Meronk przeczytał wypowiedź Fajdka i reaguje: "Nigdy bym nie powiedział"

Łukasz Jachimiak
- Może nie krążą nagrania, na których mały Adrian Meronk mówi to, co mówiła mała Iga Świątek, ale dobrze pamiętam, że kiedy byłem dzieckiem, to miałem takie wizje podczas treningów, że podchodzę do ostatniego uderzenia, którym mam wygrać turniej wielkoszlemowy - mówi najlepszy polski golfista w rozmowie ze Sport.pl. A właściwie to źle przedstawiamy Meronka - on już jest jednym z najlepszych golfistów świata. I zapewnia, że chce być wielki jak Tiger Woods!

Adrian Meronk ma 30 lat i mówi, że przed nim jeszcze ze 20 lat w światowej czołówce. O jego przynależności do elity niezbicie świadczy fakt, że w tym roku Polak zadebiutuje w cyklu PGA Tour.

Zobacz wideo Arkadiusz Milik fanem golfa? Trafił!

Meronk jest w tej chwili 48. w światowym rankingu. I przekonuje, że już stać go na wielkoszlemowe zwycięstwa i na medal olimpijski na igrzyskach w Paryżu.

Łukasz Jachimiak: Zacznijmy od Pawła Fajdka, który niedawno powiedział na Sport.pl tak: "Pozytywnym wydarzeniem roku w polskim sporcie był awans Adriana Meronka do cyklu PGA Tour. To jest wyżej nawet niż sukcesy Igi Świątek!". Co ty na to?

Adrian Meronk: Czytałem tę wypowiedź Pawła i zrobiło mi się bardzo miło. Świetnie wiedzieć, że utytułowany sportowiec tak bardzo docenia moje sukcesy i że się w ogóle mną interesuje. Ale zdziwiło mnie to. Byłem naprawdę bardzo zaskoczony. No bo, kurczę, strasznie ciężko przebić to, co zrobiła Iga! Ona w minionym roku była po prostu najlepsza, była postacią dominującą w swojej dyscyplinie. Myślę, że Iga wszystkich polskich sportowców motywuje do bycia najlepszymi w swoich dyscyplinach. Jest inspiracją na pewno nie tylko dla mnie, w każdym razie ja jej bardzo kibicuję i jestem dla niej pełen podziwu. Dlatego mówię szczerze - nigdy bym nie powiedział, że moje sukcesy przebiły sukcesy Igi. Ale naprawdę mi miło, że ktoś aż tak bardzo docenia to, co ja zrobiłem.

Fajdek stwierdził, że w golfie o sukcesy jest jeszcze trudniej niż w tenisie, bo w golfa gra pół świata. A w rozmowie ze Sport.pl w 2020 roku ty mówiłeś tak: "W golfie jest dużo więcej zawodników niż w tenisie, dlatego odpowiednikiem top 60 z tenisa byłaby w golfie pierwsza dwusetka rankingu. Każdy z tej dwusetki może wygrać turniej". Skąd są te dane?

Jeśli popatrzymy na Stany Zjednoczone, na Francję, na Niemcy, na Hiszpanię, to tam naprawdę wszyscy grają w golfa i grają bardzo dobrze, dlatego ta dwusetka jest odniesieniem. Azja też golfa uwielbia. Nie mam przed sobą dokładnych liczb, ale pamiętam, że w golfa gra około 100 milionów ludzi. To jest ogromnie popularny sport na świecie, a w Polsce ciągle jeszcze nie. Największą popularnością golf cieszy się w Stanach - tam wszyscy golfistów znają, a nawet podziwiają. To zasługa Tigera Woodsa, który odmienił ten sport, sprawił, że mnóstwo ludzi spróbowało w golfa grać, a nie tylko go oglądać. Generalnie golf to jedna z 10 najpopularniejszych dyscyplin, ma ponad 450 mln fanów na całym świecie. Mam nadzieję, że w Polsce golf też mocniej ruszy. Bardzo bym chciał, żeby to się stało wraz z moimi osiągnięciami.

