To najszybciej latająca piłka w sporcie: 340 km/h. Polska obrosła mitami

Kacper Sosnowski
O golfie trudno jest mówić i pisać, bo ten sport najbardziej wciąga wtedy, gdy się go posmakuje. Oczaruje, gdy zobaczy się grających razem dziadka z wnuczkiem i wzbudzi respekt, gdy pierwszy raz chce się "przesunąć" kijem piłkę. Za nami kończące sezon zawody dla profesjonalistów i amatorów PGA Polska Championship na Lisiej Polanie.

Jest dla bogaczy, raczej trudno dostępny, a przy tym nudny. Z takimi określeniami, szczególnie w Polsce, golfiści stykali się od lat. Tyle że siedząc w fotelu i czytając o tym sporcie lub oglądając w telewizji, jak ktoś próbuje wbić do dołka małą piłeczkę, raczej trudno jest golfa dobrze poznać i zrozumieć czy też się nim zachwycić. Trudno jest odczuć, że golfowa piłka jest najszybciej latającą piłką w sporcie, a jej rekord prędkości to niemal 340 km/h. Trudno wyobrazić sobie, że ktoś kiedyś był w stanie posłać ją na niemal pół kilometra, bo prawie tyle wynosił najdłuższy drive w historii. Z zaciekawieniem można przyjąć, że przy golfie człowiek odkrył też kilka praw fizyki, a konkretnie aerodynamiki. To dlatego w dawnych czasach chętniej grano piłkami porysowanymi, zużytymi niż tymi idealnie gładkimi, bo te porysowane latały dalej. Potem piłki rysowano i nacinano już specjalnie, bo wgłębienia w piłkach tworzyły swego rodzaju turbulencje podczas lotu i niosły piłki dalej. To dlatego teraz w produkcji masowej robi się na nich dimple, czyli wgłębienia. Golf od wieków był dla ludzi tak ważnym sportem, że znalazł się w programie już drugich nowożytnych igrzysk olimpijskich, zresztą powrócił na olimpijskie areny w 2016 roku. Choć w Polsce w porównaniu do Niemiec, Skandynawii czy nawet Czech golf z powodu zdecydowanie mniejszej liczby golfistów i pól golfowych wciąż raczkuje, to jednak robi się wiele, by to zmienić. 

Zobacz wideo Arkadiusz Milik fanem golfa? Trafił!

Golf dla bogatych? To kosztuje tyle, ile bilard czy kręgle

Sport.pl odwiedził ostatni w sezonie turniej PGA Polska. To stowarzyszenie popularyzuje golfa i ma w swych szeregach najlepszych golfowych trenerów. Na Polu Golfowym Lisia Polana rywalizowali nie tylko zawodowcy. Przed ich rywalizacją zorganizowano turniej ProAm PGA Polska Championship. To cykl, w którym amatorzy spotykają się z zawodowcami i grają przemieszani w czteroosobowych grupach (jeden profesjonalista i trzech amatorów). 

 - To jest znakomita formuła, by podpatrzyć z bliska zawodowca i posłuchać jego wskazówek, nauczyć się czegoś nowego - tłumaczy nam Maksymilian Sałuda – sekretarz generalny PGA Polska. - Te spotkania mają formę gry i rozmowy. To jest taki przegadany golf, bo cztery godziny spędzane zwykle na greenach jest okazją, by czerpać i uczyć się od mentorów tej dyscypliny. 

- Ludzie najczęściej pytają mnie jak wygląda życie na golfowych turniejach, pytają o rutynę, o to jak radzę sobie ze stresem, jak gram różne strzały - mówi nam najlepszy polski golfista Adrian Meronk.

Mniej i bardziej doświadczeni golfiści, których spotykamy na Lisiej Polanie, przybyli tu by się uczyć i miło spędzać czas.

- To jest rywalizacja, ale i rekreacja i to razem z rodziną czy najbliższymi. Jedni w weekend jeżdżą na spacery do lasu, ja wolę golfowe pole. Tu też można się przecież solidnie nachodzić, a przy tym pobawić - mówi nam pan Tomasz. Dodaje, że golf to też forma ucieczki od zgiełku miasta i sposób na odstresowanie się. Sugestię, że na pole golfowe zwykle trzeba trochę dojechać, kwituje uśmiechem. - Na spacer do lasu przeważnie też.   

To, co dla jednych przy golfie wydaje się problemem, dla tych którzy się na niego decydują, często zmienia się w zaletę. 

