogą robić tylko dojrzałe ekipy, które wiedzą, że mają szkolenie, młodzież naciskającą na starszych, odnoszącą sukcesy w juniorskich imprezach, pokazującą się w swoich ligach. U nas w lidze nie ma juniorów, którzy dominują w swoich zespołach. Płachta, ja czy Wojciech Tkacz mieliśmy po kilkanaście lat, kiedy w polskich klubach robiliśmy różnicę. Teraz nastolatkowie grają w trzeciej-czwartej formacji. Żądanie zmian jest łatwe, ale trzeba popatrzeć spokojniej. Co oczywiście nie znaczy, że 0:11 z Austrią nie było dzwonkiem dla wszystkich związanych z hokejem. Może rzeczywiście mamy trochę starszych działaczy i trenerów, którzy nie są tak na bieżąco, jak powinni być. Brakuje nam szkoleń dla trenerów, dlatego nie przybywa nam młodych szkoleniowców tak, jak to widzimy u Finów, Czechów czy Rosjan. A to jest ważne, powinniśmy działać, bo mamy świetnych ludzi z gotowcami szkoleniowymi. Heniek Gruth czy Walenty Ziętara mogliby bardzo dużo wnieść, ale z nimi nikt nie rozmawia. I co, mieliby działać za darmo? Nawet gdyby się zdecydowali, to jak bez wsparcia mieliby swoimi programami objąć iluś trenerów, ileś klubów? Jest tak jak jest i dlatego jesteśmy na 20. miejscu na świecie, a nie na 15. Kiedy popatrzymy na tych, których chcielibyśmy dogonić, na Francję, na Niemcy, to widzimy zupełnie inny świat. Albo spójrzmy na Kazachstan - mają hokeistów zarabiających miliony, grających w KHL i należących tam do najlepszych strzelców. A to druga najlepsza liga świata. I kiedy przegrywamy z nimi dopiero po dogrywce, to dla nas jest to dobry wynik.

Czyli wniosek jest taki, że na dłużej zostajemy w grupie B i czasem zagramy tak jak z Kazachstanem, a czasem dostaniemy lanie?

- Jasne że byłoby lepiej, gdybyśmy z Austrią przegrali 0:1, a nie 0:11, ale ten wynik nie powinien zatrzeć wszystkiego. Jacek od dwóch-trzech lat [Płachta prowadzi kadrę od sierpnia 2014 roku] jest mocno zakotwiczony na zapleczu elity i za każdym razem w ostatnim dniu jeszcze mamy szansę awansować do elity. Biorę taki scenariusz rok w rok. OK, teraz nie zależeliśmy tylko od siebie, ale naprawdę daj Boże taki scenariusz co roku. No może na 10 lat z rzędu go nie biorę, bo chciałbym żeby w końcu coś lepszego się naszemu hokejowi zdarzyło. Ale naprawdę nie było tak źle, jak się wydaje po 0:11 z Austrią.

Dziwi się Pan, że w naszej kadrze nie gra Alan Łyszczarczyk?

- Widocznie nie zaimponował wszystkim w sztabie szkoleniowym, skoro nie został powołany. Nie śledzę jego treningów, nie wiem jak on wygląda. Zobaczymy czy w tym roku będzie draftowany. Już rok temu były duże nadzieje, że trafi do NHL. Na pewno chłopak musi ciężko zapieprzać, żeby udowodnić trenerowi, że się nadaje. Nawet jeśli go teraz nienawidzi, jeśli uważa, że Płachta to najgorszy trener na świecie. Damian Kapica też nie miał łatwo z Płachtą, ale chłopak się obudził, zaczął walczyć, w play-offach był jednym z najważniejszych zawodników Cracovii. Łyszczarczyk musi robić różnicę na zgrupowaniach kadry i w Kanadzie musi grać jak najlepiej. To nadal młody chłopak, ciągle wszystko przed nim. Chciałbym oglądać naszych młodych zawodników, którzy szaleją w kadrze, ale przecież nie mamy reprezentacji juniorów, która dobiłaby się do elity. A na arenie międzynarodowej trochę się trzeba pokazać, żeby zostać dostrzeżonym. Również przez skautów. Przecież jak kiedyś ja, Patryk Pysz, Adam Borzęcki czy Marcin Kolusz byliśmy draftowani, to coś musieliśmy najpierw zrobić, nikt nas nie draftował po znajomości. Mam teraz powiedzieć, że skauci na świecie są kiepscy, skoro nie dostrzegają Polaków?

Zobacz wideo
Copyright © Agora SA