A masz jakieś konkretne dane, na których bazujesz, gdy mówisz, że w golfie jest dużo więcej zawodników niż w tenisie?

Mogę to zaraz sprawdzić, wygooglować.

W międzyczasie powiedz, proszę, jak jest z zarobkami - widzę turnieje z pulą nagród nawet 25 milionów dolarów, ale czy bycie w top 100 już daje dochody na poziomie pozwalającym na wszystko?

Nie wiem, jak w tenisie zarabiają zawodnicy z top 100, ale w golfie można żyć z gry, gdy się jest w top 200, a nawet top 300 na świecie.

No to macie lepiej, bo nie słyszałem, żeby w tenisie ktoś spoza top 100 uważał, że jest ustawiony. Na listach najbogatszych sportowców w poszczególnych latach i w ogóle w historii Tiger Woods przebijał i przebija Rogera Federera, Rafaela Nadala, Novaka Djokovicia.

Zgadza się. Tiger Woods to chyba drugi najlepiej zarabiający sportowiec w historii - po Michaelu Jordanie.

Kilka miesięcy temu widziałem ranking wszech czasów, w którym faktycznie Woods plasuje się tylko za Jordanem, a w top 10 znalazło się w sumie aż czterech golfistów i tylko Federer z tenisa.

Od czasów dominacji Tigera Woodsa top 50 w golfie jest bardzo wyrównane, w ostatnich latach nie ma nikogo, kto by aż tak przodował. Dlatego przybywa kolejnych świetnie zarabiających.

Woods jeszcze gra?

Tak, ale - niestety - miał dużo poważnych kontuzji, miał wypadek samochodowy i ogólnie problemy, przez które na kilka lat zniknął. Jednak zapowiedział, że w tym roku zagra osiem turniejów, będzie więc szansa się z nim zmierzyć. Tiger występuje tylko w PGA i w wielkich szlemach, ale ja już też tam jestem i mam nadzieję, że będę miał okazję znowu z nim zagrać.

Na razie bardziej z nim trenowałeś niż grałeś?

Tak, przed jednym z wielkich szlemów - to była runda treningowa przed British Open. Zagraliśmy dziewięć dołków, czyli połowę pola. To jedno z lepszych doświadczeń z mojej kariery, ale mam nadzieję, że wkrótce uda mi się z nim zagrać w turnieju.

Czyli chcesz rywalizacji z legendą, a nie tylko treningu, na którym pewnie bardziej on ci dawał rady niż walczyliście?

Właśnie tak było: przygotowywaliśmy się do turnieju, pytałem Tigera o różne rzeczy, a on chętnie mi podpowiadał. Dużo to dla mnie znaczyło.

Jak tam twoje googlowanie? Znalazłeś te dane pokazujące, że golfistów jest na świecie więcej niż tenisistów, czy za bardzo cię zagadałem?

- Na szybko wyszło, że w golfa gra 88 milionów ludzi, choć danych jest wiele i mocno rozbieżnych, a w tenisa 85 milionów. Na pewno kiedyś widziałem dane o stu milionach golfistów i 80 milionach tenisistów, ale niech będzie, że jest remis!

A musisz googlować czy powiesz z pamięci, jak dużo zarabiał nowozelandzki caddy, czyli pomocnik, Tigera Woodsa?

- Jest multimilionerem - były takie lata, że był najbogatszym sportowcem w całej Nowej Zelandii!

Nawet jeśli Paweł Fajdek nie miał racji, stawiając golf ponad tenisem, to myślę, że ma sto procent racji, gdy twierdzi, że twoje zakwalifikowanie się do PGA Tour to jest wielka rzecz, natomiast my w Polsce nie bardzo wiemy, co to właściwie jest. Przed naszą rozmową sprawdziłem, że to cykl prawie 40 turniejów z pulą nagród od 4 do 25 milionów dolarów, że grają tam tylko naprawdę najlepsi na świecie i że to tam przez lata rządził Woods.

