Otwarte w 1980 roku pole uchodzi za jedno z najtrudniejszych na świecie. A dodatkowego smaczku dodaje niesamowicie położony 17. dołek zwany Green Island. W czym tkwi jego trudność i wyjątkowość? Green umiejscowiony jest na wyspie (w zasadzie to półwysep), a organizatorzy umieszczają flagę często niedaleko brzegu. Z tee do dołka jest tylko 121 metrów, ale trafić na otoczony wodą green łatwo nie jest. Dodatkową trudność sprawiają zmienne warunki pogodowe, zwłaszcza wiatr. Margines błędu jest niewielki. I to przyciąga kibiców. Dookoła dołka zbudowano trybuny mogące pomieścić 36 tysięcy widzów. Wolnych miejsc przez cały weekend nie ma.
Fot. CHRIS KEANE REUTERS
Umiejscowienie greenu na wyspie powoduje, że mnóstwo piłek nie dociera do celu i ląduje w wodzie. Właściciele pola każdego roku wyławiają ponad 100 tysięcy piłeczek golfowych z jeziora otaczającego green. PGA dopiero od 2003 roku prowadzi statystyki utopionych piłek podczas turniejów w Sawgrass. W rekordowym 2008 roku zawodowcy podczas czterech dni turnieju utopili aż 97 piłek.
Hole-in-one, czyli trafienie do dołka za jednym uderzeniem, to marzenie każdego golfisty. Fakty są jednak brutalne. Większość golfistów nigdy w życiu nie zazna smaku hole-in-one. Szansa na jego ustrzelenie to statystycznie 1 do 12 750. Prawdopodobieństwo zaliczenia dwóch magicznych uderzeń podczas jednej rundy wynosi 1 do 67 milionów. Na 17. dołku w Sawgrass podczas turniejów PGA Tour zdarzyło się to sześciokrotnie. Dokonywali tego Miguel Angel Jimenez (2002), Paul Azinger (2000), Joey Sindelar (1999), Fred Couples (1997), Brian Claar (1991), BRad Fabel (1986).
Czasami oprócz pogody i warunków na polu figla potrafią spłatać zwierzęta. Najsłynniejszym incydentem na 17. dołku jest ten z 1998 roku, gdy mewa porwała piłkę Steve'a Lowery'ego z greenu. Ptak chwilę siłował się z podniesieniem piłki z greenu, ale po chwili się z nią uporał i wrzucił ją do wody. Lowery mógł dokończyć grę z greenu.