- Do golfa tak jak do piłki nożnej nie musimy zbierać się w kilka czy kilkanaście osób. Na polu możemy trenować sami. Z dojazdami na obiekty bywa różnie. Rzeczywiście są pola oddalone o godzinę drogi od wielkich miast, są też takie zlokalizowane blisko metropolii. We Wrocławiu niemal z każdego miejsca na jedno z pół da się dojechać w 20 minut - mówi z kolei Oskar Zaborowski, zawodnik Wrocławskiego Klubu Golfowego, który w rozgrywanym na Lisiej Polanie od soboty do poniedziałku turnieju profesjonalistów, zajął trzecie miejsce. Gdy pytamy go o koszty golfowej przyjemności zaznacza, że dobrze rozgraniczyć to na zawodowców, którzy muszą jeździć po świecie po różnych turniejach i tych, którzy golf traktują jako rozrywkę i hobby. Zapewnia, że w tym drugim wypadku trudno mówić o głębokim sięganiu do kieszeni.    

- Jeśli chodzi o koszt gry w golfa dla amatora, to nie jest to droga zabawa. Do golfa przyległa łatka drogiej rozrywki, tymczasem koszyk piłek (wypożyczenie) kosztuje 15 złotych. Takie dwa koszyki starczą nam na prawie godzinę zabawy. Kij można wypożyczyć za jeszcze mniejsze pieniądze. Łączny koszt zabawy na golfowej strzelnicy jest zatem porównywalny z partią bilardu czy grą w kręgle - punktuje Zaborowski.  

W piłce nożnej czy koszykówce to by się nie udało

Golf ma jeszcze jedną zaletę, którą widać już po kilkunastu minutach przebywania nie tylko na turnieju amatorów i profesjonalistów, choć tam najwyraźniej. W grupach, które ze sobą rywalizowały byli zarówno 11-latkowie jak i seniorzy oraz jeszcze starsi seniorzy. W tej samej rywalizacji brali udział i panowie i panie.  

[Materiał promocyjny] Podsumowanie finału turnieju golfowego Land Rover PGA Polska

 

- To jest sport wielopokoleniowy, bo tu spokojnie może grać dziadek z wnuczkiem czy matka z synem i wszyscy będą się dobrze bawić. W innych sportach choćby w koszykówce czy piłce nożnej ta różnica wieku, czy różnica płci robi swoje. Poza tym w golfie przy systemie handicapowym, gdzie od danego zawodnika odejmuje się odpowiednią liczbę uderzeń przy rywalizacji graczy o różnych poziomach umiejętności, wyrównuje się w ten sposób szanse na zwycięstwo - podkreśla nam Sałuda. Golf jest sportem rodzinnym, ale też sportem, do którego coraz częściej przychodzą osoby spoza golfowego świata. - Ci, co grają, tak naturalnie zaszczepiają miłość do golfa u swych dzieci czy wnuczków, ale jest też sporo nowych osób. Myślę, że obecnie to się rozkłada po połowie - mówi nam Sałuda, który na polu golfowym najmłodszych widuje coraz częściej. Zresztą od tego roku pomaga w tym też Land Rover Junior Golf Academy, czyli golfowa szkoła gry dla najmłodszych.  

Land Rover Golf AcademyLand Rover Golf Academy fot. Andrzej Majos

- Tegoroczna akademia była pierwszą. Zrobiliśmy ją w czterech punktach w Polsce: Szczecinie, Gdańsku, Wrocławiu i Warszawie. To były zajęcia wakacyjne. Mamy zapewnienie, że współpracować przy akademii będziemy też w przyszłym roku i będziemy ją rozszerzać na więcej miast. Zdajemy sobie sprawę, że juniorzy są przyszłością tej dyscypliny, więc jak najszybciej staramy się zarazić ich golfem - mówi nam Sałuda, który na Lisiej Polanie prowadził też finał golfowej akademii dla dzieci od siedmio do piętnastolatków. Golfową zabawą, która cieszyła się największym powodzeniem, była próba wbijania piłeczki do otwartego bagażnika auta, partnera akademii. Instruktor wykorzystał specjalną strefę Land Rovera, w której można było poznać modele brytyjskiego producenta, sprawdzić samochody, czy skorzystać z testowej jazdy. Dzieci testowały raczej samochodowe bagażniki. Okazało się, że choć nie było to łatwą sztuką, piłeczka do otwartego bagażnika wpadała. To była piłeczka gąbkowa. 

Sałuda w weekend był zresztą bardzo zajętą osobą, bo sam jako zawodnik brał też udział w finałowym PGA Polska Championship w kategorii dla profesjonalistów. Wygrał. Drugi był Mateusz Jędrzejczyk, a trzeci wspominany już Oskar Zaborowski. W kategorii ProAm (profesjonaliści i amatorzy) najlepsza okazała się drużyna Kuby Piotrowskiego w składzie Jarosław Jaroszek, Artur Dziugieł i Rafał Ges. 