- W turniejach 20-milionowych grać może tylko najlepsza "50" z PGA Tour z ubiegłego roku, czyli ja się tam w tym roku jeszcze nie dostanę, bo w PGA Tour będę debiutował. To znaczy jest szansa, żebym wszedł i do tych ośmiu turniejów, ale z kwalifikacji. W nich o pięć miejsc będzie walczyło zawsze około 200 świetnych zawodników. Natomiast bez kwalifikacji mogę zagrać we wszystkich pozostałych turniejach, a - jak widać - jest ich tyle, że i tak trzeba wybierać, bo fizycznie nie da się wystąpić wszędzie. Natomiast rzeczywiście dostać się do PGA Tour to bardzo trudne zadanie.

W ilu turniejach PGA planujesz zagrać?

- Sezon PGA Tour już ruszył, na Hawajach. Potrwa do sierpnia i co tydzień przez ten czas będzie jakiś turniej. Mój plan zakłada 16-17 turniejów z cyklu. W różnych miejscach, bo to nie tylko USA, ale też Meksyk, Portoryko, Dominikana, Bahamy czy Kanada.

Kiedy przenosisz się do Stanów? Bo wiem, że w ostatnich latach mieszkałeś w Dubaju, ale teraz twoją bazą ma być Floryda.

- W Dubaju jestem od ponad tygodnia, tu trenuję, żeby się przygotować do sezonu i tu zagram dwa pierwsze turnieje. Wylot do Stanów mam 21 stycznia. Pierwsze trzy albo cztery turnieje zagram w okolicach Kalifornii, następny w Meksyku, więc przez ten czas będę pomieszkiwał w hotelach blisko turniejów. Później, w połowie lutego, turnieje będą na Florydzie i tam poszukam miejsca, w którym zatrzymam się na kilka miesięcy.

W Polsce byłeś na święta Bożego Narodzenia i teraz planujesz wpaść na chwilę do rodziny na Wielkanoc?

- Nie dam rady, nie ma szans. W Polsce będę dopiero w połowie lipca - wtedy zjadę na turnieje Scottish Open, British Open i na igrzyska olimpijskie w Paryżu. Sezon będzie niesamowicie intensywny i wiem, że będę musiał tak wszystko planować, żeby szanować swoje ciało i być w formie wtedy, kiedy przyjdą igrzyska i turnieje wielkoszlemowe.

Gdybyś miał wybrać jeden sukces, to w 2024 roku chciałbyś być jak najwyżej w rankingu PGA Tour, zdobyć medal na igrzyskach czy wskazałbyś jeszcze coś innego?

- PGA będzie dla mnie bardzo ważne. To mój pierwszy sezon i bardzo chciałbym się w tej najlepszej grupie dobrze zadomowić i skończyć sezon w top 30 końcowego rankingu. Tak samo chciałbym być w top 30 światowego rankingu na koniec roku. Igrzyska są dla mnie też bardzo ważne, ponieważ chcę powalczyć o medal. Mam już doświadczenie z olimpijskiej rywalizacji z Tokio, już wiem, z czym to się je, a w Paryżu zagramy na polu, które dobrze znam i będę chciał to wykorzystać. Turnieje wielkoszlemowe też chcę zagrać jak najlepiej - wystąpię we wszystkich czterech i bardzo ważne jest dla mnie, żeby tam poprawić swoje dotychczasowe rezultaty.

W golfie macie cztery turnieje wielkoszlemowe i tak samo jest w tenisie, ale czy w golfie one są takim samym topem jak w tenisie, czy jednak któreś zawody z cyklu PGA Tour mają jeszcze większą renomę?

- U nas jest tak samo jak w tenisie: turnieje wielkoszlemowe są najważniejsze. Trzy z nich odbywają się w USA, więc wszyscy, którzy grają w PGA, mają łatwiej się przygotować, bo na co dzień grają w tych warunkach i rywalizują z tymi ludźmi, których spotykają też w zawodach wielkoszlemowych.

Masz swój ulubiony turniej wielkoszlemowy? Coś takiego, czym dla Igi Świątek jest Roland Garros?

