Euro 2016. Szwajcaria - Polska (1:1). Bitwa o Saint - Etienne wygrana w karnych. Jesteśmy w ćwierćfinale!

Lewandowski, Milik, Glik, Błaszczykowski, Krychowiak - to bohaterowie konkursu rzutów karnych (5:4). Polska dotrwała do nich dzięki jego powietrznej wysokości Łukaszowi Fabiańskiemu i awansowała do ćwierćfinału Euro 2016!

Spotkanie ze Szwajcarią Polska zaczęła od chyba najbardziej agresywnego możliwego pressingu. Atakowany był nawet bramkarz Yann Sommer i już po 25 sekundach Polacy mogli prowadzić 1:0, ale leżącego już na ziemi (!) golkipera, który zostawił pustą bramkę (!!) nie potrafił pokonać Arkadiusz Milik.

Lewa, prawa

Polska nie zwalniała tempa, dalej okładała Szwajcarię atakami. Raz z lewej, raz z prawej. Świetnie działała współpraca obrońców ze skrzydłowymi. Polacy wysoko odbierali piłkę, natychmiast wyprowadzali ataki, ale brakowało skuteczności. I w podaniach, i w strzałach. Mylił się w zagraniu piętą Kamil Grosicki, niecelnie kopał Robert Lewandowski.

Co na to szwajcarska jedenastka? Potrafiła się przebić przez polską gardę, ale rzadko. Najlepiej zrobił to duet Xherdan Shaqiri - Blemar Dżemaili. Pierwszy dośrodkowywał, drugi strzelał. Ale trafił w boczną siatkę.

Kulomiot, nie bramkarz

Gdy minął pierwszy kwadrans, Polacy się uspokoili, zaczęli grać ostrożniej. Przede wszystkim wybijali Szwajcarów z rytmu, dalej trzymali ich na bezpieczny dystans. Groźnie uderzał tylko Ricardo Rodriguez (z dystansu) i Fabian Schar głową po rzucie rożnym. Fabiański pewnie złapał piłkę. Bramkarz Swansea sparował później strzał Dżemailiego na rzut rożny, a później chwycił dośrodkowanie z kornera. Uspokoił grę i rozpoczął być może najpiękniejszy kontratak tych mistrzostw.

Wyrzucił piłkę tak daleko jakby był kulomiotem, a nie bramkarzem. Tę dostał, wprost do nogi, Kamil Grosicki. Skrzydłowy Rennes był w sobotę w znakomitej formie. Z lewej strony boiska zrobił sobie własne królestwo. Drybling na obieg, dośrodkowania, zejścia do środka - to był jego chleb powszedni.

I w 36. minucie Grosicki popędził skrzydłem, zszedł do środka, piłka kotłowała między nim a obrońcami, aż w końcu zagrał na prawą stronę. Arkadiusz Milik mylił się wcześniej, gdy kopał piłkę, ale nie pomylił się, gdy się przed nią uchylił. Przyjął ją Błaszczykowski, zobaczył, gdzie najlepiej kopnąć i znalazł to miejsce między nogami Sommera.

Wślizg i rewanż

Polacy utrzymali to prowadzenie do przerwy. Na drugą z wielkim postanowieniem poprawy wyszli Szwajcarzy i zaczęli grać z werwą. Atakowali, mieli kilka rzutów rożnych, po których strzelali, ale dobrze między słupkami czuł się Fabiański.

Im dłużej Szwajcarom nie wychodziło, tym zaczęli być bardziej sfrustrowani. Fabian Schar w 56. minucie brutalnie sfaulował Lewandowskiego, który po tym wślizgu wyskoczył w górę na grubo ponad metr. Sędzia Mark Clattenburg pokazał tylko żółtą kartkę.

