Golf. Cud w Medinah, czyli Europa bije USA

Choć Irlandczyk Rory McIlroy pomylił strefy czasowe, a Amerykanie prowadzili już 10:6, Europejczycy zdołali ich dogonić i odnieśli jedno z największych zwycięstw w historii Pucharu Rydera.

Zero kontrowersji, żartów i luzu? To nie Facebook/Sportpl ?

"Największy golfowy come back", "Niedziela cudów", "Największe zwycięstwo w historii" - piszą brytyjskie, skandynawskie, niemieckie i hiszpańskie gazety o triumfie 14,5:13,5 nad ekipą USA w Pucharze Rydera.

Amerykanie rywalizują z Europejczykami co dwa lata, od 1927 r. Początkowo tych drugich reprezentowali wyłącznie Brytyjczycy, ale potem dołączyli Irlandczycy, a w 1979 r. także przedstawiciele innych krajów.

Poza czterema imprezami Wielkiego Szlema Ryder Cup uchodzi za najbardziej prestiżowe golfowe trofeum. Sportowcy po obu stronach Atlantyku latami zabiegają, by choć raz dostać się do 12-osobowej drużyny. W USA i Wielkiej Brytanii, gdzie golf jest najpopularniejszy, relacje w telewizji śledzi kilka milionów ludzi.

Tegoroczny pojedynek był najdramatyczniejszy od lat. Przed niedzielą, czyli ostatnim dniem zawodów rozgrywanych tym razem w klubie Medinah pod Chicago, Amerykanie prowadzili 10:6. Ich fani byli pewni swego, a media trąbiły o narodzinach nowej generacji gwiazd, bo po latach Tiger Woods zszedł na nieco dalszy plan.

Niedziela mogła się zacząć od kompromitacji Europejczyków. Rory McIllroy, Irlandczyk z Ulsteru, chłopak tenisistki Karoliny Woźniackiej i zwycięzca dwóch Szlemów, pomylił strefy czasowe i o mało nie spóźnił się na swój mecz. Zapomniał, że Chicago nie leży w tej samej strefie co Wschodnie Wybrzeże USA (jest o godzinę wcześniej). - Koledzy zadzwonili do hotelu zdziwieni, czemu mnie jeszcze nie ma. Zrozumiałem, że mam tylko 25 minut do meczu. Gdyby nie policjant, który podwiózł mnie, omijając korki, nie dotarłbym na czas i pewnie stracilibyśmy punkt - opowiadał McIllroy, który w singlowym meczu pokonał Keegana Bradleya.

Zwyciężali też jego koledzy - Anglicy Luke Donald i Ian Poulter, Szkot Paul Lawrie, Hiszpan Serio Garcia. Przewaga Amerykanów topniała, aż w końcu zupełnie zniknęła. Spektakularny triumf Europy przypieczętował Niemiec Martin Kaymer, który pokonał Steve'a Strickera. "Nie da się niczym usprawiedliwić tej sromotnej porażki" - lamentował "Chicago Tribune".

Europejczycy obronili tytuł wywalczony dwa lata wcześniej w Walii. Podkreślali, że do zwycięstwa niósł ich duch Seve'a Ballesterosa, legendarnego hiszpańskiego golfisty, który w zeszłym roku umarł po przegranej walce z rakiem. Seve w latach 80. prowadził Europę do zwycięstw w Pucharze Rydera przeciwko piekielnie mocnym Amerykanom z Jackiem Nicklausem, 18-krotnym zwycięzcą turniejów Szlema, w roli kapitana. - Seve znów nam pomógł, sprawił, że wierzyliśmy do końca. Był specjalistą od rzeczy niemożliwych, my też dokonaliśmy dziś cudu - powiedział Jose Maria Olazábal, kapitan Europy i uczeń Ballesterosa. Dzień przed decydującą rundą odbył motywacyjną rozmowę z zawodnikami, próbował m.in. natchnąć ich, przypominając cudowne zagrania zmarłego kolegi. Europejczycy zagrali w strojach przypominających te, w których występował kiedyś Ballesteros. "Ale największy hołd oddali mu samym zwycięstwem, bo to była wygrana w jego stylu: zaskakująca, efektowna i piękna" - napisał "Guardian".

Triumf drużyny Olazábala to także słodka zemsta za 1999 r., gdy Amerykanie po dramatycznej i kontrowersyjnej końcówce wygrali 14,5:13,5. Wtedy, na polu w Brookline w USA, to oni odrobili straty od stanu 6:10. Olazábal spudłował decydujące o losach meczu uderzenie, gdy Amerykanie zaczęli się już głośno cieszyć i skakać, co - jak twierdzili później Europejczycy - musiało go zdekoncentrować. Korespondent BBC komentował wówczas w radiu, że tego dnia narodziło się "golfowe chuligaństwo".

W niedzielę w Medinah, gdy stało się już oczywiste, że Europa zatriumfuje, a amerykańscy kibice zamilkli, Olazábal spojrzał w niebo i zapłakał, dziękując przyjacielowi za pomoc w rewanżu.

Jan Szmidt ? najlepszy w ME juniorów

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.