- Tak, to jest Masters. Odbywa się w kwietniu w Auguście w USA, w stanie Georgia. To bardzo stary turniej, który jest porównywany do tenisowego Wimbledonu - zawsze odbywa się na tym samym polu, gra tylko 80 najlepszych golfistów świata, to jest elita elit, to taka grupa, z której naprawdę każdy jest na poziomie pozwalającym wygrać. Rok temu tam zadebiutowałem, teraz mam nadzieję walczyć o jak najwyższe miejsce, bo jestem lepszym zawodnikiem, bardziej doświadczonym.

Który byłeś w debiucie?

- Niestety,dopiero 55. Tamtego startu nie zaliczam do udanych, ale to zdecydowanie było dobre, bardzo cenne doświadczenie.

Tak szczerze - uważasz, że już jesteś na poziomie, który pozwala ci myśleć o wygraniu tego Mastersa albo igrzysk olimpijskich? Czy jednak potrzebujesz jeszcze kilku lat zbierania doświadczeń i ciągłego poprawiania się?

- Szczerze mówiąc, doświadczenie jest w golfie bardzo ważne i często zawodnicy potrzebują 10 lat bycia w elicie, żeby zaczęli wygrywać. Ja w siebie wierzę i wiem, że jak będę grał swojego najlepszego golfa, to już jestem w stanie wygrać z każdym. Naprawdę mocno wierzę, że już w tym roku będę miał szanse wygrać turniej wielkoszlemowy, ale też nie będę rozczarowany czy zły, jeśli swój pierwszy turniej tej rangi wygram za pięć lat. Umiem być spokojny i cierpliwy. A pomaga w tym fakt, że w golfie nie ma granicy wieku - teraz mam 30 lat i już mogę wygrywać, ale za 20 lat dalej będę mógł należeć do światowej czołówki, bo o swoje ciało na pewno będę dbał.

Z jednej strony świetnie, że nie pędzisz z oczekiwaniami, z drugiej - mam nadzieję, że nie jesteś zadowolony już z tego, co masz teraz? Tobie się marzy zostanie legendą golfa, kimś takim jak Tiger Woods?

- No jasne! Od zawsze moim celem było wygrywanie wielkich turniejów, a nie dojście do top 50, w którym już jestem [na 48. miejscu] czy nawet do top 10. W 2023 roku miałem najlepszy sezon w karierze, sukcesy dodały mi skrzydeł do dalszej ciężkiej pracy i teraz mając okazję grania z najlepszymi co tydzień, będę chciał ich pokonywać. Czuję, że przyszedł mój czas.

A jako nastolatek trenujący golfa myślałeś sobie tak, jak myślała nastoletnia Iga Świątek, która powtarzała, że chce wygrać wszystkie turnieje wielkoszlemowe i igrzyska?

- Może nie krążą nagrania, na których mały Adrian Meronk mówi to, co mówiła mała Iga Świątek, ale dobrze pamiętam, że kiedy byłem dzieckiem, to miałem takie wizje podczas treningów, że podchodzę do ostatniego uderzenia, którym mam wygrać turniej wielkoszlemowy. Nie marzyłem wtedy tylko o złocie olimpijskim, bo wtedy jeszcze golfa nie było na igrzyskach. On wszedł do programu dopiero od igrzysk w Rio w 2016 roku. I świetnie, bo od dziecka oglądam wszystkie igrzyska! W ogóle kocham oglądać sport, zwłaszcza gdy występują Polacy. Mówię o właściwie wszystkich dyscyplinach - jestem wielkim kibicem, dla mnie Polacy zdobywający olimpijskie medale dla kraju to po prostu bohaterowie i obiecuję, że sam zrobię wszystko, żeby taki medal dla Polski wywalczyć. Wiem, że przede mną jeszcze wiele olimpijskich startów, ale mocno się nastawiam już na ten rok, na Paryż. Oczywiście dużo czynników musi się zgrać, żebym był tam na podium, ale mocno wierzę, że to jest możliwe.

Trzy lata temu przed igrzyskami w Tokio też miałeś nadzieję na medal, a zająłeś dopiero 51. miejsce na 60 startujących. Przez ten czas poprawiłeś się aż o tyle czy wtedy już faktycznie byłeś na poziomie pozwalającym myśleć o podium, ale coś się stało, na przykład źle zniosłeś atmosferę igrzysk, pobyt w wiosce olimpijskiej itp.?

