My też mamy zdanie! Dzielimy się nim na Facebook/Sportpl ?
W USA wieloletnią tradycją jest, że mistrzowie czterech największych lig zawodowych (NBA, NFL, NHL i MLB) co roku odwiedzają prezydenta w Białym Domu. Zazwyczaj do spotkania dochodzi, gdy drużyna gra z zespołem z Waszyngtonu lub okolic.
We wtorek Bruins grali z Capitals, dzień wcześniej odwiedzili prezydenta Baracka Obamę. W spotkaniu nie wziął udziału bramkarz Tim Thomas.
W opublikowanym na oficjalnej stronie ligi oraz na Facebooku oświadczeniu, Thomas wyjaśnił, że jego decyzja nie była gestem na rzecz opozycyjnej Partii Republikańskiej, ale wyrazem sprzeciwu wobec zbyt wielkiej ingerencji rządu w życie obywateli USA.
"Uważam, że rząd jest wyłączony spod kontroli obywateli. Narusza prawa i wolności swoich mieszkańców" - czytamy w oświadczeniu hokeisty. Dodał, że chodzi mu nie tylko o prezydenta, ale całą administrację i władzę sądowniczą.
"Dziś wykorzystałem swoje prawo jako wolny obywatel i nie wziąłem udziału w wizycie w Białym Domu. To nie ma nic wspólnego z żadną z partii, bo obie uważam za odpowiedzialne za obecną sytuację. Tu chodziło o wybór, którego dokonałem jako wolna jednostka" - napisał Thomas.
Bruins za bojkot wizyty u prezydenta Obamy oraz za polityczne wypowiedzi Thomasa nie ukarali. - Nie zamierzam nikomu kneblować ust - powiedział Peter Chiarelli, generalny menedżer drużyny. - Każdy ma prawo myśleć i wierzyć w co chce. On zdecydował, żeby z nami nie pojechać - uważa Cam Neely, prezydent Bruins, który o decyzji swojego zawodnika wiedział od trzech miesięcy.
Mniej wyrozumiali dla decyzji Thomasa byli jego koledzy z drużyny. - To, że się z kimś w jakiejś kwestii nie zgadzam, nie znaczy, że muszę mu to w niegrzeczny sposób okazywać. Możesz mieć inne poglądy niż inni, ale w tym kraju musisz szanować drugiego człowieka - powiedział Andrew Ference, obrońca Bruins.
Decyzję Thomasa szeroko komentowano także w serwisach społecznościowych. Na Twitterze doświadczony dziennikarz telewizji TSN Dave Hodge napisał: Nie wiem, czy powinienem na to zwracać uwagę, ale dzieci Thomasa mają na imię Kiley, Kelsey i Keegan". Hodge zasugerował tym samym, że bramkarz Bruins w zakamuflowany sposób okazał swoją sympatię dla poglądów głoszonych przez zwolenników Ku Klux Klanu. Po tym Tweetcie w sieci zawrzało.
"Moje słowa mówią same za siebie, za słowa innych nie odpowiadam. Jak wszyscy dobrze wiecie, moje tweety są najczęściej satyryczne, często prowokujące i często celowo kontrowersyjne. Ten niczym od innych się nie różnił." - wyjaśniał Hodge.
Tweet Hodge'a nie spodobał się stacji TSN, która uznała, że dziennikarz nie powinien wykorzystywać imion dzieci hokeisty do wykazania związku z rasistowskimi poglądami. - Wierzę, że Dave nie chciał nikogo urazić, tylko żartował. Ale uważam, że było to co najmniej w złym guście - mówi Stewart Johnston, prezydent TSN.
Ostro decyzję zawodnika skrytykował także Kevin Paul Dupont z "Boston Globe". "Podły samolub, nieprofesjonalny, niedojrzały. Mam kontynuować?" - napisał Dupont. Gubernator stanu Massachusetts Deval Patrick także krytycznie zareagował na decyzję hokeisty. - To fantastyczny bramkarz, ma prawo do swoich poglądów. Ale widać, że w naszym kraju jest coraz mniej ludzi z klasą - powiedział.
Decyzji Thomasa starał się bronić bloger Joe Haggerty z Pro Hockey Talk, który napisał, że "Thomas ma bardzo wyraziste poglądy, z którymi wielu się nie zgadza, ale zawsze ich broni. Takich ludzi należy podziwiać".
Podzieleni zachowaniem są także kibice. Serwis ESPN zapytał swoich czytelników, czy decyzja Thomasa o wykorzystaniu wizyty Bruins w Białym Domu z powodów politycznych była samolubna. Z niespełna 80 tys. osób, które wzięło udział 52 procent uważa, że tak.
36-letni Thomas był jednym z najlepszych zawodników Bruins w ich mistrzowskim sezonie. Miał najwyższy procent obronionych strzałów w lidze, wybrano go MVP fazy play-off. Boston Bruins po raz pierwszy od 39 lat wywalczyli mistrzostwo NHL.
Magazyn NHL: Mecz Gwiazd. Historia, rekordy i... drużyny wybrane przez Sport.pl!