Zwycięzcy PGA Polska ChampionshipZwycięzcy PGA Polska Championship PGA

Kiedyś znajomi, teraz przyciąga Meronk

Dodajmy, że także w tym roku na imprezie błysnął jeden z amatorów 15-letni Litwin Giedrius Mackelis, który patrząc na zestawienie bez podziału na kategorię amatorską i profesjonalną, zanotował taki sam rezultat co Sałuda. W zeszłym roku Litwin szedł łeb w łeb, czy też dołek w dołek z najlepszym polskim golfistą Adrianem Meronkiem. Notowany obecnie w pierwszej 60. rankingu Meronk komplementował wówczas młodego zawodnika i przekazywał swoje wskazówki. 

Meronk, który nie tak dawno został pierwszym Polakiem w wielkoszlemowym, turnieju US Open, dzięki swoim sukcesom również stał się świetną reklamą dla ukochanej dyscypliny. Widać to było po zainteresowaniu zawodami PGA Polska Championship. Rok temu, kiedy Meronk brał udział w rywalizacji na Łysiej Polanie, w turnieju zarejestrowało się ponad 100 osób, w tym roku już bez Meronka impreza miała 72 uczestników.

- Odczuwam to, że moja osoba napędza golfa w Polsce. Wiem, że coraz więcej osób śledzi moje wyniki, że mnie wspiera, gratuluje. Odczuwam to gdy jestem w polskich klubach. Zdaję sobie sprawę, że moją rolą jest też teraz promowanie golfa w Polsce i staram się to robić - mówi nam telefonicznie Meronk.

Tę zaczynającą się Meronkomanię potwierdzają też koledzy najlepszego polskiego zawodnika, choćby trenujący we Wrocławiu w tym samym klubie Zaborowski. 

- Mam wrażenie, że dzięki Adrianowi na golfa decyduje się coraz więcej osób i to takich, które nie miały z tą grą styczności. We wcześniejszych latach, najczęściej było tak, że na wycieczkę na pole golfowe przeważnie namawiali kogoś znajomi golfiści - mówi nam Zaborowski. Teraz gdy mówi się o sukcesach Polaka w mniej popularnej dotąd dyscyplinie, a ludzie chętniej otwierają się na nowe rozrywki i zajęcia, pytań o małą białą piłkę z dimplami jest więcej.  

- Moi znajomi sami coraz częściej o tego golfa podpytują. Mówią, że też by się przeszli i spróbowali zagrać - przyznaje Zaborowski, który zawodowo zajął się golfem już po dwóch latach nauki.  

- Przyjść, najlepiej z dzieckiem, spróbować i sprawdzić czy się podoba - potwierdza Meronk. On sam mimo kilkunastu lat na polach, wciąż ma co odkrywać i spełnia przy tym swoje marzenia. W wakacje w wielkoszlemowym, najstarszym The Open miał okazję trenować z legendą tego sportu Tigerem Woodsem.  

- Pytałem go o wskazówki dotyczące pola, o to jak radzi sobie z wiatrem, pytałem jak się czuje. Jednak najważniejsza była sama gra z Tigerem. To było spełnienie marzeń z dzieciństwa, ale też duży zastrzyk pewności siebie. Utwierdzenie, że mogę grać z każdym, a przy tym olbrzymia motywacja do dalszej pracy. Taka myśl, że zaszedłem tak daleko i gram z żywą legendą tej dyscypliny, więc nie ma granic - mówi nam Polak, który wdrapuje się na golfowy szczyt.   

Szczyt w sporcie, który ma kilka wymiarów. Wydaje się skomplikowany, ale jest też prosty. Prosty na tyle na, ile potrzeba. Nowicjusz, grając w golfa, nie będzie interesował się tym wszystkim co Meronk: jak układa się trawa, jaki jest jej gatunek, gdzie jest na niej rosa? Nie będzie niczym Bryson DeChambeau sprawdzał ciśnienie powietrza i przeliczał w głowie pożądanych kątów uderzenia piłki. Nowicjusz ucieszy się, gdy na strzelnicy lub polu w ogóle w piłkę trafi, a gdy to nastąpi, zacznie doceniać tych wszystkich, którzy kijem golfowym czarują. Posyłają piłkę na kilkaset metrów, podkręcają swe uderzenia, sprawiają, że po upadku piłka się cofa, puttują po falistym greenie, a piłka jak zaprogramowana przelatuje przez kilkanaście metrów i dociera, dokładnie tam gdzie chcą. W pięknych okolicznościach przyrody, z dala od zgiełku miasta, dźwięk wpadającej do dołka piłki jest tym samym bardzo przyjemnym dźwiękiem i dla profesjonalisty, i dla nowicjusza.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.