- Dla mnie to wszystko było nowe i bardzo fajnym przeżyciem był pobyt w wiosce olimpijskiej z innymi sportowcami, ale przez to nie czułem się jak na turnieju. Wyszło na to, że pierwsze igrzyska były bardziej jak przygoda niż jak rywalizacja, bo nie dałem rady się po swojemu nastawić. Teraz igrzyska potraktuję zdecydowanie inaczej - tym razem one będą dla mnie jak dodatkowy turniej wielkoszlemowy. Odpuszczę ceremonię otwarcia, odpuszczę oglądanie występów innych sportowców - w stu procentach skupię się tylko na swojej grze i na jak najlepszym wyniku. Wyciągnąłem wnioski z poprzednich igrzysk.

Kogo oglądałeś w akcji w Tokio?

- Przez covid wejścia były bardzo ograniczone, ale udało mi się pójść na lekkoatletykę, na siatkówkę, na siatkówkę plażową i na koszykówkę. Widziałem kilka występów Polaków i to było dla mnie piękne przeżycie, bo to były moje pierwsze igrzyska, a naprawdę od dziecka, odkąd tylko pamiętam, oglądałem praktycznie wszystkie transmisje z igrzysk.

Skoro byłeś na lekkoatletyce, to pewnie widziałeś z trybun któryś z polskich medali, bo ich w Tokio nasi lekkoatleci zdobyli aż dziewięć.

- Tak, miałem szczęście być na stadionie wtedy, gdy mistrzynią olimpijską zostawała Anita Włodarczyk, a Malwina Kopron zdobywała brąz. Siedziałem z polską ekipą, wszyscy dziewczynom bardzo kibicowaliśmy i to było naprawdę piękne przeżycie. Widziałem też finał biegu na sto metrów i skoku wzwyż z dwoma złotymi medalami - fajnie trafiłem, na ważne wydarzenia.

Rozmawialiśmy o twoim graniu z Tigerem Woodsem, a powiedz czy zdarzyło ci się grać ze znanymi polskimi sportowcami, którzy są pasjonatami golfa? Na pewno lepiej ode mnie wiesz, że Jerzy Dudek czy Mariusz Czerkawski od lat są zapalonymi golfistami.

- Z Jurkiem i z Mariuszem gramy często! Oni przyjeżdżają do Dubaju i trenujemy razem. Tak samo z Tomkiem Iwanem. A gdy rok temu nasi piłkarze skończyli mistrzostwa świata w Katarze, to pograć przylecieli Wojtek Szczęsny i Janek Bednarek. Obaj bardzo dobrze sobie radzili.

Który z tych wszystkich golfistów-amatorów jest najlepszy?

- Jerzy Dudek. On bardzo dużo trenuje, a nawet jeździ po całym świecie na turnieje amatorskie. Jurek to jeden z najlepszych polskich zawodników! Mariusz Czerkawski też sobie bardzo dobrze radzi, a Wojtek Szczęsny ma bardzo duży potencjał. Osobiście się też przekonałem, że naprawdę dobrym golfistą stał się Gareth Bale.

Jemu to nawet stawiano zarzut, że stał się bardziej golfistą niż piłkarzem, gdy był na kontrakcie w Realu Madryt.

- Pamiętam to! Widać, że golf wciąga sportowców z innych dyscyplin.

Niedawno były trener Igi Świątek, Piotr Sierzputowski, opowiadał mi, że na urlopie wyłączył się z tenisa i oglądał twoje turnieje. A zdaje się, że na igrzyskach w Tokio zakumplował się z twoim trenerem albo twoim caddym.

- Z Piotrkiem akurat jeszcze nie grałem, ale z Hubim Hurkaczem tak i muszę powiedzieć, że on też się bardzo w golfa wciągnął. Bardzo dobrze mu to wychodzi, ma świetne czucie. Jak jesteśmy obaj we Wrocławiu albo w Dubaju, to zawsze rundkę zagramy.

