Kusznierewicz: To była miłość od drugiego uderzenia

Młody, przystojny, a na jego koncie całe mnóstwo sportowych sukcesów. Mateusz Kusznierewicz, medalista olimpijski z Atlanty, dwukrotny indywidualny mistrz świata w klasie Finn, grał w towarzyskim turnieju, rozgrywanym dzień przed najważniejszym golfowym wydarzeniem tego roku - DHL Wrocław Open. Zapytaliśmy go o wrażenia z gry i o to, co takiego jest w golfie, że zakochał się w nim od pierwszego wrażenia.

Golf24: Kiedy rozpoczęła się Twoja przygoda z golfem?

Mateusz Kusznierewicz: Tak naprawdę miało to miejsce 16 lat temu. Jak ten czas szybko leci! Kiedy uczestniczyłem w regatach na mistrzostwach świata w klasie Finn, które rozgrywały się w Irlandii w okolicy Belfastu, jednego dnia nie było w ogóle wiatru. Flauta kompletna. Szybko się zorientowaliśmy, że mamy wolne.

Znajomi Amerykanie, Kanadyjczycy i jeden Szwed zebrali się i zaproponowali, by pojechać razem na golfa. Ja nigdy dotąd golfa nie widziałem na żywo, zapytałem się więc, czy mogą mnie zabrać ze sobą. Wtedy przeszedłem z nimi rundkę i bardzo mi się spodobało. Pamiętam doskonale, że podczas gry ze dwa razy pozwolili mi uderzyć piłkę. Pierwszy raz nawet w nią nie trafiłem, a drugi raz, przypadkiem kompletnie, piłka pięknie poleciała gdzieś na 180 m.

Był to fart oczywiście, jednak od razu bardzo mi się golf spodobał. Takie były początki. Widomo, w tamtych czasach nie było zbyt wielu pól golfowych w Polsce ani też golfistów, ale od czasu do czasu udawało się w golfa pograć. Co ciekawe, więcej grałem za granicą niż u nas w kraju.

Golf24: Czy można zatem powiedzieć, że golf to była miłość od pierwszego uderzenia?

M. K.: Tak, faktycznie, poczułem to w środku. To, co mi się od razu spodobało, to fakt, że dyscyplina ta jest bardzo techniczna i skomplikowana poprzez różnorodność sytuacji, w których się zawodnik znajduje. Po drugie, ja jestem zawsze pod wrażeniem uroków otoczenia, natury i doceniam, kiedy pole jest ładne. A każde jest inne.

Grałem w wielu miejscach na całym świecie, np. na klifach w Nowej Zelandii. Niektóre pola są oczywiście bardzo standardowe, ale niektóre to naprawdę wyjątkowe miejsca. Za każdym razem, kiedy miałem taką okazję, żeby zagrać, to z niej korzystałem. Moi znajomi zawsze prosili mnie, abym przywoził im piłeczki, z tych miejsc, które odwiedziłem.

Jeszcze jedna rzecz zawsze mi się w golfie podobała. Miałem i mam do tej pory bardzo duże szczęście do osób, z którymi gram. Nawet dzisiaj, była po prostu super atmosfera. Z tym zawodowcem, z którym graliśmy, Finem, było naprawdę bardzo sympatycznie. Spędzić czas z takimi ludźmi, jak moi dzisiejsi partnerzy z grupy, to frajda, a przy okazji fajna gra.

Golf24: Czy chciałeś podpatrzeć tego zawodowca, jego grę, czy rundę tę traktowałeś bardziej zabawowo?

M. K.: Cały czas zasypywałem go pytaniami, ale tak jak sportowiec sportowca. Nie chwaliłem się, że zawodowo zajmuję się sportem. Po prostu podpytywałem go i patrzyłem, co robi, czy liczy sobie punkty, jak dobiera kije, czy ma pomysł na swoją grę. Bardzo dużo pytałem go, jak wygląda gra na European Challenge Tour czy na European Tour oraz jak to wygląda w Finlandii. Czy pokazują u niej krajowej telewizji transmisje z turniejów tych lig. Okazuje się, że nie, są tylko relacje z Masters. Mówił jednak, że mogą sobie ścignąć kanał ze Szwecji.

Golf24: Za co cenisz grę w golfa - jakie cechy kształtuje ten sport?

M.K.: Przede wszystkim uczy spokoju, pokory, wyważenia. Fajnie, że jest to tak techniczna dyscyplina. Pokazuje, że w sporcie trzeba dużo myśleć i w żadnym wypadku nie używać siły. Osobiście staram się jak najmniej tej siły używać, bo piłka wbrew pozorom wcale dalej nie leci. Chociaż dzisiaj nasz pro powiedział mi, żebym jednak w pewnych momentach zaczął używać swoich muskułów, wtedy będziesz miał jeszcze lepszą grę.

Golf24: Jak często trenujesz golfa?

M. K.: Na pewno zbyt rzadko. Ja w ogóle mało trenuję. Mój główny problem w golfie polega na tym, że tak jak zatrzymałem na handicapie 16,3, tak od dłuższego czasu nic go nie poprawiłem. Dzisiaj nawet na niego nie zagrałem, miałem 2 czy 3 punkty więcej. Powód jest jeden - zbyt mało gram. Jednak jak już mam czas na golfa, to od razu umawiam się ze znajomymi na pole i idziemy na rundę. Z treningiem jest już gorzej. Wystarczy popatrzeć na naszych juniorów, oni mało grają na polu, ale więcej trenują w bunkrach, na driving range'u, chippują itd. A ja to kompletna odwrotność. Wiem, że to jest złe, ale gram głównie dla przyjemności.

Golf24: A jakie było najpiękniejsze pole golfowe jakie widziałeś? Podróżujesz przecież po całym świecie...

M. K.: Bardzo mi się podoba tutaj we Wrocławiu. Faktycznie w Polsce mamy kilka naprawdę bardzo ładnych pól golfowych, chociażby w Toyi, w Postołowie, Częstochowie. Myślę, że mamy się czym pochwalić. W Nowej Zelandii grałem na półwyspie 60 km na północ od Auckland. Było tam przepiękne pole, które utkwiło mi w pamięci. Miło wspominam także pola w San Montanie, w Szwajcarii, w Portugalii. W Stanach w okolicy San Francisco jest również pole, które nazywa się Olimpic Course. Organizuje się tam wiele ważnych zawodów. Oczywiście nie można się tam dostać tak sobie. Trzeba jakoś po znajomości

Golf24: Czy udało Ci się kogoś zarazić swoją pasją do golfa?

M.K.: Mało tak naprawdę. Kilka osób faktycznie chwyciło bakcyle, nawet znajomi stąd z Wrocławia. Ciągle próbuję namówić mojego kolegę, z którym żegluję na łódce, ale Dominik nie ma czasu, bo jak tylko wracamy z regat, on siada do swojej pracy. A jest dziennikarzem. Tak to zatem wygląda.

 

Najważniejsze informacje o zawodnikach i turniejach golfa ?

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.