Rozpoczęła się bitwa o Saint-Etienne. Natychmiast zrewanżował się Jędrzejczyk - powalił Stefana Lichsteintera. W tej batalii piłkę częściej mieli Szwajcarzy. Przeważali, być może to był efekt większej przerwy między meczami. Polacy odpoczywali przecież dwa dni krócej. Mimo to, Adam Nawałka nie przeprowadzał zmian. Grali wciąż ci sami zawodnicy.

Air Fabiański

Z bitwy urodziła się najpiękniejsza interwencja mistrzostw, a później najpiękniejszy gol zawodów. Na kwadrans przed końcem z wolnego huknął Rodrugiez. Piłka leciała w okolice okienka bramki. Było niebezpiecznie. Ale Fabiański wyskoczył jak ze sprężyny, jakby brał udział w koszykarskim konkursie wsadów i zbił piłkę na rzut rożny.

Najładniejszy gol mistrzostw

Ta jednak interwencja nie uspokoiła Polaków, wciąż przede wszystkim się bronili. I zostali za to skarceni, choć Szwajcaria nie miała zbyt wysublimowanego pomysłu na grę. Na dziesięć minut przed końcem z lewej strony wrzucił Lichsteiner, w polu karnym było czterech Szwajcarów, piłkę wybił Pazdan, a ta poleciała do Shaqiriego.

Zaskoczył wszystkich. Być może nawet siebie.

Złożył się do przewrotki i kopnął idealnie. Chyba nie dało się tego strzelić lepiej - piłka odbiła się od słupka, w dolny róg bramki. Poza zasięgiem Fabiańskiego.

Obie drużyny nie chciały szaleńczo atakować w końcówce. Dotrwały do dogrywki.

Obrona Częstochowy

Tam była już tylko kurczowa defensywa ze strony Polski, która prawie słaniała się na nogach. Krzysztofa Mączyńskiego złapały skurcze. Zmienił go Tomasz Jodłowiec. Wciąż atakowała Szwajcaria, która miała przed sobą osłabionego rywala.

Była to obrona Częstochowy, nawet jeśli na boisku pojawili się Tomasz Jodłowiec i Sławomir Peszko. Raz za razem tylko na włosku trzymał się remis dla polskiej reprezentacji. Korzystne stało się dla niej nawet wybijanie piłki na rzut rożny. Między słupkami królował jednak Fabiański. Na siedem minut przed końcem dogrywki błąd popełnił Kamil Glik - złamał linię spalonego - i z piątego metra głową uderzał Eren Derdiyok. Bramkarz Swansea znów jednak był szybszy, zwinniejszy, sprytniejszy i odbił piłkę. Z pola karnego wybił ją Michał Pazdan.

Pięć minut później znowu Derdiyok był w polu karnym, bardzo blisko bramki, Pazdan próbował go powstrzymać, już nawet wybił piłkę, lecz Szwajcar był szybszy. Jednak jego strzał był leciutki, piłka tylko się turlała i Fabiański wybronił.

Jedziemy do Marsylii!

Już każdy pogodził się z karnymi, gdy na minutę przed końcem Krychowiak podawał w pole karne. Podanie odbiło się od jednego ze Szwajcarów i leciało wprost do biegnącego Łukasza Piszczka. Ten, podobnie jak Derdiyok, nie zdążył dobiec do piłki, ta zaczęła krążyć między bramkarzem, obrońcami a Robertem Lewandowskim, ale w końcu została wybita.

I Mark Clattenburg skończył mecz. Zaczęły się karne.

Z nich, mimo zmęczenia, zwycięsko wyszli Polacy. Bohaterowie? Lewandowski, Milik, Glik, Błaszczykowski, Krychowiak. Każdy z strzelił gola. U Szwajcarów pomylił się tylko lider Granit Xhaka. Jedziemy do Marsylii! Zmierzymy 30 czerwca się z Chorwacją albo Portugalią.

Gwiazdy, które nie pojechały na Euro. I nie żałują [ZDJĘCIA]

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.