Macie podobne warunki.

- Tak, praktycznie dokładnie takie same, bo obaj mamy po 197 cm wzrostu. Hubi naprawdę bardzo dobrze sobie radzi.

Dlaczego właściwie ty się przedstawiasz jako wrocławianin, skoro urodziłeś się w Hamburgu, a mieszkasz w Dubaju?

- To jest długa historia! Rzeczywiście urodziłem się w Niemczech. Do Polski zjechaliśmy z rodzicami, gdy miałem dwa lata. Początkowo pod Poznań, do Pniew. Tam dorastałem, tam skończyłem gimnazjum, a we Wrocławiu zamieszkałem dopiero wtedy, kiedy szedłem do liceum. Po liceum wyjechałem do Stanów, na cztery lata do collegu. Po nim wróciłem do Wrocławia i chociaż w ostatnich latach wyjechałem do Dubaju, to we Wrocławiu nadal są moi rodzice i to miasto traktuję jako swój dom, bo tam bazuję, gdy tylko jestem w Polsce - z Wrocławiem czuję się naprawdę związany.

Urodziłeś się w Hamburgu, bo akurat tam w 1993 roku żyli twoi rodzice?

- Tak, wyjechali za pracą, tam się poznali i tam się urodziłem. Życia w Hamburgu nie pamiętam, bo rodzice postanowili wracać do Polski jeszcze zanim skończyłem dwa lata. Nawet nie umiem płynnie mówić po niemiecku.

Twój tata był siatkarzem, a mama też uprawiała sport?

- Tak, ale rekreacyjnie. Mama nigdy w nic zawodowo nie grała, ona z zawodu jest pielęgniarką. Tata grał zawodowo w siatkówkę - w polskiej lidze w Olsztynie, a później w lidze niemieckiej. Z tego powodu wyjechał do Niemiec. Kiedy skończył karierę siatkarza, to szukał innej aktywności sportowej, spróbował golfa i go pokochał. Dzięki niemu ja zacząłem grać już jako małe dziecko.

Tata namawiał cię bardziej na golfa niż na siatkówkę, mimo że był bardziej siatkarzem niż golfistą?

- Tata namawiał mnie tylko na jedno - żebym spróbował wielu sportów. A nawet tak naprawdę na nic nie musiał mnie namawiać, bo sam uwielbiałem różne dyscypliny i grałem w piłkę nożną, w siatkówkę, w koszykówkę, jeździłem na "Czwartki lekkoatletyczne" w gimnazjum, gdzie skakałem wzwyż i biegałem na 300 metrów, poza tym dużo grałem w ping-ponga i jeździłem na nartach. Jako dziecko spróbowałem wielu sportów, a że tata był bardzo aktywnym golfistą i nawet jak jeździliśmy na wakacje zimą do Hiszpanii czy do Turcji, to on grał, więc i golfa szybko spróbowałem. I tu zaskoczenie - nie od razu połknąłem bakcyla. Piłka nożna i siatkówka były u mnie na pierwszym miejscu aż do momentu, gdy miałem 13-14 lat. Wtedy okazało się, że w golfie idzie mi najlepiej - w tamtym czasie zacząłem wygrywać juniorskie turnieje ogólnopolskie i dostałem pierwsze powołanie do reprezentacji Polski. Naturalne, że to mi się zaczęło coraz bardziej podobać, coraz poważniej zacząłem podchodzić do treningów i rodzina postanowiła przenieść się do Wrocławia, bo tam miałem zapewnione warunki do codziennego treningu.

W ilu miejscach w Polsce są dziś zapewnione takie warunki? Czy przez około 15 lat od twoich początków do teraz baza się poprawiła?

