Irlandia - Chorwacja 1:3 (1:2). Poznań pechowy dla Shaya Givena

Bramkarz Irlandii Shay Given drugi raz odwiedził Stadion Miejski w Poznaniu i znów trzy razy wyciągał piłkę z siatki. Po szybkim i ciekawym meczu Chorwaci wygrali 3:1 i są na pierwszym miejscu w tabeli grupy C.

Remis Hiszpanii z Włochami w pierwszym niedzielnym meczu oznaczał, że zwycięzca spotkania w Poznaniu zostawał liderem grupy C i otwierał sobie drogę do ćwierćfinału. Chorwaci szybko wyciągnęli rękę po tę szansę. Już w 157. sekundzie Mario Mandzukic dał im prowadzenie, zdobywając pierwszą tak wczesną bramkę na Euro od 2004 roku, gdy także w 3. minucie do siatki trafił Michael Owen w ćwierćfinałowym meczu Anglii z Portugalią.

Gol Chorwata był przedziwny. Snajper Wolfsburga dostał piłkę po rykoszecie, zanim uderzył ją głową, poślizgnął się, podparł kolanem, ale wstał i z dwunastu metrów pokonał Shaya Givena. Najbardziej doświadczony wśród Irlandczyków interweniował tak ślamazarnie, że nie był w stanie sięgnąć piłki.

Zespół z Bałkanów bardzo szybko roztrwonił jednak prowadzenie. Wystarczył dobrze rozegrany, wyspiarski rzut wolny, by w 19. minucie zrobiło się 1:1. Nie popisali się środkowi obrońcy Chorwacji: Gordon Schildenfeld i Vedran Corluka. Pierwszemu piłka przeleciała nad głową, a drugi dał się przepchnąć Seanowi St Ledgerowi, który z trzech metrów trafił do siatki. Potem para stoperów myliła się jeszcze kilka razy. Corluka miał szczęście, że nie skończył meczu z kartką, a Schildefeld odetchnął z ulgą, gdy w 63. min kopnął w polu karnym Robbiego Keana, co jednak uszło uwadze sędziego.

Zobacz wideo

Gdy trener Chorwatów Slaven Bilić (w Poznaniu zaprezentował oryginalne połączenie garnituru z sportową czapką zimową) mówił przed turniejem, że ma zespół gotowy sięgnąć po tytuł, nie miał zapewne na myśli możliwości swojej defensywy. Jeżeli piłkarze w strojach z biało-czerwoną szachownicę osiągną sukces na boiskach Polski i Ukrainy, stanie się to dzięki bardzo solidnej sile chorwackiego ataku. Zespół kapitalnie kierowany przez znakomitego Lukę Modricia zrobił w niedzielę bardzo wiele, by odzyskać prowadzenie. Dzięki dużej liczbie podań Chorwatów Irlandczycy byli coraz bardziej spychani we własne pole karne. Bronili się dzielnie, ku uciesze ponad 20 tysięcy kibiców na stadionie, ale pechowo. Tuż przed przerwą znów przegrywali, a drogę do bramki Nikicy Jelaviciowi otworzył... irlandzki obrońca Stephen Ward. Trener graczy w zielonych strojach Giovanni Trapattoni aż wszedł na kilka metrów na boisko, zdumiony faktem, że gol został uznany. Snajper Evertonu faktycznie dostał jednak piłkę od pomocnika Irlandii i wygrał pojedynek sam na sam z Shayem Givenem. Bramkarz Irlandczyków z pewnością będzie się wzdrygał na samą myśl o poznańskim stadionie. Był na nim półtora roku temu jako gracz Manchesteru City i trzy razy wyciągał piłkę z siatki w meczu Ligi Europejskiej.

O ile jednak wtedy nie miał nic do powiedzenia przy strzałach piłkarzy Lecha Poznań, o tyle w niedzielę miał spory udział przy trzecim golu dla Chorwatów. Kolega polskiego trio z Borussi Dortmund Ivan Perisić dośrodkował piłkę z godną podziwu precyzją, Mario Mandzukić uderzył głową, ale wcelował tylko w słupek. Piłka odbiła się jednak tak nieszczęśliwie dla Givena, że trafiła go w głowę i wylądowała w siatce.

Choć gol był kuriozalny, to trudno uznać wygraną Chorwatów za przypadkową. Już do końca meczu mieli nad nim kontrolę i wygrali zupełnie zasłużenie. Żywiołowe i ambitne ataki Irlandczyków skończyły się zaledwie kilkukrotnym podniesieniem wrzawy na widowni.

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.