Turniej zakończył się o 18:38. Zaledwie siedem minut później lexus Rory'ego McIlroya wytoczył się z parkingu przed Pinehurst Resort i ruszył na lotnisko. O 19:29 prywatny samolot Gulfstream 5 już startował z lotniska Sandhills w Południowej Karolinie. 35-letni Irlandczyk z Północy uciekał przed czymś, przed czym nie da się uciec. To będzie go ścigać do końca jego dni.
McIlroy to wielka gwiazda golfa, którego popularność w Polsce dopiero się rodzi. Na świecie to już jedna z najpopularniejszych dyscyplin. Zawodowcy na Zachodzie i w Ameryce popularnością przebijają tenisistów. A z pewnością zarabiają od nich zdecydowanie lepiej.
Irlandczyk swój wielki talent objawił w 2011 r. 22-letni wówczas golfista wygrał swój pierwszy wielkoszlemowy turniej – US Open. Był najmłodszym zawodnikiem, który tego dokonał od 88 lat. Kibice i eksperci byli pod wrażeniem jego dominacji. Najlepszy z rywali miał do niego osiem uderzeń straty po czterech dniach rywalizacji.
McIllroy wygrał jeszcze trzy turnieje wielkoszlemowe. Ostatni w 2014. Potem, choć odniósł jeszcze wiele błyskotliwych zwycięstw i zarobił na golfie masę pieniędzy (ponad 140 mln dolarów w całej karierze), w tych najważniejszych zawodach brakowało mu szczęścia.
Wydawało się, że jego 10-letnia niemoc zostanie przezwyciężona w tegorocznym US Open. Po trzech dniach rywalizacji i 13 dołkach czwartego prowadził o dwa uderzenia nad resztą stawki. Do końca zostało pięć dołków. Przewaga wydawała się trudna do roztrwonienia. Zwłaszcza że niedzielną cześć zawodów Irlandczyk zaczął wyśmienicie. "Wyglądał jak zabójca" - napisał Brody Miller z serwisu "The Athletic".
A jednak! Na ostatnich dołkach McIlroy grał fatalnie. Trzy z nich zaliczył z uderzeniem powyżej normy. Na dwóch dołkach nie trafił uderzeń trzy jardowych na tzw. greenie. Takich, których wykonał wcześniej 496 w całym sezonie i 496 trafił. Aż przyszedł 70. dołek US Open. McIlroy spudłował, a dwa dołki dalej jeszcze powtórzył ten blamaż. Gdyby trafił, doprowadziłby chociaż do play-off, a tak przegrał o jedno uderzenie z Amerykaninem Brysonem DeChambeau. "To zostanie zapamiętane znacznie bardziej niż którekolwiek z jego czterech zwycięstw" - skonstatował Miller. "To niewytłumaczalne. To tylko pokazuje, jak trudno jest wygrać turniej golfowy" - powiedziała komentatorka Sky Laura Davies.
"Ostatecznie wszyscy jesteśmy tylko ludźmi" - powiedział Matthieu Pavon, który zajął piąte miejsce. "Te dwa błędy będą prześladować Rory'ego do końca życia" - powiedział sześciokrotny zwycięstwa turniejów wielkoszlemowych Nick Faldo z Anglii. "Nikomu czegoś takiego bym nie życzył" - stwierdził natomiast zwycięzca.
Żeby dramaturgia była jeszcze większa, DeChambeau na 18 dołku wpakował swoją piłkę do bunkra (piaszczyste zagłębienie na polu). Z trudnej sytuacji wybrnął jednak genialnym uderzeniem.
McIlroy był zdruzgotany. Stąd jego szybka ucieczka z pola. Nie udzielił żadnych wywiadów. Dopiero dzień później wydał oświadczenie. "Wczorajszy dzień był trudny, prawdopodobnie najtrudniejszy w mojej prawie 17-letniej karierze zawodowego golfisty" - napisał Irlandczyk, który zapowiedział, że zrobi sobie kilka tygodni odpoczynku. Do gry wróci w Szkocji, gdzie odbędzie się brytyjski The Open – ostatni wielkoszlemowy turniej golfowy w tym roku.
Dwa nieudane uderzenia kosztowały go dwa miliony dolarów. Zwycięzca zabrał do domu 4,3 mln dolarów, drugi – 2,32 mln. Nie o pieniądze tu jednak chodzi. Gdyby na nich zależało Irlandczykowi, to by dołączył do saudyjskiej LIV Golf League. Tam czeka na niego umowa na 850 mln dolarów.
McIlroy już raz przeżył podobny kolaps. W 2011 r. zanim wygrał pierwszy turniej wielkoszlemowy, prowadził w Masters czterema uderzeniami przed ostatnim dniem turnieju. Potem jednak zaliczył wstydliwe 80 uderzeń na 18 dołkach i przepadł. Dwa miesiące później wygrał swój pierwszy turniej wielkoszlemowy.