- Oj, dużo się zmieniło! Bardzo przybyło graczy. Kiedy miałem 14 lat, to w mistrzostwach Polski juniorów startowało 30-40 zawodników, a teraz to jest 130-140 zawodników. Teraz poza turniejem o mistrzostwo jest też regularna liga juniorska, czego za moich czasów nie było. Zainteresowanie jest dużo większe, powstało też więcej pól golfowych. Na pewno ruszyliśmy do przodu. Ale ciągle dużo nam brakuje chociażby do małego kraju, jakim są przecież Czechy. Cóż, tu jest moje zadanie, żeby golfa spopularyzować. Chcę osiągnąć takie sukcesy, dzięki którym Polacy naprawdę masowo zaczną grać, bo to jest naprawdę fajny sport, który można uprawiać nie tylko zawodowo, ale też hobbystycznie z rodziną i ze znajomymi.

W tej popularyzacji golfa to najbardziej pomogłyby dwie rzeczy - twój medal olimpijski i turniej w Polsce z twoim udziałem. Widziałem, jakie tłumy przychodziły w lipcu na nieduży turniej w Warszawie, ale z udziałem Igi Świątek. Wcale nie były potrzebne inne gwiazdy, ludziom wystarczyło, że Iga gra u siebie. Czy realne jest, że w tym roku zdobywasz medal w Paryżu i osiągasz inne sukcesy, a w niedalekiej przyszłości grasz w turnieju w Polsce?

- W tym roku pod Częstochową będzie organizowany turniej, jakiego w Polsce nie było od ponad 10 lat. Ranga niższa niż tego tenisowego turnieju z Igą, bo to odpowiednik challengera, ale ja bym z chęcią zagrał u nas i w takich zawodach. Niestety, w tym roku nie dam rady się tam pojawić, bo w tym terminie będę w Stanach. Ale jest plan, żeby ten turniej przeistoczył się w DP World Tour, czyli w pierwszą ligę europejską, i wtedy może już udałoby się tak ułożyć kalendarz, żeby tam wystąpić. Liczę, że to się uda, że to za jakiś czas będzie naprawdę atrakcyjna rzecz dla polskich kibiców.

Z twoim udziałem najwcześniej w 2025 roku?

- Tak.

A powiedz proszę, jak w golfa można pograć w Polsce teraz, w takiej pogodzie - tylko na symulatorach?

- Niestety, w naszej części Europy o tej porze roku to jedyna opcja uprawiania golfa. Ale symulatory są bardzo dokładne, a granie na takim symulatorze polega na tym, że jest skrzynka, która stoi za nami trzy metry, przed nami jest ekran podłączony do tej skrzynki, mu uderzamy w ten ekran i na nim wylicza się, czyli się symuluje, jak piłka poleciała. Można grać na polach odwzorowanych w symulatorze jeden do jednego z prawdziwych, znanych pól. Kiedyś też spędzałem zimy, korzystając z takich symulatorów. To było jeszcze w czasach licealnych.

Na tym poziomie, na którym jesteś teraz, musisz mieszkać w miejscu, w których da się trenować naprawdę i pewnie twoi rywale z naszej strefy klimatycznej są w Dubaju twoimi sąsiadami?

- Tak, w tym momencie w Dubaju jest wielu moich kolegów i rywali. My w Dubaju zimujemy, bo tu jest idealna pogoda i świetna golfowa infrastruktura - jest tu 10 pól i praktycznie codziennie spotyka się na tym polu, które się akurat wybierze na trening, 10-15 innych znanych golfistów.

W Dubaju jest 10 pól, a w całej Polsce 25? Zaledwie 25 przy aż 200 w Czechach, do których naszą bazę porównywałeś.

- Tak, około 30 pól na tak duży kraj, jakim jest Polska, to bardzo mało. Zwłaszcza że te nasze pola są prywatne. Potrzebujemy więcej pól i liczę, że powiaty i miasta zaczną w najbliższych latach budować publiczne pola, jakich w Czechach czy u naszego drugiego sąsiada, a więc w Niemczech, jest mnóstwo. Tam można pograć w golfa za drobne pieniądze i dlatego tam golf jest popularny.

Wiem, że golf się świetnie ogląda, nawet jeśli do końca się nie orientuje w nazwiskach jego gwiazd i na koniec chcę cię dopytać o dwie kwestie, które uważam za bardzo ciekawe. Pierwsza - w rozmowie ze Sport.pl w 2020 roku powiedziałeś tak: "Miałem kiedyś taką sytuację, że krokodyl leżał na brzegu stawu, a moja piłka była gdzieś tak 10 metrów od niego. Musiałem zagrać, ale komfortowe to nie było. Przyznam, że trochę się wtedy przy strzale spieszyłem" - czy do czegoś takiego da się przyzwyczaić, czy jednak to zawsze jest dodatkowa okoliczność stresująca, gdy turniej odbywa się w jakimś rezerwacie z dzikimi zwierzętami?

- Takie rzeczy zdarzają się często! Szczególnie na polach na Florydzie, gdzie jest dużo dzikich zwierząt, zwłaszcza aligatorów. Tam zawsze jest dodatkowy stresik, że to się stanie. A najwięcej takich emocji przeżywamy chyba wtedy, gdy gramy na polu przy Kruger National Park, czyli przy chyba największym rezerwacie na świecie. W RPA zawsze za płotem widzimy hipopotamy, słonie, żyrafy, lwy, a na polu zdarza się spotkać żmije. Niebezpiecznie bywa też w Tajlandii, a nawet w Australii, gdzie na polach zdarzają się spotkania z kangurami i pająkami. Pola są budowane w naturalnych środowiskach dzikich zwierząt, więc bywa niebezpiecznie.

Zdarza się, że zwierzęta atakują golfistów?

- Pamiętam jak jednego zawodnika zaatakowały małpy - na pomoc musiała ruszyć ochrona. A innego obsiadły pszczoły, cała masa pszczół! Na szczęście niedaleko było jezioro, do którego on się rzucił i w ten sposób pozbył się kłopotu. To były spotkania gorsze niż z aligatorami. One zazwyczaj są już na tyle przyzwyczajone do obecności ludzi, że spokojnie leżą, gdy się podchodzi do piłki. Ale stres i tak zawsze jest.

A propos wody moje drugie pytanie - o oszustwa. Najpierw znów cytat z twojego wywiadu dla Sport.pl sprzed kilku lat. Powiedziałeś wtedy: "Golf uczy uczciwości i pokory. Jeśli ktoś zostanie złapany na oszustwie, to jest skreślony. Od władz Touru dostanie karę zawieszenia, ale będzie skompromitowany, to się poniesie na cały świat". Czy do oszustw dochodzi najczęściej wtedy, gdy piłka wpadnie do wody i zawodnicy chcą jakimś niedozwolonym manewrem poprawić swoją trudną sytuację?

- Tak, zwykle chodzi o poprawianie położenia piłki. Na przykład piłka poleci w krzaki albo do wody, a zawodnik widząc, że znalazł się w beznadziejnej sytuacji, wyrzuca z kieszeni piłkę, oszukując, że to ta, którą chwilę wcześniej uderzył. Czasami są też próby oszustwa w liczeniu, ale w zawodowym golfie tego już praktycznie nie ma, bo wszyscy patrzą, są kamery i właściwie nie da się oszukać. To się jeszcze zdarza w amatorskim golfie. Natomiast jak ktoś oszuka, to zostaje przy nim łatka oszusta i albo nikt już nigdy z nim nie chce grać, albo co najmniej wszyscy na niego krzywo patrzą. To jest naprawdę sport uczciwych ludzi - u nas wystarczy, że ktoś oszuka raz, a jest skreślony.

I niedozwolone są nawet drobne zmiany pozycji piłki? Na przykład widzisz, że wpadła do wody tak, że mógłbyś ją kijem sięgnąć i przesunąć na brzeg, dzięki czemu uniknąłbyś wchodzenia do wody po pas?

- Dotknięcie piłki to punkt karny, nigdy nie można poprawiać jej położenia. Można dostosować ustawienie ciała w dowolny sposób - można klęknąć, żeby wybić piłkę z spod jakiegoś drzewa, można wejść do wody - takie rzeczy mi się zdarzały. Ale jeśli piłka się ruszy przez intencję jej zagrania, to jest od razu interpretowane jako próba poprawienia jej położenia i jest to karane.